Felieton o wodzie i majątkach czyli o tym, kto leje wodę i kto co ma w Siedlisku

Drodzy Mieszkańcy,
Na pewno pamiętacie kpiące tytuły prasowe: „Straus schował głowę w piasek”, opisujące zniknięcie wójta i brak reakcji w obliczu zagrożenia pandemicznego. Doświadczenie niezawodnie uczy, że jeżeli w gminie Siedlisko robi się zadyma, pojawia problem, to nasz wójt nagle gdzieś znika. Chowa się. Przestaje odbierać telefon. Ma pilny wyjazd, konferencję naukową – cokolwiek. Zamiast niego twarzą w mediach świecą podlegli mu urzędnicy.

Tak jest i tym razem. Kiedy w kranach zaczęła płynąć skażona gównem woda, wójt postanowił zniknąć. Wie, że ma godnych zastępców, którzy dorównują mu kwalifikacjami i kompetencjami intelektualnymi. Darek ma na 100% pewność, że odpowiedź Marii Miśkiewicz- sekretarz gminy czy pana Alana Drozdowskiego – kierownika Samorządowego Zakładu Budżetowego będzie zgodna z tzw. oficjalną interpretacją. Tak było: pani Mania, w związku z tym, że kobiecina lubi wypowiedzieć się na piśmie odpisała wścibskim pismakom co następuje: „Pogorszenie jakości wody pod względem bakteriologicznym, obecnością pojedynczych bakterii grupy coli, mogło być spowodowane wtórnym zanieczyszczeniem wody”. W przekładzie z języka urzędniczego na język ludzki zdanie to brzmiałoby następująco: „Wodę mamy czystą, ale ktoś nam nasrał do niej”. Zupełnie inne rozwiązanie problemu brudnej kranówy w gminnych instalacjach przedstawił Alan Drozdowski. Alan nie uważa, żeby problem z wodą w gminie Siedlisko miał charakter obiektywny. Kierownik SZB twierdzi, że: „Problemy mają zawsze te same osoby, to dziwne”. Innymi słowy Alan stara się nas przekonać, że gminna kranówka jest w porządku, a sama zadyma i medialna nagonka jest skutkiem narzekań określonej grupy osób. Co więcej – to ciągle te same osoby, którym się wiecznie coś nie podoba.

Taka interpretacja gminnych problemów ma długą tradycję w Siedlisku. Nie kto inny, ale nasz oświecony przywódca wyznaczył jej główne zręby. Nieudolny wójcina w konfrontacji z brutalną rzeczywistością zaniedbań, zaniechań i zacofania infrastrukturalnego odpowiada za każdym razem, że wszystko jest w porządku, a ewentualne problemy wynikają ze złośliwej działalności grupki oszołomów. Od dwudziestu lat żyje w świecie iluzji i dyplomów, którymi okleił ściany gabinetu. Pamiętacie zadymę z dowozem dzieci niepełnosprawnych do szkół i przedszkoli? Kiedy rodzice z Siedliska zaczęli się upominać o to, by gmina wywiązała się z ustawowego obowiązku dowozu dzieci z orzeczoną niepełnosprawnością do szkół, wójt powiedział, że problemu nie ma, że wszystko jest w porządku i że tylko jedna taka matka robi problemy. Inny przykład – przed pierwszą rozprawą w Sądzie, przeciwko wydawcy felietonów, wójt zapewniał, że właściciel stacji CPN dał się zmanipulować grupce, dosłownie 10-15 osobom, którzy od lat go oczerniają. Wszystkim innym mieszkańcom jego rządy w Siedlisku się bardzo podobają i że kolejne wybory też wygra i to w cuglach. Podsumowując – zgodnie z oficjalną interpretacją władzy, w gminie Siedlisko zarządzanej przez Darka Strausa i jego ekipę, wszystko jest w porządku, a ewentualne problemy to coś w rodzaju urojonej ciąży – są wymysłem grupki obywateli, którym się wiecznie nic nigdy nie podoba.

Alan potrzebował niespełna roku na stołku kierowniczym w Siedlisku, by przejąć ten schemat interpretacji rzeczywistości. Co przekonało młodego kierownika SZB, by opowiadać tego typu kocopoły? Sprowadzenie problemu zanieczyszczonej wody w gminie do utyskiwań grupki tych samych osób, jest bzdurą typu buffo. Trudno uwierzyć, by człowiek po maturze, dobrowolnie powielał schematy interpretacyjne, nawet jeżeli ich autorem jest wójt we własnej osobie. Podział społeczności gminnej na zadowoloną większość i małą grupkę wiecznie narzekających oszołomów jest fałszywy. Nie można oczekiwać akceptacji dla zakłamywania faktów i sprowadzenia kwestii śmierdzącej kranówki do wymysłu gminnych malkontentów. Dlaczego zatem Alan Drozdowski, kierownik SZB, naraża się na śmieszność powielając wójtowe bambuły o szczęśliwych mieszkańcach i niezadowolonych oszołomach?

Z oświadczenia majątkowego Alana Drozdowskiego wynika, że w 2019 na gminnej posadce w Siedlisku zarobił 47.900 zł. To niewiele, zwłaszcza w porównaniu z Panią Sekretarzycą Marią Miskiewicz, która w tym samym okresie zarobiła 115.491 zł czy z wójtem, który przytulił łącznie 154.315 zł wypłat. W związku z tym nie można się dziwić Darkowi ani pani Mani, że opowiadają bajki na temat wody w gminnych instalacjach. Za te pieniądze, które nasi samorządowcy otrzymują w ramach wynagrodzenia niejeden zgodziłby się opowiadać większe głupoty. Ale opowiadać bzdury i dobrowolnie autokompromitować się za 3.900 zł/miesięcznie? Ktoś tu się napił za dużo gminnej kranówki.

Jest też inna odpowiedź na pytanie dlaczego kierownik SZB, Alan Drozdowski, redukuje problem skażonej wody do wymysłu grupki tych samych osób, które nieustannie narzekają. Z jego oświadczenia majątkowego wynika, że w roku 2019 Alan pracował również na posadce w kożuchowskim USKOM-ie. Być może nadmiar pracy i obowiązków spowodował, że nasz zapracowany kierownik nie mógł w pełni poświęcić się problemom siedliskowej infrastruktury. Dlatego zapewne przyjął za prawdziwy światopogląd swojego przełożonego – wójta Dariusza Strausa, że generalnie w gminie wszystko jest w jak najlepszym porządku, a ewentualne problemy są wymysłem grupki tych samych oszołomów.

Skoro już jesteśmy przy oświadczeniach majątkowych, to mamy dla was smutną i niepokojącą informację. Otóż jedna z radnych, Pani Bronisława Pawlak nie posiada ani domu ani mieszkania. W 2019 r. Pawlaczka oprócz 10.000 zł oszczędności na koncie i półhektarowego ugoru o wartości 9.000 zł nie posiadała nic. Na szczęście Pawlakowa dostała 19.446 zł emerytury. Dodatkowo jako sołtysowa za tzw. inkaso zgarnęła 3.925 zł, a z diety radnej wyciągnęła rekordową kwotkę 8.140 zł. Wychodzi na to, że za gminne fuchy nasza zaradna Pawlaczka zarabia połowę tego, co otrzymuje w ramach uposażenia emerytalnego. Łącznie za fuchę sołtysowej i radnej pani Bronia otrzymała 12.065 zł. Po przeliczeniu średnio miesięcznie jej budżet zasila dodatkowo tysiąc złotych z kasy gminy. Sami przyznajcie – całkiem nieźle jak na emerytkę bez domu i mieszkania.

Bidulem jest też inny radny – Hubert Patoła. Były gwiazdor opozycji, a obecny pieszczoch władzy, w 2019 r. miał tylko 489 zł oszczędności na koncie. Nie posiada domu, nie ma mieszkania, nie ma nawet ugoru, który ma Pawlakowa. Gdyby miał, kto wie – może mógłby wybudować na nim dom. W 2019 r. na jednym etacie (umowa o pracę) zarobił 4.300 zł. Na drugim 13.310 zł. Na trzecim 2.004 zł. Wychodzi na to, że albo Hubert jest bardzo pracowity i bez problemu ogarnia trzy etaty, albo bardzo niestabilny w uczuciach i zmienia miejsca pracy jak rękawiczki. Z diety radnego Hubciu skasował tylko 3.440 zł – o 4.700 mniej niż Pawlakowa. Jednak forsa z diet nie trafiła na konto oszczędnościowe, bo młody radny zrzekł się swoich diet na rzecz zakupu nowego tomografu dla nowosolskiego szpitala. Należy się spodziewać, że niedługo Hubert opublikuje na swoim profilu w mediach społecznościowych potwierdzenia przelewów z tych darowizn, by zamknąć usta krytykom i niedowiarkom.

Justyna Bereś także zalicza się do klubu radnych bez mieszkania i domu. Ma za to ciekawe źródła dochodu. Z tytułu renty rodzinnej otrzymała w 2019 r. 14.159 zł. Z umowy o pracę 43.490 zł, ze zleceń 1.411 zł, a z diety radnej 4.270 zł. Summa summarum i pod koniec roku łącznie Justysia zarobiła 63.330 zł.

W odróżnieniu od Patoły, Pawlaczki i Beresiowej radna Anna Gajewska ma mieszkanie własnościowe o wartości 100 tys. złotych. Pani Ania ma nie tylko mieszkanie. Jest też właścicielką piwnicy o powierzchni 11 m2. Ma również toyotę yaris z 2005. W roku 2019 pani Gajewska zarobiła łącznie: 75.982 zł (umowa o pracę); 190 zł (umowa zlecenie). Z tytułu diet jako radna otrzymała 4.670 zł – czyli o 1.230 zł więcej niż Patoła, ale ciągle mniej niż Pawlakowa. W rankingu wysokości diet Pawlaczka wyprzedza Anię o 3.470 zł.

Radna Zboralska Anna ma dom o powierzchni 186 m2 o wartości 300.000 zł oraz 0,2 ha gruntów ornych. Czy radna zajmuje się orką – tego nie wiemy, ale wiemy, że pani Zboralska w roku 2019 nie uzyskała ani jednej złotówki dochodu. Nie zarobiła także marnego grosza z tytułu należnych jej diet. Czy to nie dziwne? Inni radni otrzymują diety, Pawlakowa bije rekordy, a pani Zboralska żadnego przelewu z urzędu gminy nie otrzymała. Z czego utrzymuje się zatem nasza radna? Ma zaradnego męża i wzięła 15.000 zł kredytu konsumpcyjnego w banku, bo z czegoś jednak żyć trzeba. Mamy małą poradę dla pani Zboralskiej – jeżeli popełniła pani błąd wypełniając oświadczenie majątkowe, proszę to niezwłocznie naprawić i wpisać diety do właściwej rubryczki. Jak pani tego nie zrobi, to wójt będzie miał na panią haka. Pani Beata Barna też popełniła kiedyś błąd w oświadczeniu majątkowym i wójcina w ramach zemsty za to, że radna wszczęła awanturę o wyrobisko koło szkoły nasłał na nią prokuraturę. Także proszę szybciutko złożyć stosowną korektę.

Marcin Swobodzian jest jedynym radnym, który ujawnił nie tylko wysokość swoich dochodów, ale także małżonki. Z jego oświadczenia dowiedzieliśmy się, że Państwo Swobodzianowie w 2019 r. zarobili łącznie niecałe 47.000 zł. To niewiele, ale jak człowiek żyje skromnie, spokojnie i szczęśliwie, to miliony nie są mu potrzebne. Swobodzianowie mieszkają w małym domku po rodzicach. Mają auto i dwa leciwe traktory, z których jeden to prawie zabytek – Ursus z 1974 r. Oprócz tego spłacają 40.000 zł kredytu konsumpcyjnego. Dlatego diety radnego, które otrzymał pan Marcin w wysokości 2.790 bardzo się przydały.

Radny Mateusz Brodzik jest zawodowym strażakiem, który hobbystycznie zajmuje się poklepywaniem po plecach na zamkniętych imprezach z wójtem, piekarzem i innymi lokalnymi oligarchami. Czy dostaje jakieś profity za przymilanie się do starych wyjadaczy z Siedliska – nie wiemy, ale za kierowanie autem strażackim i gaszenie pożarów w zeszłym roku Brodzik otrzymał 64.569 zł. Czymże przy tym jest marnych 2.740 zł diet, które skasował w tym okresie młody radny? Radny strażak jest dumnym posiadaczem prawie nowej Skody SUPERB, dwóch hektarów pola oraz domu o powierzchni 114 m2, który wycenił na 130.000 zł. W tym miejscu mamy dla radnego informację, że jeżeli radny będzie chciał kiedyś sprzedać dom, to z chęcią kupimy nieruchomość za 135.000 zł. Dom w cenie 1.100 za jeden metr kwadratowy? Tylko Witek Rytwiński może załatwić taniej. On rodzince załatwił budynek po policji w cenie około 300 zł/m2 (160m2 za 47.000 zł). No, ale Witek to Witek. Radny Brodzik będzie musiał jeszcze długo poćwiczyć techniki poklepywania po plecach zanim osiągnie ten poziom wtajemniczenia co kolega-towarzysz Wituś. Radny Brodzik przychodzi zawsze bardzo dobrze przygotowany na posiedzenia rady gminy. Dostaje materiały z pierwszej reki, od teściowej, która mimo że na emeryturze, ciągle pracuje w urzędzie gminy.

Radny Paweł Pabisz nie musi nikogo poklepywać po plecach. Jest hutnikiem. Jako pracownik KGHM w 2019 r. uzyskał 115.518 zł dochodu. W porównaniu z tym 3.300 zł z tytułu diet jest niczym. Radny Pabisz ma mercedesa oraz dom o powierzchni 100 m2, który wycenił na jedyne 80 tys. złotych. Jak widać kolejna gratka dla deweloperów. Nieruchomość w cenie 800 zł / m2, to taniej niż u Brodzika ale ciągle drożej niż to załatwić potrafi Rytwiński. Żona pana Pabisza oraz oficjalna teściowa naszego wójta, to siostry. Dlatego na sesjach rady radny Pabisz czuje się prawie jak na imprezie rodzinnej.

Radny Przemysław Wesołowski ma dom o powierzchni 160m2 o wartości 400 tys. złotych i 15,63 ha gruntów również o wartości 400 tys. złotych. Z działalności rolniczej radny uzyskał 42.236 zł. dochodu. Niewiele, ale to wystarczyło i na życie i nawet na to, żeby odłożyć, jak to się mówi, na czarną godzinę. Na koncie oszczędnościowym radnego w 2019 r. było 18.029 zł oszczędności. Z tytułu diety radny Wesołowski otrzymał 2.100 zł. Pan Wesołowski nie wpisał do oświadczenia żadnej maszyny rolniczej. Czym obrabia hektary? Motyką? Szpadlem? Łopatą? Tego nie wiemy. Ale wiemy, że ostatnio tuż obok domu radnego, w Pięknych Kątach, pojawiła się nowa, błyszcząca latarnia. Czy to dzięki staraniom małżonki zatrudnionej w urzędzie gminy? Czy dzięki osobistemu zaangażowaniu radnego w szczerym polu pojawiła się latarnia? Tego nie wie nikt.

Sławek Pokusa jeździ prawie nową Dacią Duster i mieszka w kawalerce o wartości około 45.000 zł. To całkiem realna cena jak za mieszkanie o powierzchni 28,80 m2. Z tytułu umowy o pracę w 2019 r. Sławek zarobił 74.683 zł. Do tego z tytułu zleceń domowy budżet zasiliła kwota 12.893 zł i 2.300 diet radnego. Jak się okazuje Sławek jest bardzo zaradnym i pracowitym chłopakiem.

Radny Stanisław Sawicz nie ma lekko. Od kiedy zaangażował się w pracę na rzecz gminy, sytuacja w jego firmie pogorszyła się. Przypomnijmy, dzięki Stasiowi Sawiczowi doczekaliśmy się remontu niebezpiecznego odcinka drogi wjazdowej od strony Przyborowa oraz instalacji przejścia dla pieszych przy przedszkolu na ul. Głogowskiej. Swoją aktywnością radny udowodnił Strausowi, że wystarczy trochę zaangażowania i wysiłku, a można dużo zmienić w gminie. Jak się domyślacie w ramach rewanżu gmina przestała zamawiać węgiel w firmie pana Stanisława. Dochody spadły. W 2019 wyniosły zaledwie 12.137 zł. Pan Stanisław otrzymuje jeszcze skromną emeryturę niecałych 2000 zł miesięcznie. Z diet radnego w omawianym okresie otrzymał 2.960 zł. Cóż to jest w porównaniu z prawie 9 tysiącami diet Pawlakowej? Pan Sawicz ma dom o powierzchni 138m2 i wartości 400 tys. złotych oraz firmę w Siedlisku o wartości 200 tys.

Radna Urszula Hardy nieźle się w gminie urządziła. Z diety radnej wyciągnęła 5.160 zł. Trochę mniej niż Pawlakowa, ale jest za to właścicielką dwóch mieszkań. Jednego o powierzchni 66,80 m2 o wartości 170.000 tys. złotych i kawalerki o niespełna 29 m2, którą Urszula wyceniła na 70.000 zł. Czy to nie dziwne, że radna wycenia kawalerkę na 70.000 zł, a jednocześnie nie widzi żadnego problemu w sprzedaży luksusowo wyposażonej działki koniarzy rodzince wójta za 16 tysięcy z ogonkiem? Jako przewodnicząca komisji rewizyjnej w gminie powinna jako pierwsza bić na alarm i protestować przeciwko tak skrajnej niegospodarności. Nic takiego się nie wydarzyło. Ulka otrzymuje też całkiem sporą emeryturę. W roku 2019 uzbierało się tego 37.205 zł. Dodatkowo dorabia na etacie. Z tytułu umowy o pracę otrzymała 46.832 zł. Żeby było ciekawiej pani Hardy nie dorabia jako opiekunka do dzieci. Jest zatrudniona jako – i tu uwaga – „Specjalista do spraw analiz” w nowosolskim Zakładzie Usług Mieszkaniowych sp. z.o.o. Jeżeli pani Hardy tak samo analizuje w pracy, jak na etacie radnej, to miej Panie Boże w opiece Zakład Usług Mieszkaniowych.

Rysiu Kieczur mieszka z żoną w domu na prawie 100 m2. Gminny gajowy swój dom wycenił na 200.000 zł. Jak widać – także gratka dla dewelopera. W pracy Rysiu zarobił 114.060 zł – czyli prawie tyle co hutnik w KGHM. Z tym zastrzeżeniem, że Rysiu na etacie w wyłuszczarni nasion nie ryzykuje tyle, co hutnik. Dodatkowo gminny nauczyciel nowych reguł demokracji z tytułu diet radnego wyciągnął raptem 2.450 zł oraz 327 zł z tytułu polowań. Rysiek ma jeszcze stodołę o powierzchni prawie 170 m2, którą wycenił na marnych 30 tys. złotych i auto marki volkswagen. Rysiek spłaca też kredyt, który zaciągnął na zakup samochodu.

Przewodnicząca rady gminy Gosia Chilicka jest właścicielką domu o powierzchni 146 m2, który wyceniła na marne 300 tys. złotych. Do tego należy budynek gospodarczy i garaż za około 50 tys. złotych. Jako wuefistka w 2019 Gośka zarobiła tylko 70.830 zł. Dlatego rekordowo wysoka dieta radnej 14.400 zł, którą dostała za fuchę w gminie naprawdę się przydała, zwłaszcza, że Gosia ma do spłacenia jeszcze 125.086 zł kredytu hipotecznego.

Szef wszystkich szefów, czyli Darek Straus w 2019 r., po podwyżce zarobił 154.315 zł. Nieźle co nie? Wprawdzie jeździ złomami – audicą z 2002 r. i volkswagenem z 2008 r. ale za to ujawnił w oświadczeniu majątkowym fakt posiadania trzech chabet. Trzy konie polskie o wartości większej niż 10.000 zł pojawiły się w oświadczeniu majątkowym naszego wybitnie nieudolnego gospodarza. O kolekcji 200 papug nie wspomniał. Darek Straus mieszka w domu o powierzchni 168m2, które wycenił na śmieszne 230.000 zł. Żeby było ciekawie dom jest wyłącznie jego własnością. Nie jest to współwłasność małżeńska, ale jego osobisty majątek. Czyli już teraz wiemy dlaczego upokorzona romansem i nieślubnym dzieckiem żona nieprzerwanie trwa u boku gościnnego w kroku męża. Gdzie miałaby się podziać? Darek jest także współwłaścicielem gospodarstwa rolnego – ok. 10 ha, którego wartość wycenił na 200.000 zł. Żeby było śmieszniej, ostatnio bliski przyjaciel wójta, pan Adamczyk sprzedaje gospodarstwo – dom 150m2, budynki gospodarcze wraz z działką oo powierzchni 12 arów w cenie właśnie 200.000 zł. Może by nasz wójt lekcji wyceny nieruchomości uczył się od swoich przyjaciół?

Szanowni Mieszkańcy, miało być o wodzie skończyło się na oświadczeniach majątkowych i pieniądzach. Jak widać w Siedlisku wszystko jest możliwe.

Pozdrawiam Paweł P.

17 Replies to “Felieton o wodzie i majątkach czyli o tym, kto leje wodę i kto co ma w Siedlisku

  1. Panu Sawiczowi nie pogorszyła się sytuacja przez to, że nie dostarcza węgla do urzędu gminy tylko dlatego, że ma najdroższy węgiel w okolicy. Dzisiaj większość woli pojechać dalej, ale ma opał w niższej cenie i w lepszej jakości jakości. Transport gratis 😉

    1. Pan Sawicz sprzedaje tylko polski wegiel o bardzo dobrej kalorycznosci i niskiej zawartosci siarki. Mozna kupic wegiel z Rosji po 200 zl za tone bez akcyzy w hurcie bez faktur. Palenie takim weglem, to ryzyko. Nie tylko dla srodowiska. Przekonasz sie po kilku sezonach jak bedziesz zmuszony wyremontowac ciag kominowy. Gmina przestala kupowac wegiel u Pana Sawicza dokladnie wtedy, gdy przystapil do obozu pani Agnieszki i zaangazowal sie w prace dla mieszkancow gminy.

      1. Do Siedlisczanki.. Akurat moja rodzina nie miesza się w sprawy gminnej polityki, a węgla nie kupuje z powodu jaki wymieniłem powyżej. Inne składy mają też polski węgiel, Pan Sawicz nie jest w tej kwestii jakiś ewenementem 🤦‍♀️

  2. Opozycja w tej chwili nie ma zbyt wielu możliwości przeprowadzenia zmian. Władze gminy mają mandat demokratyczny, niestety ze zmianami musi poczekać do wyborów. Nawet gdyby radni gminy przejrzeli na oczy i przegłosowali wniosek o referendum, nawet gdyby wniosek złozyła wymagana grupa obywateli czy lokalna organizacja / stowarzyszenie (na przykład IdGS), to przeprowadzenie refenrendum za odwołaniem wójta oraz rozpisanie nowych wyborów w okresie zagrożenia epidemicznego nie będzie dobrym pomysłem. Opozycja oskarżana by była o to, że realizując plan polityczny naraża życie i zdrowie mieszkańców gminy.
    Wójtowi mimo zangażowania księdza, piekarza i innych kolegów, prawników, policji itp. nie udało się powstrzymać publikacji krytycznych felietonów. Co ważniejsze, felietony ukazują się regularnie, są czytane przez całą społeczność. Zasięg wersji klasycznej, drukowanej obejmuje całą gminę. Każdy wyborca, każdy mieszkaniec, który interesuje się sytuacją w gminie czyta felietony. Każdy może na ich podstawie wyrobić sobie własną opinię. Można narzekać na satyryczno-prześmiewczy styl, ale nie można przeczyć ujawnianym w felietonach faktom i twierdzić, że ujawnione dokumenty potwierdzające niegospodarność wójta i urzedników gminnych są podróbkami lub fałszywkami. Gdyby tak było wydawca felietonów oraz ich autorzy na pewno dawno posiadaliby sądowy zakaz publikacji i siedzieli w areszcie. Co się tyczy samej formy – felieton rządzi się określoną konwencją. Można by się zastanawiać, czy redagowanie tekstów w innej konwencji byłoby lepsze czy gorsze. Czy czytelnicy woleliby np. suche, gazetowe przedstawienie faktów czy może akademickie analizy. Jeżeli jednak uświadomimy sobie, że wg badań z badań przeprowadzonych przez PISA (Miedzynarodowy Program Oceny Uczniów) i OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju), że 40% Polaków nie rozumie tego, co czyta, a kolejne 30% rodaków rozumie, ale w niewielkim stopniu. Ludzie mają problemy m.in. z odczytaniem rozkładu jazdy pociągów czy mapki pogodowej. Potrafimy czytać oraz pisać, ale większośc z nas zalicza się do tzw. analfabetów funkcjonalnych. To znaczy, że większość ma problem ze zrozumieniem instrukcji obsługi, odczytaniem wykresów i diagramów, nie potrafi wypełnić najprostszych druków urzędowych i formularzy, a nawet obliczyć reszty w sklepie.
    Dlatego najrozsądniejszym był właśnie wybór formy felietonu. Poza tym satyra lepiej uczy niż kwartalnik naukowy. Przypomnę tylko, że krytyka władzy od starożytności miało formę satyry. Tak narodziła się komedia jako rodzaj sztuki. Zwykle strach najłatwiej kanalizować dzięki satyrze. Przedstawienie w krzywym zwierciadle „złego”, to zamykajanie w granicach infaltyności przedmiotu strachu. To tak, jakbyśmy złemu wilkowi z bajki o Czerwonym Kapturku przyczepili czerwony nos klauna. W takiej formie zły wilk nie będzie siał strachu i budził przerażenia ale będzie czymś śmiesznym. I taki jest cel krytyki politycznej przez satyrę. Ale satyra jako krytyka możliwa jest tylko w tzw. „społeczeństwach zamkniętych” i siedliskowa społeczność wyczerpuje znamiona tego rodzaju społeczeństwa. Ludzie boją się wyrażać swoje opinie, zwłascza jeżeli są to opinie krytyczne władzy. Władza zachowuje się arbitralnie, nie działa w oparciu o przepisy prawa ale o własne widzimisię. Innymi słowy – klasyka gatunku znana z ery ustrojów predemokratycznych. Przypomnijmy jak działały kabarety w okresie PRL-u. Jak działały komedie. Jaką siłę miały. Przedstawicielom pokolenia milenijnego trudno wyjaśnić sens słów z Seksmisji „Kierunek – Wschód! Tam musi być jakaś cywilizacja”. Ale w 1983 r. słowa te oprócz salw śmiechu przyczyniały się do powstawania wielkiej rysy w Sowietbloku.

    Dla dobra gminy Siedlisko, i dla dobra wójta byłaby rezygnacja Darka Strausa ze stanowiska. Gdyby ocenił realnie ocenił sytuację, to uświadomiłby sobie, że w tym sporze to tylko on jest największym przegranym. Mimo, że nie stracił autorytetu (tego nigdy nie miał, gdyż jego władza opierała sie na strachu a nie autorytecie), to jednak ucierpiał wizerunkowo. Nie jest wszechmocnym i wszechwładnym wójtem, za którego do niedawna w gminie uchodził. O ile jeszcze prawie dwa lata temu mógł starać się o jakiś etat w samorządzie wojewódzkim, tak dzisiaj już nie. Z rozrzewnieniem zapewne wspomina epizod z wyborami do sejmu z list PSL-u, do których się szykował. Nie jest możliwe, by dzisiaj koledzy z PSL mysleli poważnie o takiej propozycji. Wydaje się, że nawet jego serdeczny kolega pan Tomczyszyn nie jest już tak entuzjastycznie nastawiony do tej znajomości, która zaczyna ciążyć.

  3. Jedna wielka patologia w tym Siedlisku. Już nawet nie współczuję tym ludziom, sami sobie wybrali taką władzę. Dają im na to przyzwolenie. W urzędzie gminy jedna wielka rodzina. Wszyscy do wymiany bo im dłużej tam są tym gorzej dla Siedliska…

  4. Komentarze nie są miernikiem zainteresowania felietonem. Istotą felietonów jest to, że społeczeństwo gminy dowiaduje się o tym, co u nas się dzieje i jak wygląda gospodarka gminy, zarządzanie, finanse itp. Wszystkie informacje poparte są dowodami. Jeśli ktoś nie jest zainteresowany miejscem gdzie mieszka, to jego sprawa, a nie ogółu. Wreszcie została ukazana nieudolność władzy gminy, błędy, przekręty i zaniechania o czym nie mieliśmy pojęcia. Zostaliśmy przez wiele lat, przyzwyczajani różnymi metodami, że tak musi być, społeczeństwo zaufało władzy, nie kontrolowało poczynań władzy i co? Zaufanie zostało wykorzystane w perfidny sposób. Wystarczy porównać naszą gminę z sąsiednimi i widać, że zamiast postępu cofamy się w rozwoju. Ciekawe jak długo będziemy kupować wodę? Kto poniesie odpowiedzialność za schorzenia dermatologiczne? Najwyższy czas zrobić w Gminie porządek, przede wszystkim pozbyć się wójta i tego całego towarzystwa, w większości powiązanego rodzinnie, lub poprzez układy.

    1. To dlaczego tego porządku nie robicie?? Od roku tylko czytamy w kółko to samo i tak naprawdę nic z tego nie wynika. Skoro większość jest niezadowolona to dlaczego nie ma odważnego aby zrobić krok na przód? Uważacie, że od komentowania felietonów zrobi się porządek w gminie? Co do dzisiejszego felietonu to co nas obchodzą majątki radnych? Naprawdę to są informacje, bez których normalny Kowalski nie może spać? Co nas obchodzi, że wójt nie ma wspólności majątkowej z żoną? To jest jego prywatna sprawa i nic nam do tego. Co autorowi felietonów zrobiła żona wójta, że na każdym kroku próbuje ją publicznie upokarzać? Czy naprawdę to są rzeczy najważniejsze dzisiaj dla społeczności gminnej?

      1. Ludzie mają prawo wiedzieć. Nikt nie kazał nikomu zostać radnym gminnym. Jak ktoś się zdecydował zostać osoba publiczną, to z całym dobrodziejstwem inwentarza. Wójt przedstawia się jako autorytet moralny. Pojawia sie na wszystkich pogrzebach, siada w pierwszej ławie w kościele, praduje w przebraniu mędrca ze wschodu z okazji święta 3 króli, wygłasza płomienne przemówienia o statkach płynących po oceanach miłości. To robi oficjalnie. Nieoficjalnie zdradza swoją żonę i założył drugą rodzinę. Nikt mu nie broni układać sobie życia na nowo. Jednak powinien to zrobić zgodnie z zasadami prawa, etyki i współżycia społecznego. W tej chwili oszukuje społeczność, swoją żonę A także nową kochankę, obiecując ze się rozwiedzie. Nie rozwiedzie się, bo straci cenne głosy wyborców z Bielaw – żony i jej rodziny. Ludzie mają prawo o tym wszystkim wiedzieć, zeby mogli wyrobić sobie opinie o tym kim jest wojt naprawdę. A jezeli chcesz ty coś zrobić dla gminy, to za chwilę przyjdzie jesień. Zaczną spadać liście. Grabie w dłoń i do dziela

        1. I zapewne radni dorobili się wszystkiego co mają dzięki dietom, nikogo nie powinno interesować skąd i za co mają, proszę o ruszenie głową, a Pana admina proszę o równe traktowanie foromowiczow a nie straszenie, bo obserwuję forum od początku i różne cuda czytałem, jeśli uważa Pan to forum za poważne to proszę nie być stronniczym.

          1. nikt nie kazał Iksińskiemu być radnym. Jeżeli np. Pani Pawlak zdecydowała się zostać radną i z takim zaangażowaniem włączyć się w umacnianie władzy Wójta w Siedlisku, to miszkańcy powinni wiedzieć, że diet jako radna i jako Sołtysowa osiąga prawie połowę tego, co otrzymuje w ramach uposażenia emerytalnego. Ta wiedza pokazuje w zupełnie innym świetle zaangażowanie polityczne Pani Pawlak i o tym mieszkańcy jako wyborcy mają prawo wiedzieć. Poza tym idea obowiązkowej publikacji oświadczeń majątkowych miała właśnie temu służyć – chodzi o możliwie największą transparentność życia publicznego. Z tym radni jako osoby publiczne muszą się liczyć.

            Każde forum ma swoje zasady funkcjonowania. Na tym są one maksymalnie szerokie. Jeżeli komentujesz czyjeś wpisy, to rób to z szacunkiem. Nie traktuj tego jako groźby, bo nikt nie ma obowiązku ani przymusu wypowiadania się na forum. Potraktuj to jako przyjacielską poradę. 🙂

          2. do Marka
            Oświadczenia majątkowe, to bardzo ważne narzędzie służące kontroli i nadzorowi społecznemu nad działaniem polityków. Nie tyle chodzi o to, co kto i ile ma, ale o porównanie – ile miał dany polityk jak zaczął swoją działalność polityczną a ile, kiedy zakończył np. kadencję. Przez porównanie człowiek może dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy.

            Weźmy np. dla porównania oświadczenia majątkowe pani Urszuli Hardy. Pani Hardy jest radną o najdłuższym stażu. W 2007 r., w oświadczeniu majątkowym Pani Hardy ujawniła „mieszkanie o powierzchni 66,80m2 o wartości 60 tys. zł” mieszkanie było wspólnotą małżeńską.
            W 2019 r., mieszkanie, które w 2007 wyceniła na 60 tys. ta sama pani Hardy wyceniła na 170 tys. Tak wynika z jej oświadczenia majątkowego. Nasuwają się następujące pytania: jakie to istotne okoliczności zaszły, że cena stosunkowo małego mieszkania w ciągu 12 lat wzrosła o ponad 183%?
            Która wycena jest rzetelna? Ta, którą przedstawiła pani Hardy w 2007 czy ta z 2019? Pamiętać należy, że pani Hardy jest pracownikiem ds. analiz w spółdzielni mieszkaniowej. Należy zatem przypuszczać, że posiada ekspercką wiedzę z zakresu rynku nieruchomości. W konsekwencji nasuwa się ostateczna wątpliwość – jak ufać informacjom podawanym przez ekspertkę panią Hardy, gdy podawane przez nią dane te są aż tak rozbieżne? Pamiętać należy, że pani Hardy przedstawia się jako ekspertka w radzie gminy. Jest przewodniczącą komisji rewizyjnej. to jedna z najważniejszych komisji w radzie gminy, której celem jest m.in. kontrola wydatków. Czy to odpowiednie miejsce dla pani Hardy?

            Gdyby pozostali radni przeanalizowali dokładnie dokumenty, swoje oświadczenia majątkowe, powinni na tej podstawie wyrobić własne opinie o kandydatach na przewodniczących rady, komisji itp. Taka była też intencja ustawodawcy, by uczynić mechanizmy działań władzy przejrzystymi i uwolnić je od pokus bogacenia się kosztem dobra wspólnego. Tego jednak nie uczyniono. Radni potraktowali obowiązek złożenia oświadczeń majątkowych jako kolejną procedurę (po przysiędze) i tyle. O tym, że obowiązek ten potraktowano po macoszemu świadczy chociażby oświadczenie majątkowe radnej Zboralskiej, która w punkcie VIII „Inne dochody….” wpisała „nie dotyczy”. W tej rubryce powinny zostać wpisane m.in. diety radnej. Dlaczego tego nie sprawdzono? Dlaczego nikt nie zwrócił uwagi radnej na to, że złożyła niezgodne z prawdą oświadczenie? Za składanie fałszywych zeznań grozi kara pozbawienia wolności do lat (art. 233 par. 1 kk). Zgodnie z prawem kontrolę oświadczenia majkowego powinien przeprowadzić organ, przed którym oświadczenie składano. Czy to uczyniono? Czy ktoś – wójt gminy, przewodnicząca rady gminy przeprowadził taką kontrolę?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *