Bajki, bajeczki, bzdury i głupotki

Drodzy Mieszkańcy,

poziom absurdu i groteski, dzięki osobistemu zaangażowaniu Dariusza Strausa, osiągnął w Siedlisku wyżyny do tej pory nieznane. Mając wszystkich nas za durniów, wójcina-nieudacznik próbuje zakłamywać rzeczywistość w zakresie spraw oczywistych. Na przykład ostatnio dowiedzieliśmy się od wójciny, że przegrywa procesy sądowe, ponieważ szkoda mu czasu na chodzenie po sądach, bo woli ten czas poświęcać na pracę w gminie. Przedni dowcip! Nie tylko koń by się uśmiał, ale wszystkie szkapiny jaśnie nam panującego zarżałaby gromkim chórkiem, gdyby to usłyszały! Dlaczego? Bo oczywiście wójt kłamie jak pies. Fakty przedstawiają się zgoła inaczej. Oto one.

Fakt pierwszy: wszystkie rozprawy przed sądem karnym zainicjował wójt. Póki co ani właściciel stacji paliw w Siedlisku, ani Barbara Szymańska, ani inny „oszołom” (tak wójt określa krytyków jego nieudolnych i szkodliwych rządów w gminie) nie wytoczył Strausowi żadnego procesu. Innymi słowy – procesy sądowe przeciwko mieszkańcom i biznesmenom w gminie wytoczył Dariusz Straus – nie odwrotnie.

Fakt drugi – na wydawcę cotygodniowych felietonów pieszczotliwie zwanego Cepeeniarzem. Darek Straus napuścił gminne kancelarie prawne i wytoczył mu łącznie pięć rozpraw sądowych. Wszystko po to, by na jego przykładzie pokazać jak to on rozprawia się się krytykami jego władzy. Żeby nikt inny mu nie podskakiwał, nie krytykował, nie wytykał nieudolności oraz jawnego szkodnictwa. Dość powiedzieć, że w 2019 r., by dowalić Cepeeniarzowi wójcina zaprzągł aż dwie kancelarie prawne! Wyobrażacie sobie? Dwie firmy prawnicze w tym samym czasie (sic!) zatrudnione po to, by – jak to zwykł mawiać Daruś – „zniszczyć” jednego człowieka?

Fakt trzeci: wszystkie procesy sądowe i całą batalię przedprocesową wójt finansował ze środków gminnych przy milczącej aprobacie rady gminy. Co więcej – wójt wytaczał kolejne procesy cepeeniarzowi w imieniu gminy Siedlisko – czyli całej gminnej społeczności – nie pytając radnych o zgodę. W tym zakresie uprawiał samowolkę.

Fakt czwarty – by zapewnić sobie przewagę procesową i upewnić się, że wynik sprawy będzie dla niego korzystny, do sądu na świadków Straus zaciągnął członków rodziny, których zatrudnił w urzędzie gminy. Siedliskowe specjalistki od wychwalania wójto-wujka: Janka Budzanowa z Anią Rojkową, zgodnie zeznawały, że gmina Siedlisko jest tygrysem gospodarczym regionu, a wujek… tfu, to znaczy się wójt – czyli wujcio Daruś – jest Midasem inwestycyjnym samorządu terytorialnego. Za jaką inwestycję się nie weźmie, to realizowana jest ona w mgnieniu oka i wszyscy są zadowoleni.

Fakt piąty – nie tylko urzędników z rodzinki wezwał Straus przed oblicze sądu, by świadczyli na jego korzyść. Przyciągnął też najwierniejszego z wiernych kolesiów, lokalnego oligarchę – znanego miłośnika tapicerki wójtowego siedziska, kolekcjonera nieruchomości gminnych Witka Rytwińskiego. Chłopina ledwo co włóczy nogami, na co dzień podpiera się rowerkiem, ale na rozprawę w Nowej Soli stawił się punktualnie. Uroczyście, pod przysięgą opowiadał jaki Darek jest zaradny, gospodarny i przedsiębiorczy. Na pytanie o transakcję sprzedaży mieszkania w byłym posterunku policji, który Wituś kupił za groszę od wójta metodą na tzw. „słupa” (co Rytwiński, w krzyżowym ogniu pytań przyznał) odpowiedział, że to wcale nie była aż taka gratka jak wszyscy myślą. Bo – jak twierdził – stropy były gliniane i remontować „cza” było.

Fakt szósty – wójt, mając do dyspozycji gminnych prawników, wcale nie musiał pojawiać się na rozprawach, Nic nie stało na przeszkodzie, by zamiast siedzieć w sądzie pracować na rzecz gminy. O ile właściciel stacji CPN w Siedlisku, jako oskarżony, musiał osobiście uczestniczyć w każdej rozprawie, tak Darek nie. Było jednak inaczej. Straus stawiał się regularnie. Był na każdej rozprawie. Punktualnie, kilkanaście minut przez każdym posiedzeniem sądu, wójt gminy Siedlisko pojawiał się przed budynkiem Sądu Karnego w Nowej Soli i nerwowo przebierając nóżkami niecierpliwił się na proces. Tak bardzo chciał zobaczyć wydawcę felietonów w pasiakach, za kratkami. Co więcej – wizyty na rozprawach w nowosolskim Sądzie Karnym ujmował w sprawozdaniach z działalności międzysesyjnej, które składał przed radnymi gminnymi. Traktował to jako obowiązek służbowy! O dziwo, w sprawozdaniach tych próżno szukać informacji z ostatniej rozprawy, na której ogłoszono wyrok, w którym Sąd uniewinnił Cepeeniarza od wszystkich stawianych mu przez Strausa zarzutów. Tym Darek radnym się nie pochwalił.

Jak widać fakty są nagie i trzeba być wyjątkowej klasy durniem, by nie zrozumieć ciągu przyczynowo-skutkowego, który doprowadził do tego, że wójcina z własnej inicjatywy przetrwonił całkiem sporą sumkę środków budżetowych oraz czasu urzędniczego na uciszanie głosu krytyki. Jak w tym kontekście traktować słowa Strausa o tym, że przegrywa procesy, bo nie chodzi po sądach, nie odwołuje się itp. itd., gdyż szkoda mu trwonić czas, bowiem ma tyle do zrobienia w gminie? Z kogo wójt chce zrobić idiotę? Gdyby siedliskowa społeczność składała się z Chilickich, Kieczurów, Pawlaków, Pabiszów, Swobodzianów, Gielców, Brodzików i reszty ekipy nieudaczników z zaplecza Siły Kontynuacji, wówczas Straus mógłby wciskać dowolną bzdurę i wszyscy by mu bili brawa. Jest jednak inaczej. Okazuje się, że nie wszyscy w gminie kopią piłkę głową! Ludzie mają swój rozum i potrafią samodzielnie ocenić, co jest prawdą, a co fałszem. Kłamstwa powielane przez wójta gminy osiągnęły poziom bajkowej abstrakcji. Tylko czekać aż Darek Straus zacznie opowiadać bajkę o tym, że zatruł się magicznym jabłkiem tudzież ukuł się wrzecionem i w oczekiwaniu na całus od pięknej księżniczki zapadł w 25 letni sen. Mijały dotacje,wsparcia i dofinansowania. Mijały programy unijne, projekty rządowe i fundusze norweskie. W związku z tym, że prawdziwa księżniczka się nie pojawiła (a legenda głosi, że wiele białogłowych dziewic próbowało szansy!) śnięty Dariusz spał i spał. I w ten oto, przezeń niezawiniony, sposób wiejski książę z wąsikiem przespał wszystkie okazje, by wyrwać gminę z czeluści zacofania infrastrukturalnego. Już wiecie dlaczego w Siedlisku jest tak mało inwestycji? To nie Darka wina, że gminie wiedzie się kiepściutko. Za ten stan rzeczy winić należy księżniczkę, która wilgotnym całusem nie obudziła siedliskowego księcia z letargu.

Gdy mówimy o inwestycjach w gminie, to przyjrzyjmy się bliżej nowemu kłamstewku, które rozpowszechnia nasz śpiący królewicz. Jak wiecie, dzięki żmudnej i siermiężnej pracy, dzięki wielokrotnym zapytaniom wysyłanym do urzędników gminnych, w szczególności do gminnej księgowej, dzięki skrupulatnym wyliczeniom poznaliśmy wreszcie ile wynosi zadłużenie gminy Siedlisko, które spowodował wójt-nieudacznik. Na dzień dzisiejszy wiemy, że jest dwanaście milionów z ogonkiem. Na ostatniej sesji wójt przedstawił wytłumaczenie takiego zadłużenia. Jego zdaniem dług gminy wziął się stąd, że w Siedlisku dużo inwestycji jest realizowanych. Zdaniem wójta nie ma inwestycji bez zaciągania długów. W tym momencie Gosia Chilicka oraz ci wszyscy, którzy kopią piłkę głową powinni się ucieszyć. Bo milionowe długi, w które wpędził nas Straus, nie zostały przejedzone, ale zainwestowane w gminie. Pytanie tylko gdzie? Czy widzicie te milionowe inwestycje? Gdzie są te miliony w Siedlisku? Czy ten cieniutki niczym ogon pieska fragment chodnika w Borowcu kosztował dwanaście milionów? A może to torowisko – czyli drogi wykonane w formie nasypów kolejowych na nowym osiedlu pożarły te miliony długów, w których utopił Siedlisko nieudolny wójcina i jego banda nieudaczników??

O tym, że tłumacząc się z gigantycznego zadłużenia, Straus opowiada bajeczki, licząc na to, że znajdzie naiwniaków, którzy w nie uwierzą, przekonać się może każdy z nas z lektury uchwał, na mocy których Darek zaciągał kolejne kredyty w bankach. Jak widzimy niemalże we wszystkich tekstach uchwał w tym zakresie, do których dotarliśmy, czytamy o tym, że gmina Siedlisko zamierza zaciągnąć kredyt na „spłatę wcześniej zaciągniętych długów”. Nie ma tu mowy o inwestycjach czy finansowaniu wyprzedzającym. Nieudolny wójt żyje na kredyt, spłacając stare długi nowymi. Ten sposób myślenia o pieniądzu oraz o ekonomii znany jest wszystkim chwilówkarzom, którzy jedną chwilówkę spłacają drugą, drugą trzecią, trzecią czwartą i ani się obejrzą a tkwią w długach po uszy i szukają banku, który przyzna im kredyt konsolidacyjny, by mogli wyrwać się ze spirali zadłużenia, w którą wpadli na własne życzenie.

Wójt zarządzając gminnymi finansami od pospolitego chwilówkarza różni się tylko skalą działania. O ile chwilówkarz zadłuża się na tysiące, tak Darek Straus jako wójt zadłużył gminę na kilkanaście milionów. I wspomnicie nasze słowa – nim rok 2022 dobiegnie końca Straus przy wsparciu radnych ze swojego obozu zaciągnie kolejny dług po to, by spłacić poprzedni. Przekonamy się już niedługo. A najśmieszniejsze jest to, że gdy tzw. „oszołomy” ujawniły ten mechanizm, wójt zaczął opowiadać bajkę o tym, że te miliony pozyskiwał na inwestycje. Dodajmy od siebie, że są to inwestycje, których nie ma. Stosuje metodę Rysia Kieczura, który lejące się w jego ogrodzie ścieki przykrywał zieloną siatką i przekonywał, że to siatka do zbioru jabłuszek z drzewa, a nie do ukrywania lejącego się szamba. Ten sam poziom abstrakcyjnej, naiwnej głupoty!

Im bliżej wyborów, tym więcej bajek będzie wymyślał Straus. Nie należy się zdziwić, gdy winą za fatalną kondycję finansową gminy Straus obwini Putina i wojnę na Ukrainie. Za chwilę usłyszymy bajeczkę o złym Morawieckim, Donaldzie Tusku i prezesie Kaczyńskim, których decyzje polityczne stanęły na drodze naszej gminy ku świetlanej przyszłości! Kto wie, może usłyszymy też o kowalu, który źle podkuł konia jaśnie nam panującego i w wyniku stresu z tym związanego Darek nie mógł tak, jakby sobie tego życzył, poświęcić się pracy samorządowej. Nie zdziwmy się. Teraz, gdy nieudolność Darka Strausa potwierdzona została przez inspektorów NIK wójt będzie wymyślał najgłupsze wymówki w przekonaniu, że im durniejsza bajka, tym więcej osób w nią uwierzy. Metodę tę ma świetnie opracowaną. Od 25 lat opowiadał wszystkim bajeczkę o „małej, rolniczej, położonej na uboczu, biednej gminie, w której chciałoby się więcej, ale piniążków brak”. I co? Wierzyliśmy? Wierzyliśmy. Ale czasy naszej łatwowierności się skończyły. Okres dominacji naiwności w Siedlisku i wiary w bajki minął bezpowrotnie.

pozdrawiam

Paweł P.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *