Czego nauczył się Darek Straus?

Drodzy Mieszkańcy,

Wójt nieudacznik przegrał z kretesem proces, który wytoczył cepeeniarzowi. Jeszcze nie tak dawno głośno zapewniał najwierniejszych z wiernych wielbicieli jego rządów, że złoży apelację i że wtrąci felietoniarza do najgłębszego lochu w Sztumie. Jak się okazało Straus skłamał i to nie po raz pierwszy. Żeby było śmieszniej – okłamał największych stronników i zwolenników, którzy wierzyli w jego potęgę i wszechmoc. Kieczur, Chilicka, Gielcowa, Pawlakowa, Kulaska i reszta gminnego betonu popierającego Strausa święcie wierzyli w to, że cepeeniarz za karę będzie smażył się na stosie. Polityczne zaplecze wójta, jego kolesie, rodzinka i kochanki – wszyscy niecierpliwie czekali z przygotowanymi naostrzonymi kijkami i kiełbaskami. Żeby ułatwić wójtowi zadanie radni z Siły Kontynuacji, w szczególności przewodnicząca rady i jej zastępca, kolektywnie przymykali oczy na niegospodarność Strausa, który wykorzystywał gminne środki i prawników w prywatnej nagonce przeciwko oszołomom (tak wójt określa krytyków). Na końcu miało być odtrąbione wielkie zwycięstwo, a triumfujący wójt w złotej koronie, na białym koniu miał odbyć zwycięską paradę przez całą gminę. Tak miało być, bo to obiecał przecież Darek. Dlatego, jak wielkie musiało być ich zdziwienie i rozczarowanie, kiedy okazało się, że wódz, naczelnik i lider, w którego omnipotencję tak ślepo wierzyli, mimo zapewnień i obietnic nie złożył apelacji i wyrok uniewinniający cepeeniarza się uprawomocnił?

Pamiętamy doskonale, jak na początku kadencji Straus zapewniał i chwalił się, że oskarżył felietoniarzy, że wytoczył procesy i że na pewno wszystkie wygra. W tym celu zatrudnił drogą kancelarię prawną, która miała mu pomóc rozprawić się z krytykami jego szkodliwych i nieudolnych rządów. Z postępów perypetii sądowych regularnie informował nawet radnych w sprawozdaniu z działalności międzysesyjnej. Spektakl sądowy, który zorganizował Straus na koszt podatnika miał jasny i wyraźny przekaz. Wytaczając coraz to nowe procesy krytykom, wójt chciał zastraszyć całą siedliskową społeczność. Chciał pokazać jaki to on jest „silny” i że każdy, kto ośmieli się skrytykować jego karykaturalne wręcz nieróbstwo samorządowe skończy na ławie oskarżonych przed obliczem Sądu Karnego w Nowej Soli.

Metodologię straszenia i zastraszania pozwami i procesami Straus miał dobrze przećwiczoną. Niewielu zapewne pamięta, ale pierwszą osobą z naszej gminy, którą wójt poszczuł wymiarem sprawiedliwości, była Beta Barna. W 2010 r. Straus napuścił na nią prokuratora, bowiem pani Barna jako radna, upomniała się o dewastowaną przez jego koleżkę działkę gminną, zwaną popularnie „żwirowiskiem” (tuż obok szkoły).

Właściciel stacji paliw – popularnie nazywany cepeeniarzem – popełnił jeszcze większy grzech niż Beata Barna. Nie tylko upomniał się o interes gminy, ale zrobił to głośno i publicznie. Cóż za herezja! Nieprawdaż? Jak ktoś śmiał publicznie skrytykować wójta? Czy ktoś, kiedyś w naszej gminie odważył się na taki wyczyn? Nikt. Owszem były jakieś tam prywatne, ciche rozmówki. Były jakieś niemrawe pomruki niezadowolenia. Ale wszystkie one milkły, gdy pojawiał się wójt. Dlaczego? Dlatego, ponieważ przez ponad ćwierć wieku rządzenia gminą Straus obrósł w urzędniczy tłuszcz i nabrawszy pewności siebie, w szczególności jeżeli chodzi o bezkarność działań i decyzji, zwyczajnie zastraszał wszystkich tych, którzy ośmielili się go skrytykować bądź przeciwstawić jego urzędniczemu widzimisię.

Czy urzędnicze szykany Strausa, zastraszanie mieszkańców oraz urzędnicze zemsty były złe? Były, co do tego nie można mieć wątpliwości. Czy jego niegospodarność w roli gospodarza gminy powinna zostać napiętnowana? Oczywiście, i powinno być zrobione to już dawno. Czy Straus powinien ponieść konsekwencje nieudolności, niekompetencji oraz oczywistego nieudacznictwa? Tak! I taki właśnie morał wynika z porażki sądowej wójta. Odpowiedzialność władzy przed społeczeństwem, w szczególności prawo do oceny działań demokratycznie wybranej władzy jest fundamentem działania ustroju demokratycznego. Bo demokracja nie polega na tym, jak to przedstawił nadworny lizus wójta nadszyszkownik-wyłuszczacz Rysiuniusiuniu Kieczur – by podnosić wójtowi pensję, w nagrodę za to, że wygrał wybory. Przeciwnie – demokracja, to krytyczna dyskusja między wyborcami a władzą, w której społeczeństwo zawsze ma przewagę negocjacyjną. W uproszczeniu – wyborcy mówią czego oczekują, a ich demokratycznie wybrani przedstawiciele te oczekiwania realizują.

W Siedlisku w ciągu ostatnich dekad wytworzyła się patologia ustroju demokratycznego, który zmutował się w wiejską odmianę prymitywnego patrymonializmu. Darek Straus zaczął traktować gminę jak swoją własność. O tym, że tak jest, zdradza sposób w jaki używa języka. Często słyszymy od wójta: „moja gmina”, „moje działeczki”, „mój chodniczek”, „moje schodki” i „moi radni”. Wójt nieudacznik niczym czyrak wrósł w tkankę urzędów obsadzając stanowiska gminne rodziną, kierując się patrymonialną zasadą, że urząd gminy też należy do niego. O tym jak bardzo zdegenerowany, jak wynaturzony jest to układ niech świadczy fakt, że oficjalna małżonka wójta jest zatrudniona w gminnym ośrodku zdrowia, a jej oficjalna zastępczyni – kochanka wójta – pracuje z Zespole Szkół Oświatowych, jednostce również podległej wójtowi. Budynki szkoły i przychodni sąsiadują ze sobą, panie mogą pomachać sobie na dzień dobry przez okno. Żona wójta i jej oficjalna zastępczyni wraz z nieślubnym dzieckiem, w trójkącie z wójtem Darkiem Strausem od lat uprawiają szczęśliwą urzędniczo-obyczajową poliamorię. Nikomu nic do tego. Nie jest to pierwszy przypadek, że jeden chłop ma dwie baby i nikt by się nie czepiał, gdyby nie fakt, że ustawowym obowiązkiem wójta jest nadzorowanie pracy podległych mu placówek. W tej sytuacji niech nam ktoś wyjaśni, w jaki sposób Darek Straus ma wywiązywać się z obowiązków, gdy oficjalna zastępczyni żony odpowiada za szkolne finanse? W jaki sposób ma sprawować nadzór? W jakim charakterze? Jako organ władzy? Organ nadzoru? Czy może jako organ w ogóle?

Przez dekady oglądaliśmy patologie samorządowe w siedliskowym tygielku. I co? I nic. Przyzwyczailiśmy się. Popełniliśmy wszyscy grzech bierności i zaniechania. To jest naszą, wspólną winą. Zapewne samorządowa farsa, którą zafundował gminie przed laty Darek Straus trwałaby dalej w najlepsze. Rodzinka wójta dalej okupowałaby gminne posadki a gwiazdor samorządu bez przeszkód obdarowywałby kolesiów bezzwrotnymi pożyczkami idącymi w setki tysięcy złotych i sprzedawał atrakcyjne działki gminne rodzinie i kolesiom. Tak przecież było jeszcze do niedawna. Wójt uprawiał samowolkę, ponieważ przez dwadzieścia trzy lata nikt nie ośmielił się uderzyć ręką w stół i powiedzieć „Basta! Panie wójcie!”.

Aż tu nagle w gminie zaczęły pojawiać się felietony, w których w prześmiewczy, satyryczny sposób opisywane były kulisy władzy wójta Strausa i jego partyjnych lizodupków. Reakcje mieszkańców były różne. Zaczęło się od niedowierzania. Było oburzenie i zniesmaczenie. Co wywoływało tak skrajne uczucia? Czy felietony i ich prześmiewcza konwencja? Czy prawda i fakty, które opisywaliśmy i urzędnicza rzeczywistość siedliskowa, którą ocenialiśmy wprost stroniąc od dyplomatycznych eufemizmów? To dzisiaj nie ma już najmniejszego znaczenia, bo felietony spełniły swoją funkcję – ludzie zaczęli wójtowi patrzyć na ręce i przestali się bać wyrażać głośno, publicznie własne opinie.

Sąd, uniewinniając cepeeniarza od stawianych mu przez wójta zarzutów nie kierował się sympatią czy antypatią. Sąd oceniał na podstawie faktów a te dla wójta są kompromitujące. Nie pomogła Strausowi rodzinka ani najwierniejsi kolesie, których zaciągnął do Sądu, by świadczyli o jego zaradności. Czy wójt mógł oczekiwać tego, że opowieściami o tym, że czarne jest białe, ktoś potrafi przekonać Sąd? Sąd stanął po stronie faktów i cepeeniarza. Wisienką na torcie w tej opowieści niech będzie to, że ostatecznie fakt własnej niekompetencji oraz nieudolności zaakceptował również Dariusz Straus. Gdyby wójt był pewny swoich racji, gdyby miał jakiekolwiek argumenty, które przemawiałby na jego korzyść i zadawały kłam stwierdzeniom zawartych w felietonach, na pewno przedstawiłby je w apelacji, którą – jak zapowiedział kilka tygodni temu – miał złożyć. Jak się okazało Darek skłamał. Nie złożył odwołania od niekorzystnego dla siebie wyroku. Przecież Straus miał pieniądze na prawników – do tej pory płacił z gminnej kasy. Jednak apelacji nie wniósł. Jak myślicie dlaczego? Dlaczego Straus, wbrew temu co powiedział radnym, nie złożył odwołania? Dlaczego po raz kolejny skłamał w tak ważnej sprawie – przecież do tej pory o postępach w procesowaniu się z cepeeniarzem informował radnych w sprawozdaniach z działalności międzysesyjnej? Zapewne usłyszycie wiele wymówek w tej sprawie, że miał czkawkę i nie zdążył wysłać apelacji, albo że wysłał, ale Sąd był zamknięty, albo że listonosz zgubił, albo że koń zjadł już prawie gotowe odwołanie i nie zdążył napisać drugiego w terminie. Spośród wielu fantastycznych wymówek i usprawiedliwień jedno wydaje się najbardziej zbliżone do prawdy – wójt zrozumiał wreszcie, że rozprawa sądowa, to nie posiedzenie sesji rady gminy, w trakcie których wtóruje mu większość radnych-lizusów i lizusek. W Sądzie nie ma wuefistki Chilickiej, która z pianą na ustach i histerią w oczach zakrzykiwałaby prawdę o stanie gminy. Na sali Sądu trudno też szukać lizusa-wyłuszczacza, który pouczałby skład orzekający o zasadach demokracji i o tym, że wójt ma rację, bo ludzie go wybrali. Przed Sądem liczą się fakty. I to, jak się wydaje, wreszcie wójt zrozumiał.

Lekcja ta trwała długo, bardzo długo, bo prawie 2,5 roku. Tyle czasu ciągnęły się perypetie sądowe Strausa i cepeeniarza. Prawie 30 miesięcy wójt uczył się tego, że Sądu nie zastraszy, nie przestraszy, nie wystraszy i że celem każdego przewodu sądowego jest dotarcie do prawdy materialnej – czyli opisu zgodnego z rzeczywistością. Za lekcję Straus zapłacił forsą z publicznej kasy. Ile ta lekcja kosztowała gminnego podatnika – tego dokładnie nie wiemy, bo Darek miga się od udzielenia wyczerpującej odpowiedzi. Jednak mamy nadzieję, że kontrola NIK, która właśnie trwa w urzędzie gminy, odsłoni kulisy wydatków w tym zakresie. Oczywiście druga strona – czyli cepeeniarz też poniósł koszty. Tak zwane koszty sądowe, które obejmują koszty zastępstwa procesowego, dojazdów na rozprawy itp. Żebyście mogli uświadomić sobie o jakich sumach mowa, to same wydatki na adwokata wyniosły 11.000 zł. Zgodnie z przepisami cepeeniarz po uprawomocnionym uniewinnieniu będzie mógł domagać się zwrotu kosztów sądowych od oskarżyciela – od Darka Strausa. Ale nie martwcie się – tym razem nie będzie musiała płacić gmina Siedlisko. W związku z tym, że było to oskarżenie z powództwa prywatnego, koszty sądowe będą zasądzone nie od wójta gminy (wójt jest osobą publiczną), ale od osoby prywatnej – czyli Dariusz Straus, z własnych ‘piniążków’ będzie musiał zapłacić sporą sumkę cepeeniarzowi.

Właściciel stacji paliw i wydawca felietonów uczciwie pracuje i nigdy nie zamierzał bogacić się czyimś kosztem, nawet jeżeli jak w tym przypadku, Strausowi należy się lekcja pokory. Dlatego cepeeniarz już teraz deklaruje, że połowę zasądzonych od Darka Strausa kosztów sądowych przeznaczy w formie darowizny na rzecz przedszkola publicznego w Siedlisku, a drugą połowę wyegzekwowanych kosztów sądowych – wraz z życzeniami udanej zabawy – przeznaczy na bal seniorów w gminie. Organizację tej imprezy powierzy nowej Pani Dyrektor Biblioteki Gminnej – Kasi Śliwińskiej-Krowirandzie, która jest niezwykle utalentowaną, zaangażowaną, pełną entuzjazmu i energii animatorką kultury.

Na zakończenie dzisiejszego felietonu zwracamy się wprost do wójta nieudacznika i jego sługusów – odejdźcie, bez was gmina Siedlisko będzie lepsza. Wystarczy tego wstydu, którego przysporzyliście nam i gminie. Dość już niekompetencji i mówiąc wprost głupoty urzędniczej. Dość marnowania szans i przepuszczania funduszy gminnych na prywatne widzimisię. Weźcie odprawy, wręczcie sobie nagrody, wydrukujcie dyplomy i zamówcie medale i ordery, którymi chcecie udekorować ściany i klapy garniturów. Za wszystko wystawcie nam rachunek – zapłacimy. Niech to będzie ostatnia rzecz, którą zrobicie na nasz rachunek. Po waszych rządach gminę Siedlisko czeka długa chemioterapia, która będzie bolesną kuracją. Zgniłe jajo, które przygotowaliście następcom w postaci milionowego zadłużenia i zapaści infrastrukturalnej, będzie jeszcze długo odbijało się nam wszystkim czkawką. Ale nie martwcie się, poradzimy sobie.

Pozdrawiam

Paweł P.

5 Replies to “Czego nauczył się Darek Straus?

  1. Rysiu Wyłuszczacz niech zrobi audyt jest tak dwulicowy, że mógłby Darka i Manie sprzedac. On tak przy złodzieju jaki ty cacy a przy mieszkańcach mowi, że Darek jest zly sprzedajczyk. Chciałabym wysmarować gównem im twarz niech poczują ten smród który nam zaserwowali od wielu lat .

  2. Pierwszą rzeczą jaką powinien zrobić nowy wójt to audyt. Niech niezależny organ sprawdzi i opisze stan gminy. Taki bilans otwarcia pokaże rzeczywisty stan po to żeby nowy wójt nie był nim obarczany.
    Felietonistom gratulacje za wygraną w sądzie. Oliwa sprawiedliwa… jak mówi stare przysłowie.

  3. Ja jak widzę Małgośke obłudę widzę. Najgorsza jest Relanda z taką wiedzą o dokonaniach Gminy sprzedała się i zadłużyła gminę Siedlisko. Taka obludnica na pokaz

    1. Kosmito jesteś ortograficzny betonowiec piszemy rzygać. Kto cię uczył w szkole? Darek czy Miśkiewiczowa? Napewno pochodzisz z elektoratu Darka a Solecki cię uczył

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *