Grzesznicy z Siedliska idą do nieba

Drodzy Mieszkańcy,
jak wiecie sprawa zemsty wójta na jednej z mieszkanek Siedliska, która samotnie wychowuje niepełnosprawne dziecko, rozgrzała nie tylko atmosferę w gminie, ale poruszyła serce i pióra lokalnych dziennikarzy. W ostatnim wydaniu gazetki Regionalnej mogliście przeczytać o tym, jak to nasz nieudolny wójcina z umarzania podatków uczynił prywatne narzędzie zemsty. Umarzanie podatków w gminie leży w gestii wójta. To jego prawo. Jednym umarza innym nie. Wśród tych innych znalazła się główna bohaterka ostatniego felietonu pani Monika Klamka.

Wójtowa łaska, jak wiadomo, na pstrym koniu jeździ. Nauczyliśmy się, że wójtowi podskakiwać nie wolno, ani tym bardziej krytykować. Za krytykę można trafić do rodzaju administracyjnego czyśćca lub też prywatnego piekiełka wójta i tam doświadczyć pieszczot mało finezyjnych tortur o charakterze urzędniczo-administracyjnym. Ci, którzy tylko zwątpili w talenty przywódcze Darka Strausa – jak na przykład mieszkańcy Borowca, cztery lata spędzili w urzędniczym czyśćcu, odpokutowując grzech głosowania na jego przeciwnika w wyborach samorządowych.

Inną kategorią są ci, którzy grzeszą permanentnie. Taką grzesznicą jest na przykład pani Jolanta Mokwińska. Pani Mokwińska grzeszy na każdej sesji rady gminy, kiedy zadaje trudne pytania wójtowi. Za swoje zaangażowanie w działalność opozycyjną wtrącona została do małego, ale mało komfortowego lochu piekielnego z kociołkiem, w którym radośnie pyrka smoła. Na czym polega jej tortura? Otrzymała nakaz przesunięcia ogrodzenia swojej posesji z drogi gminnej. Dodajmy dla jasności, że droga ta nie istnieje. Darek we własnej osobie pojawił się na zadupiu wioski, w którym mieszka pani Mokwińska. Zamiast piekielnych wideł miał w ręku miarę geodezyjną. Biegał. Mierzył. Notował. To dopiero coś! Nieprawda? Wyszło na to, że Pani Jola musi przesunąć o 50 cm ogrodzenie.

Po wielu sprzeciwach wobec tej niedorzecznej decyzji termin nakazu przesunięcia odroczono. Ale nie bójcie się. To nie koniec grilowania niepokornej mieszkanki Siedliska. Wójcina nie zapomina. Upomni się o 50 cm drogi, której nie ma w stosownym momencie. Teraz siedzi na tronie i leniwie odlicza dni przyznanego odroczenia. Za chwilę podrzuci trochę drewna do ognia! Wyśle monit.

Inną kategorią grzeszników gminnych są oszołomy. Kim jest oszołom? Oszołomy, zdaniem naszego przeuroczego i pączkolubnego wójta, to osoby, które należy „powyłapywać i wywieźć do innej gminy”(określenie wójta). Przypomnijcie sobie lekcję historii. Kto wyłapywał kogo i w jakich okolicznościach?

Specjalizujący się w łapankach naziści wyłapywali Żydów i przeciwników politycznych a następnie wywozili do obozów zagłady. Polskich oficerów wyłapywali sowieci i wywozili od Katynia, Ostaszkowa i Miednoje. W wyłapywaniu i wywożeniu na Sybir specjalizowali się carowie, a później Stalin i jego następcy. Wyłapywanie i wywożenie przeciwników politycznych ma długą i niechlubną tradycję, w której specjalizowali się oprawcy różnych reżimów. Nie ma wątpliwości – Darek Straus swoją deklaracją o „wyłapywaniu oszołomów” i „wywożeniu ich poza gminę” sam ustawił się w mało zaszczytnej galerii dyktatorów. Gdyby mógł też urządziłby w gminie łapankę. Kogo by wywiózł i gdzie? Do której gminy konkretnie? Tego nie wiemy. Podsumowując: dla tzw. oszołomów wójt gminy Siedlisko przygotował coś w rodzaju piekiełka w typie wycieczki bez możliwości powrotu. Coś na kształt mało komfortowej podróży z biletem w jedną stronę, której zakończenie trudno przewidzieć. Oszołoma się wyłapuje i wywozi. Co dalej? Nikt nie wie.

Do kategorii grzechów superciężkich zalicza się w gminie Siedlisko współpracę z tzw. cepeeniarzem. Przekonał się o tym jeden z mieszkańców gminy Marian Feifer. Pan Marian podjął się misji dystrybucji papierowej wersji cotygodniowych felietonów. Jeździł po gminie skuterem i wrzucał felietony do skrzynek pocztowych. Egzemplarz zawoził także samemu panu wójtowi. Któregoś razu zaczajony na felietoniarza wójcina przydybał pana Mariana. Od słowa, do słowa wywiązała się mała sprzeczka. Pan Marian odpuścił. Pojechał dalej na swoim motorku rozwozić felietony. Krótko po tym zdarzeniu pan Feifer wybrał się motorkiem do Nowej Soli. Na zakręcie w Przyborowie zajechało mu drogę czarne Audi. Za kierownicą rozpoznał wąsatego wójcinę. Darek miał przewagę – klepana audica A8 przeciwko dwusuwowemu skuterkowi. Szanse wyrównane. Nieprawda!? Prawdziwy bohater z wójta! Auto zajechało drogę Marianowi i zaczęło gwałtownie hamować. Na szczęście na zakręcie nie jechał nikt inny. Panu Feiferowi udało się bezpiecznie zjechać do chodnika i zatrzymać skuter. Wtedy zdał sobie sprawę, że mógł swoje zaangażowanie w działalność opozycyjną w naszej gminie przypłacić zdrowiem lub nawet życiem. W trosce o bezpieczeństwo zrezygnował z roznoszenia felietonów. Wójcina dopiął swego.

Jeden z bohaterów powieści Markiza de Sade „120 dni Sodomy”, niejaki książę de Blangis, nie rozstawał się z czarnym notesikiem. Zapisywał w nim nazwiska kolejnych ofiar oraz repertuar tortur, które planował dla nieszczęśników przed ukatrupieniem. Gdyby Dariusz takowy kajecik posiadał, bez wątpienia właściciel stacji paliw w Siedlisku zajmowałby zaszczytne pierwsze miejsce na liście. Czy jest to dla „cepeeniarza” powód do dumy? Raczej wątpliwy. Bowiem tak zwany „cepeeniarz” ma wiele innych spraw na głowie niż kopanie się z koniem. Zresztą co to za zaszczyt i chluba kopać się z koniem? Wszak wiadomo, że koń w kopaniu jest mistrzem! A nawet jeżeli jakimś cudem uda się wygrać z koniem, to takie to zwycięstwo? Wygrać z koniem? Żaden zaszczyt. Ale koń… pardon, wójt zaczął wojnę. Ruszył na całego. Zaprzągł do pracy gminnych prawników. Ba! Zdążył wymienić kancelarię prawną. Prawdopodobnie nie był zbyt zadowolony ze zbyt mało entuzjastycznego zaangażowania w spór kancelarii pana Mateusza Kondrackiego i wspólników. Teraz ściągnął do gminy prawników z samego Wrocławia! A jakże! Mecenasi są z dużego miasta, w którym jeżdżą tramwaje, to na pewno pokażą cepeeniarzowi gdzie pieprz rośnie! Niech cepeeniarz i jego pomocnicy drżą! Rocznie gmina Siedlisko zapłaci Kancelarii Prawnej Czapczyński i ska ponad 80.000 zł za obsługę prawną. Do tego dochodzą oczywiście koszty dodatkowe jak np. udział w rozprawach, zwrot kosztów podróży itp. Ale wójcina kosztów i spędzonego w sądach czasu nie liczy. Nie martwi się tym. Gmina zapłaci! Jak zawsze. To nie jego prywatne pieniądze. Wszak tu chodzi o urażony honor wójta gminy, a nie o jego prywatne uczucia.

Cepeeniarz jest w tej chwili wrogiem numer jeden. Najserdeczniejszy przyjaciel Darka, Witek Rytwiński, którego rodzina w promocyjnej cenie od gminy kupiła za niecałe 300 zł/m2 pół domu z ogrodem będzie zeznawał tylko prawdę. Prawdę powie też najbliższa rodzina Darka Strausa zatrudniona w Urzędzie Gminy, którą wezwał przed oblicze Temidy na świadków. Pani Janina Budzan i Ania Rojek będą zeznawały tylko prawdę. Również prawdę, samą prawdę i tylko prawdę będzie płynnie recytował przed Sądem samozwańczy rzecznik prasowy wójta Marcin Wojnowski. Pod warunkiem, że nie się nie spóźni i nie będzie za bardzo zmęczony. Orszak prawników, kolegów, kuzynek zaprzęgnięty po to, by dokopać lokalnemu przedsiębiorcy. Nieźle. Co nie?

Wszystko to dzieje się w biały dzień, bez cienia żenady. Wójcina, przywykły do sądowych ław i opieki prawników opłacanych przez gminę, usiłuje udowodnić, że on pączków nie lubi i że jest, wbrew powszechnie panującej opinii, gospodarzem pracowitym i zaradnym. Jak się słusznie domyślacie te starania wójtowe są bardzo karkołomne i skazane raczej na niepowodzenie. Wiemy doskonale jak wygląda gmina po 20 latach rządów Darka Strausa. Faktom nie można przeczyć. Nazywanie czarnego białym jest jednak typowym objawem szaleństwa.

Kończąc dzisiejszy felieton powróćmy jeszcze do pani Moniki i jej córeczki Weroniki. Jak wiecie Monika stara się co roku przekazać ozdabiane przez siebie pudełeczka na licytację WOŚP. Pomaga jak może. Stara się. Wierzy w to, że dobro kiedyś wróci. Wpłacając tak licznie pieniądze na pomoc dla niej i jej chorej córki, solidaryzując się z jej problemem, w który wpędził ją wójt sprawiliśmy, że Monika poczuła, że nie jest sama. Pokazaliśmy wspólnie, że zawsze po najdłuższej nawet nocy nad horyzontem wstaje słońce, które swoimi promieniami jest zdolne rozproszyć najczarniejszy mrok. Wiecie, że Monika nie miała łatwego życia. Doskonale znaliśmy jej ojca Zdzisława. Nie był wzorem ojca. Typowy budowlaniec. Wiecznie na gazie. O zmarłych nie mówi się źle, dlatego …. A zresztą! Pieprzyć poprawność polityczną! Ojciec Moniki znęcał się nad nią, jej matką i całą rodziną psychicznie i fizycznie. Monika zapamiętała jak ciężką miał rękę tato zwłaszcza, gdy przychodził pijany. Ubrudzony zaprawą murarską, zamroczony alkoholem tracił zdolność rozróżnienia dobra i zła. Stawał się katem. Bił. Monika zrobiła co mogła, by wyjść na prostą, by zapomnieć o trudnej przeszłości. Chciała nie pamiętać zdemolowanego dzieciństwa i ułożyć sobie normalne życie. Niejeden na jej miejscu dałby za wygraną i stoczyłby się. Ale nie Monika.

Monika angażując się w obronę przedszkola publicznego wiedziała ile ryzykuje. Każdy znał historię Joli Pazdrowskiej, która kiedyś sprzeciwiła się naszemu wójtowi. Straus zniszczył ją na oczach całej gminy. Monika zdawała sobie sprawę, że wójt i na niej kiedyś się zemści. Vendetta dopadła Monikę w najmniej oczekiwanym momencie. Minęło tyle lat od batalii o przedszkole. Przez pewien czas nawet myślała, że wszystko wróciło do normy i że Straus o niej zapomniał. Aż tu nagle dostała pismo od komornika. Okazało się, że wójt nie zapomina. W swoim czarnym notesiku zapisał jej imię pod literką M. Monika musi odpokutować swoje nieposłuszeństwo.

A teraz uwaga pozornie niezwiązana ze sprawą. Jak uważacie, dlaczego w świecie, w którym roiło się od drapieżników z ostrymi pazurami i kłami, to właśnie człowiek odniósł ewolucyjny sukces i podporządkował sobie świat przyrody? Przecież w starciu w pojedynkę z tygrysem czy lwem nie mamy najmniejszych szans. Drapieżne koty czy niedźwiedzie są silniejsze, szybsze i lepiej wyposażone do walki niż człowiek. Jednak w tym ekosystemie, to właśnie my bez kłów i pazurów stanęliśmy na szczycie piramidy. Otóż u podłoża sukcesu rodzaju ludzkiego w przyrodzie leży empatia – czyli współczucie. W odróżnieniu od innych gatunków potrafiliśmy dzielić się pokarmem z innymi członkami wspólnoty, kiedy byli w potrzebie. Pomagaliśmy sobie w chwilach trudnych. Chroniliśmy słabszych. Empatia jest kluczem do sukcesu naszego gatunku w świecie. W chwili, w której autor pisze te słowa już 149 osób pomogło Monice Klamce. Tyle osób wpłaciło łącznie 3228 zł na utworzone specjalnie dla niej konto bankowe. Te środki znacznie przewyższają kwotę jej zobowiązań podatkowych, którymi obarczył ją bezduszny i mściwy wójt gminy. Ale Pani Monika ma dużo innych wydatków. Rehabilitacja chorej Weroniki jest niezwykle kosztowna i pracochłonna. Monika nie może tak jak inni pójść do normalnej pracy. Musi opiekować się dzieckiem. Pieniądze na pewno się jej przydadzą.

Dla jasności – Pani Monika nigdy nie poprosiła o takową pomoc. Opowiadając nam swoją historię liczyła tylko na to, że będzie potraktowana sprawiedliwie i proporcjonalnie. Chciała tylko, żeby pan wójt i gminni urzędnicy potraktowali ją tak samo jak innych – neutralnie. Nie oczekiwała czegoś nadzwyczajnego. Zresztą, czy dziewczyna po takich doświadczeniach życiowych może liczyć jeszcze na jakieś cuda?

Cud się jednak wydarzył. Zjednoczyliśmy się wobec jawnej niesprawiedliwości i dyskryminacji. Wpłacając swoje datki dla Moniki pomogliśmy nie tylko jej. Zamanifestowaliśmy przede wszystkim nasz sprzeciw przeciwko bezdusznemu i małostkowemu stylowi sprawowania urzędu jaki wprowadził Dariusz Straus w gminie przed dwudziestu laty. Powiedzieliśmy dość! To koniec rządów mściwego i nieudolnego wójta gminy Siedlisko!

pozdrawiam

Paweł P.

13 Replies to “Grzesznicy z Siedliska idą do nieba

  1. Dziś Siedlisko znów jest wielkie! Wielkie i większe, jak za czasów swej świetności! Zakończyła się jedna zbiórka – dla Moniki, teraz trwa druga – na pomoc szpitalowi nowosolskiemu. A mieszkańcy gminy, stoją po tej samej stronie, ramię w ramię! Serce rośnie!

  2. Wystarczyło ledwie kilka dni żeby zebrać założoną sumę dla Pani Moniki.
    To dobrze świadczy o gminnej wspólnocie i jest dobrym prognostykiem na przyszłość.
    Gratuluję.

  3. Grzesznicy z Siedliska siedzą w pierwszej ławce w Kościele, zajmują zaszczytne miejsca Radzie Kościoła i w Caritasie, więc mają zagwarantowane miejsce w niebie. Tak myślą.

  4. Kiedy wreszcie D.Straus zacznie postrzegać ludzi jako równych sobie. To dzięki ludziom siedzi w gminie i to stanowczo za długo, bierze duże pieniądze, a niewiele robi. Jak już coś robi to bez ładu i składu, a ważne sprawy dalej nie załatwione ( woda, kanalizacja i bałagan ). To, że głowną jego cechą charakteru jest mściwość do grobowej deski wiedzą wszyscy, nie daj Boże sprzeciwić się jego pomysłom, wiemy jak to się kończy. Trzyma z bogatymi, im umarza podatki ( Fijoł, Adamczyk i inni), im sprzedaje za pół darmo i po cichu mienie gminy, a na biedną Monikę nasyła komornika za podatek, który spłaca ratami, mimo że nie dostała upomnień o zaległościach. Co to za wójt, który na swojego mieszkańca nasyła komornika? Co zrobił, aby jej pomóc, przecież zna jej sytuację osobistą. Dlaczego nie obciąża jej brata, ktory tam mieszka, bo się go boi. To jest hańba dla władzy gminy.

  5. niepoczebnie skrarzyła siem pani cnpowi. cza było dogadać się z panem wujtem. on by pani pszebaczył wszystko. tylko cza bybyło pszeprosic i powiedzieć rze wiencej nie bendzie siem pani nieslóhała. pana wujta wybrała cała gmina. fszyscy lódzie głosowali. a nie na cpna. cpen nie jest z naszej gminy i dlatego szkodzi a pani siem do niego dołonczyła teraz rzeby z innym pszeszkadzać Darkowi żondzić!? kto słóha wujta ma ó nas dobże na wsi. kto siem sprzeciwia ten nie. karzdy by tak robił gdy by był wujtem

    1. Monika siem suha wujta a jednak ma NIE DOBŻE ……POD SÓFITEM wienc gdzie lerzy prafda ? Suchanie wujta i tżymanie s nim sztamy zóbarza ómysł 😉

  6. Panie Ania oraz Marzena razem z nauczycielką Małgorzatą mogą od dzisiaj spędzać wspólnie długie przerwy grając w kosi kosi łapki i opowiadać sobie która skrupulatnie wykonywała rozkazy płynące z samej góry

  7. Ta kancelaria Pana K. to jest znana w Nowej Soli. Zdajemy sobię sprawę jak. Mieliśmy z nią już doczynienia. Monika trzymamy kciuki za sukcesy Twoje i corci. Zemsty wojta się nie boimy z nami jest prawda i słowa Jezusa Chrystusa

  8. To czego doświadczyła Monika ze strony wójta, to niejedyna podłość.
    Dwa lata temu, córeczka Moniki wspólnie z klasą wyjechała na tzw. Zieloną Szkołę. Z racji tego, że Werka wymaga systematycznego i bardzo rygorystycznego podawania leków nie tylko w tabletkach, ale również w zastrzykach, decyzję o wyjeździe podjęła również Monika. Nie była to z jej strony nadopiekuńczość. To była konieczność. (W ośrodku, w którym miały przebywać dzieci, nie było pielęgniarki).
    Monika zapewniła sobie nocleg i wyżywienie. Jedyną rzeczą, o którą prosiła była możliwość odbycia podróży wspólnie z dziećmi. Mimo, że w autokarze były wolne miejsca, nauczycielki nie wyraziły na to zgody. Argumentem tej decyzji było to, że Werka musi się nauczyć samodzielności.
    W tej sytuacji Monika zmuszona była wyruszyć w podróż na własną rękę, wszystkimi możliwymi środkami lokomocji. Czas ze względu na obowiązek podania leków Werce, odgrywał kluczową rolę.
    Podczas całego pobytu, Monika ograniczała swój kontakt z Weroniką do niezbędnego minimum. Nauczycielka przyprowadzała Weronikę do pokoju Moniki tylko o określonej godzinie. Resztę czasu Monika spędzała samotnie w pokoju lub na wielogodzinnych wędrówkach po górach. Wszystko po to, by nie natknąć się na dzieci.
    Postawa Pani Marzeny, ówczesnej wychowawczyni Weroniki oraz Pani Anny wywołała w Monice poczucie, że będzie przeszkadzać i wprowadzać zamieszanie. Monika mimo że obecna, stała się niewidzialna.
    Tak mijały kolejne dni…
    Jak myślicie drodzy Państwo, czy cała ta sytuacja zmieniła coś w nastawieniu nauczycielek do Moniki? Czy skłoniła do refleksji? Czy zaproponowały jej wspólny powrót do domu? Nie. Obu Paniom, podobnie jak wójtowi, słowo empatia jest obce.
    Powrotną podróż Monika również odbyła samotnie. Towarzyszyła jej jedynie myśl, że musi zdążyć przed dziećmi, bo Werki nie będzie miał kto odebrać z autokaru. Wyobraźcie sobie, co czułaby mała dziewięcioletnia dziewczynka, gdyby nikt na nią nie czekał…
    Zawód nauczyciela, to zawód zaufania publicznego. Od osób wykonujących ten zawód wymaga się zachowania norm moralnych, etycznych i społecznych.
    Postawę nauczycielek pozostawiam Państwa ocenie.

  9. super że pomagcie Moni należy jej się to. Cały czas się udziela i pomaga innym. Jest bardzo ofiarna. Pudełka ozdabia i ofiaruje na licytację na Wielką Orkiestrę. Każdy może liczyć na jej pomoc. Monia! Jesteśmy z tobą! Zobacz ilu mieszkańców Cię wsparło!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *