Panie władzo, to nie ja, to ich wina!

Drodzy Mieszkańcy,

jak to mawiają pracownicy z Placu Zamkowego, tydzień bez sensacji w Siedlisku, to tydzień stracony. Także i tym razem supernieudacznik Straus oraz jego lizusy nie zawiedli i zafundowali mieszkańcom gminy nowy odcinek serialu groteski i żenady. Zanim przejdziemy do sedna sprawy, mamy prośbę do wszystkich Czytelników, a mianowicie – w trakcie lektury dzisiejszego felietonu odpowiedzcie sobie na pytanie, jak długo nieudolny wójcina Dariusz Straus i jego gwardia będą kompromitowali naszą społeczność, obrażając skrajną niekompetencją dobre imię gminy? Ile tak można? Czy ci ludzie wstydu nie mają?

Zanim przejdziemy do najnowszych wydarzeń, krótkie przypomnienie aferki sprzed kilku lat. Dokładnie 7 lat temu wójt wraz z ówczesnym przewodniczącym rady – najbardziej służalczym z przybocznych radnych-lizusów – wyłuszczaczem Rysiem Kieczurem, wybrali się na posiedzenie Komisji Rekrutacyjnej, by przez bezprawną ingerencję w jej prace dokonać sabotażu przyjęcia dzieci do przedszkola publicznego. Wywierając naciski na panią dyrektor Lidkę Pstruchę, namówili ją, by przyjęła mniej dzieci do przedszkola niż zrekrutowała Komisja w trakcie prac. Oczywiście było to działanie bezprawne i Wojewoda uznał nabór za wadliwy. Jednak Rysiu z Darkiem nigdy nie ponieśli za ów sabotaż żadnej odpowiedzialności. Przeciwnie – do dzisiaj się nieźle bawią, przekonując, że są wspaniali, zaradni, mądrzy i że działają dla dobra publicznego. Zabawne, co nie?

Wróćmy do najnowszych wydarzeń. Wójt, wykorzystując sprawdzoną metodę działania przez sabotaż i wywieranie nacisków, zafundował nam powtórkę wydarzeń sprzed 7 lat. Z tą różnicą, że tym razem zaangażował nie Kieczura, ale szkolną psiapsiółkę, którą przed laty zatrudnił w urzędzie. Mowa oczywiście o niezawodnej sekretarzycy Mańce Miśkiewicz. To ona razem z wójtem Darkiem Strausem, wybrała się na posiedzenia Komisji – tym razem nie była to Komisja Rekrutacyjna lecz Rewizyjna – by wpłynąć na zmianę ich wcześniejszych decyzji. Ich celem było nakłonienie do wycofania zawiadomienia, które Komisja Rewizyjna złożyła do prokuratury o domniemanych nadużyciach Strausa.

Jak dowiadujemy się z ostatnich doniesień medialnych na posiedzeniu Komisji Rewizyjnej były krzyki, prężenie muskuł, urzędnicze wycie i groźne pohukiwania. Organy gminy – czyli Mańka z Darkiem – stawali na rzęsach, wymachując Statutem Gminy – wszystko po to, żeby Komisja Rewizyjna wycofała zawiadomienie z prokuratury, czego rzecz jasna nie można było uczynić. Zgodnie z prawem, jeżeli zawiadomienie do prokuratury wpływa, nie można go już wycofać – prokuratura musi zbadać sprawę. Cała sprawa nie powinna dziwić, bowiem stosunek pani Mani do pracowników urzędu gminy i mieszkańców jest powszechnie znany. Swego czasu lokalne media zdobiły nagłówki, sugerujące sytuacje mobbingowe, których autorką miała być właśnie Mańka. Poproszony wówczas o komentarz do sprawy wójt, odpowiedział, że on o niczym nie wie i że pani Mania jest miła, cacy i że on w ogóle nie wie o co całe zamieszenia. Natomiast główna zainteresowana poradziła wszystkim, którzy mają do niej jakiekolwiek zastrzeżenia, by skargi kierować przesyłać jej osobiście, a ona nada im dalszy bieg, przekazując tzw. „szczeblowi wyższemu” – czyli funflowi Darusiowi – do obiektywnego rozpatrzenia. Zabawne, co nie?

Ale nie odbiegajmy nadto od głównego tematu. Spektakl groteski i żenady, który zafundowały nam oraz gminnym radnym organy gminy – czyli wójt i sekretarzyca – zakończył się niespodziewaną i sensacyjną wręcz dymisją Przewodniczącej Komisji Rewizyjnej, Justyny Bereś. Jest to niespotykane, że przewodnicząca komisji wybrana w demokratycznym głosowaniu, ustępuje na skutek interwencji wójta i jego kumpelki, którzy w obawie przed konsekwencjami prawnymi, chcieli wymusić zmiany wcześniej podjętych przez ową komisję decyzji. Dziwimy się zamieszaniom w polskim wymiarze sprawiedliwości i próbom sterowania ręcznego, a mamy to samo, tyle że w mniejszej skali, na własnym podwórku. Wójt niczym dyktator jednostkowo chce decydować o tym, jakie decyzje ma podejmować niezależna komisja przy radzie gminy?

Opierając się na doniesieniach medialnych mamy uzasadnione przesłanki, by przypuszczać, że dymisja Justyny Bereś ze stanowiska przewodniczącej Komisji Rewizyjnej była skutkiem nacisków, jaki nieudacznik wójt wraz z Mańką, wywierali na jej członków w trakcie ostatniego posiedzenia. Zapowiadamy, że w tej sprawie złożymy stosowne zawiadomienie do uprawnionych służb, żeby zbadała postawę organów gminy i kwestię ewentualnych nacisków na pracę radnych z Komisji Rewizyjnej. Jest niedopuszczalne i jest absolutnym skandalem, by wizyta wójta, który w pracy komisji uczestniczyć może tylko jako gość, kończyła się dymisją Przewodniczącej Komisji.

Ale nie tylko o dymisję tu chodzi. Okazuje się – czego dowiadujemy się również z nieoficjalnych doniesień medialnych, że na skutek interwencji organów gminy (w dalszym ciągu mowa o Darku i Mańce), niektórzy z jej członków postanowili zmienić wcześniej podjęte decyzje. W tym momencie nasuwa się pytanie – po co nam Komisje Rewizyjne, Komisje Rekrutacyjne i inne demokratycznie wybrane władze, skoro nieudolny wójt ma ambicje, by wszystkim sterować ręcznie? Przypomina to czasy pierwszych sekretarzy i pochodów pierwszomajowych, kiedy to partia lepiej wiedziała, co człowiekowi do życia potrzeba. Pamiętacie dlaczego towarzysz Gomułka wykreślił z listy towarów importowanych cytryny? Bo stwierdził, że Polacy mają więcej witaminy C w kiszonej kapuście i cytryn naród nie potrzebuje. Pierwszy sekretarz nigdy nie wyjaśnił, czy herbata pita z kiszoną kapustą będzie smakowała klasie pracującej. Ale to już inna sprawa. Podobnie, niczym towarzysze-sekretarze, próbuje ręcznie sterować gminą Straus. Szczególnie, gdy widzi zagrożenie dla swojej pozycji lub planów.

Wójt w stopniu biegłym opanował technikę ręcznego sterowania. Jeżeli trzeba pomóc kolesiowi z partii – wkracza do akcji osobiście. Jeżeli trzeba ośmieszyć kontrkandydata na wójta, to osobiście przepędza go kopniakami ze sceny w trakcie publicznej imprezy. Jeżeli widzi zagrożenie w autorytecie dyrektorki szkoły – zwalnia ją pod fałszywym pretekstem nadużyć finansowych. Jeżeli chce ukarać mieszkańców za niesubordynację wyborczą – wstrzymuje wszystkie inwestycje, skazując niepokornych wyborców na infrastrukturalne uwstecznienie. Jeżeli chce zemścić się na krytykach własnej nieudolności, samowolnie zatrudnia prawników i płaci im bajońskie sumy z gminnej kasy, a jeżeli trzeba ochronić tyłek przed prokuratorem – też działa, przez wywieranie nacisków na Komisję Rewizyjną.

Stosując do tej pory działającą metodę „ręcznego sterowania” – na co należy zwrócić uwagę – wójt nigdy nie wywiera nacisków, nie popełnia uchybień, nie robi przeoczeń w pojedynkę. Nie działa sam. Zawsze, za każdym razem, kiedy wyrusza na tzw. „akcję” zabiera ze sobą tzw. „dupochron”. I teraz dochodzimy do kolejnego etapu dzisiejszej opowieści – a mianowicie o opowieści o tzw. dupochronach Strausa – o radnych, pracownikach urzędu, mieszkańcach, którzy są mu do tego stopnia wierni i posłuszni, by zgodzić na na współudział w jego manipulacjach.

Przypomnijmy – w 2015 r. Rysiu Kieczur nie wybrał się Darkiem na posiedzenie Komisji Rekrutacyjnej, w charakterze osoby towarzyszącej, by ładnie wyglądać i ładnie pachnieć. Przeciwnie. Brał on aktywny udział w wywieraniu nacisków na komisję, domagając się od jej członków zmiany list przyjętych dzieci. Kilkanaścioro miało zostać skreślonych. Kiedy ówczesny przewodniczący Marek Bal argumentował, że komisja działa na podstawie Uchwały Rady Gminy i Statutu Przedszkola, który wyraźnie określa możliwą liczbę przyjęć, że decyzja komisji nie wynika z nieuzasadnionego „widzimisię” jej członków, Rysiu odpowiedział – cytujemy: „Wy możecie sobie przyjąć nawet 150 dzieci, to dyrektor decyduje ile dzieci będzie przyjętych”. Nie jest to pierwsza bzdura, którą Rysiu wygłosił publicznie. Do większych nonsensów ów wybitny specjalista od szyszek zdołał nas przyzwyczaić. Jednak jego współudział wówczas był o tyle istotny, że gwarantował wójtowi alibi. Bo gdyby Straus w pojedynkę wybrał się do przedszkola publicznego, by ograniczyć listę przyjęć, wówczas łatwo mógłby zostać posądzony o to, że działa na rzecz interesu partyjnego koleżki, który otworzył w gminie prywatne przedszkole. To po pierwsze. A po drugie – gdyby okazało się, że tą interwencją w prace komisji zainteresowałyby się odpowiednie służby nadzoru, wójt zawsze miałby na kogo zwalić winę. Jakby coś, to Rysiu tak mówił, a nie on. Zabawne, co nie?

Za każdym razem, kiedy wójt zostaje przyparty do muru – i nieważne czy chodzi tu o lojalność partyjną w stosunku do kolesia z PSL-u, działania prokuratora czy interes publiczny – Darek Straus posługuje się osobami trzecimi. Zawsze, za każdym razem zabiera ze sobą kogoś, osobę zaufaną, która w istotnym zakresie współuczestniczy w jego manipulacjach. Tak było nie tylko z Rysiem Kieczurem. Podobnie wykorzystał zatrudnioną w urzędzie córkę kuzynki – Anię Rojek. W gminie odpowiadała ona m.in. za gospodarowanie mieniem. Odpowiedzialna za ten dział Ania „przeoczyła”, że gminna nieruchomość tuż przed wystawieniem na przetarg została wyposażona w infrastrukturę rekreacyjną. Dzięki temu przeoczeniu nie wykonano nowej wyceny i działkę koniarzy (bo o tej nieruchomości mowa) kupił w przetargu syn kuzyna Darka za śmieszną kwotę, która nijak ma się do poczynionych na działce przez wójta inwestycji tuż przed wystawieniem na sprzedaż. I tu także mamy do czynienia z analogicznym mechanizmem – zaufana osoba jest angażowana w plany wójta po to, żeby w przypadku, gdyby zrobił się smrodek, gdyby ktoś zainteresował się legalnością przedsięwzięcia, Dark miał na kogo zwalić winę. Innym przykładem idealnego „dupochronu” wójta jest przewodnicząca Gosia Chilicka, która wielokrotnie dostarczała dowodów bezwzględnej lojalności i służalczości także kosztem interesu gminy i mieszkańców. Przykłady można by mnożyć. Od skandalicznych prób kneblowania krytycznych ocen działalności wójta w trakcie posiedzeń rady gminy, po urzędnicze absurdy. Oto jeden z nich, gdy wójt zamierzał zlikwidować przedszkole i ograniczył czas jego pracy do 5 godzin dziennie, sfrustrowani rodzice złożyli skargę do rady gminy. Gosia im wówczas odpowiedziała, że ograniczenie pracy przedszkola jest decyzją radnych, a nie wójta i że wójt jest tylko wykonawcą woli rady. Wzięła winę na własną klatę, by uchronić urzędniczą dupę wójta przed gniewem rozzłoszczonych rodziców. Zabawne co nie?

W roli „dupochronu” Straus wykorzystuje nie tylko naiwnych, najbardziej służalczych i uległych mu radnych. By zapewnić sobie alibi, w szczególności aby uniknąć konsekwencji własnej niekompetencji i nieudolności, w swoje brudne gierki potrafi wciągnąć nieświadomych powagi sprawy mieszkańców. Tak było na przykład przy okazji realizacji jednej z inwestycji w gminie, w trakcie kontroli której inspektorzy Najwyższej Izby Kontroli stwierdzili rażące nieprawidłowości. Wójt wówczas zaczął biegać po ludziach, by świadczyli, że kontrolerzy NIK mylą się i że jest tak jak on mówi. Skutek tego był taki, że NIK skierował sprawę do prokuratury podejrzewając składanie fałszywych zeznań przez wójta i powołanych przez niego świadków, którzy mieli dać mu alibi.

Drodzy Mieszkańcy, jeżeli w dalszym ciągu szukacie odpowiedzi na pytanie, jak długo jeszcze damy się temu nieudolnemu nieudacznikowi wodzić za nos, to skorzystajcie z ładnej wiosennej aury i wybierzcie się na wycieczkę rowerową do Przyborowa. Dobry samorządowiec nie spędza czasu w salach sądowych i nie włóczy się po prokuraturach. Dobry samorządowiec nie straszy radnych, nie zastrasza mieszkańców ani nie kieruje się interesem grupki kolesiów. Tych wszystkich, którzy tkwią jeszcze w malignie bajeczek o „małej, rolniczej, biednej gminie” zapraszamy do Przyborowa. Zobaczcie, przekonajcie się na własne oczy, co to znaczy być dobrym gospodarzem gminy.

Pozdrawiam

Paweł P.

3 Replies to “Panie władzo, to nie ja, to ich wina!

  1. Zgadzam się w całości z Reniferkiem, też tak myślę. Jeśli chodzi o Justynę, to należy jej się szacunek, odważyła się i to się liczy, że dostrzegła zło jakie wyrządza Straus. Myślę, że więcej jest tak myślących, lecz boją się tego nieudacznika, jego zemsty nawet na rodzinie, ale Straus nie jest wieczny, odejdzie w niebyt, a niektórzy przynajmniej zachowają twarz.

  2. Może więc któryś z mieszkańców złoży to zawiadomienie do prokuratury. Chyba znajdzie się jeden sprawiedliwy.

  3. Czekałem na ten felieton cały tydzień. Panie Marku jest Pan geniuszem!!! Nasz sternik to manipulator i chodź jestem katolikiem i ciężko mi na sercu obrażając go muszę to stwierdzić. To człowiek o dwóch twarzach jak już się mści to po całości otacza się wiernymi kompankami Manią oraz Gosa. Gosiaczkiem co siostrę własną sprzedała a pamiętasz Gosa jak o pracę prosiłaś Jolę dla siebie i męża ? Wiesz co na Twój temat mówią mieszkańcy? Bardziej dwulicowej babki nie widzieli tak obłudnej. Sprzedałas się Sternikowi za posadkę. Leczysz się już z dwubiegunowymi? Ludzie ciężko pracują po 14 godzin płacą podatki a mają brudna śmierdząca wodę brak pracy brak perspektyw. Wyjechali do miast i dalej gdyż od 15 lat tańczysz ze sternikiem a raczej potykasz się. Ja w Ciebie wierzyłem byłaś moja nauczycielka i co obłudnico jedna? Na sesjach mieszkańcom kneblujesz twarz a może tak jak mania mu dajesz ? Justyna brawo za odwagę mogłabyś jeszcze nie głosować jak sternik nakazuje ale co z tego spapralas sprawę głosują przez prawie 4 lata jak heros nakazał pizza smaczna była dla Ciebie. Codziennie myślę jak wyciągnąć Gminę Siedlisko z długów finansowych te wasze rządy gamoni!!! Paproki jedne zamiast cieszyć się wiosną ja snuje plany naprawy Gminy. Znów przespaliśmy w lutym sprawę dotycząca pomocy dla Gminy ! Darek noś gacie nie stringi!!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *