jaja z demokracji

Drodzy Mieszkańcy,

gmina nie działa. Budynek urzędu stoi rzecz jasna w miejscu, w którym stał. Nawet świecą się światła w oknach i urzędnicy pojawiają się punktualnie w pracy. Ale co z tego, gdy wójt i jego zastępczyni – sekretarzyca Mańka – poszli na urlop? W myśl zasady: petent nie chu… i trzy dni postoi czekając na decyzję, szczebel wyższy z niższym wzięli wolne i nie ma kto podpisywać pism urzędowych. Jak to się stało, że szczeble władzy samorządowej w Siedlisku – czyli tzw. organy decyzyjne – zniknęły? Czy Mańka tak planowała urlop, by wyjechać z Darkiem? Czy może na odwrót? Czy to Darek bez Mańki na urlop nie wyjedzie, w obawie, że zabłądzi na wczasach? Tego nie wiemy. Jedno jest pewne – w gminie nie było żadnej osoby, która mogłaby wydać wiążącą urzędowo decyzję.

Ale czy my się czepiamy? Czy tzw. „oszołomy” (tak wójt określa krytyków jego nieudolnych rządów) narzekają? Ale skądże! Przeciwnie. Doświadczenie uczy, że im mniej Strausa w Siedlisku, tym lepiej. Gdy samorządowy szkodnik idzie na urlop, mieszkańcy gminy, za wyjątkiem tych, którzy muszą załatwić pilną, urzędową sprawę, mogą czuć się bezpiecznie. Gdy Straus zajada się pączkami na urlopie, nikt nie wyda decyzji o posadowieniu masztu GSM tuż przy ich płotach. Nikt nie kłamie, nie mataczy, nie zaciąga naszym kosztem nowych kredytów, nie sprzedaje cennych nieruchomości za gorsze rodzince i kolesiom. Mówiąc wprost – jest dobrze, gdy Strausa nie ma.

Ale nawet, gdy wójt jest w urzędzie i pracuje, to znalazł sposób, żeby się nie zmęczyć. Przecież nasz Dariusz jest doświadczonym wójtem i doświadczenie podpowiada mu, że nie musi tyrać jak Jacek Sauter, Burmistrz Bytomia Odrzańskiego, by utrzymać się na dobrze płatnej posadce. Darek zdążył się nauczyć, że za wysiadywanie tzw. dupogodzin dostanie taką samą wypłatę jak jego pracowity i przedsiębiorczy kolega z sąsiedztwa. Wypłata wpłynie na konto nawet, gdy będzie zbijał bąki. Nie musi się męczyć ze zdobywaniem jakiś tam milionów na inwestycje. Nie musi trudzić się z wydawaniem milionowych dotacji. W myśl starej, socjalistycznej zasady: czy się stoi, czy się leży… Darek Straus woli leżeć.

Ażeby przypadkiem wścibski organ nadzoru – np. wojewoda – nie przerwał urzędowego leniuchowania wójta i nie pogonił go do roboty, Dariusz wymyślił prosty sposób, by tak robić, żeby się nie narobić. Chodzi o to, żeby symulować pewne działania, by nie budziły zastrzeżeń, a tym bardziej podejrzeń, że on jako gospodarz gminy nic nie robi. W rzeczywistości czynności, które podejmuje, uchwały które realizuje, to fikcja – to przysłowiowe bicie piany, z którego nic nie wynika. Przykładem opisywanego stanu rzeczy są działania dotyczące powołania w gminie rady seniorów oraz młodzieżowej rady przy radzie gminy.

Przypomnijmy – pomysł powołania Młodzieżowej Rady Gminy jest autorstwa Agnieszki Adamów-Czaykowskiej. W 2018 r. Agnieszka postulowała utworzenie takiego ciała doradczego przy radzie gminy, żeby ludzie młodzi mogli zgłaszać swoje pomysły na gminę. Oczywiście pomysł ten ekipa nieudaczników olała. Straus otoczył się radnymi geriatrycznymi, którzy w zamian za diety i fuchy w gminie klaszczą mu. Po co im jakaś młodzież przy radzie gminy? Lepiej otoczyć się usłużnymi dziadkami i babciami, którzy wolę wójta traktują niczym prawdę objawioną i przyklepią wszystko, co im podsunie. Co taki Kieczur, wuefistka albo Gielcowa z Pawlakową wymyślą dla młodych? Przypomnijmy – ich jedyną propozycją dla młodzieży był „nadzór i inwigilacja”. Geriatryczny beton siły kontynuacji w instalacjach kamer, w nadzorze, w permanentnej, całodobowej inwigilacji widział jedyny sposób na rozwiązanie problemów siedliskowej młodzieży, która z nudów przesiaduje na ławkach, śmiecąc łupinkami od słonecznika.

Od 2018 r. aż do dnia dzisiejszego pomysł Agnieszki o powołaniu rady młodzieżowej leżał na dnie szuflady w biurku wójta. Darek przypomniał sobie o nim dzisiaj. Nie dlatego, że robił porządki w biurku i dokopał się do pomysłu, w którym wreszcie dostrzegł potencjał i sposób na aktywizację młodzieży z Siedliska. Przeciwnie. Straus odgrzebał pomysł konkurentki po to, by móc poudawać, że pracuje.

Idea powołania Młodzieżowej Rady Gminy i Rady Gminy Seniorów jak większość koncepcji, które nie wykluły się w umyśle Dariusza, jest bardzo dobra. Zaangażowanie młodych ludzi oraz gminnych dziadków w działalność samorządową, w decydowanie o przyszłości gminy jest godne pochwały. Oczywiście Strausowi powołanie tego rodzaju instytucji samorządowych nie jest na rękę. Znamy wójta nie od dziś i wiemy doskonale, że nigdy nie były mu potrzebne żadne ciała doradcze. Od samego początku chodził na smyczy oligarchów, którzy mienią się „lokalnymi patriotami” i wykonywał grzecznie ich polecenia. Tak przetrwonił gminny majątek. W tym kontekście Młodzieżowa Rada Gmina byłaby tylko zbędną przeszkodą. Po co – ujmując rzecz kolokwialnie – kopać się z jakimiś młodzikami, skoro mając posłusznych i usłużnych radnych Straus robi co chce i co mu się podoba? Rada Młodzieżowa ani Rada Seniorów wójtowi gminy Siedlisko są potrzebne niczym kula u nogi. I jak się za chwilę przekonamy – tak jest w istocie. Okazuje się, że Straus używa instrumentów demokratycznych, po to, aby owe rady nigdy nie powstały. Paradoks? Przeciwnie. Ale dzięki temu do końca kadencji zapewni sobie utrzymanie status quo – czyli sprawi, że w Siedlisku nic się nie zmieni, że będzie jak było.

Darkowi żadna nowa rada nie jest potrzebna. Tym bardziej teraz. Wójt dobrze o tym, że siedliskowa społeczność ma dość jego nieudacznictwa i nie zagłosuje więcej na betonowych kontynuatorów, których wskazałby jako kandydatów do zasiadania w nowych organach władzy samorządowej. Gdyby takowe powstały, oznaczałoby to utratę kontroli nad gminą. Bo póki co, mając większość w radzie i posłusznych nieudolnych radnych, Straus może przeforsować nawet najgłupszą uchwałę. Potwierdza to przypadek z próbą sprzedaży fragmentu SZB, który Straus chciał opchnąć za grosze „gminnemu patriocie”. Gdy opozycja zaprotestowała naczelny lizus Strausa – pracownik Lasów Państwowych Rysiu Kieczur – podskakując w zielonym mundurku, wykrzykiwał, że trzeba sprzedać, żeby – i tu cytujemy: „chłop się rozwijał”. Gminna nieruchomość poszłaby pod młotek, gdyby nie Sławek Pokusa, który wskazał na merytoryczne błędy w uzasadnieniu do uchwały. Skutek tego jest taki, że uchwałę o sprzedaży bezprzetargowej Daruś musiał wycofać. Oligarcha obszedł się smakiem, a Rysiu po raz kolejny musiał przyznać, że publicznie zrobił z siebie przysłowiowego durnia, który nie potrafi czytać tekstu ze zrozumieniem. Co się zaś tyczy spornej nieruchomości gminnej, to właśnie trafiła na przetarg, tym razem nieograniczony, do którego może stanąć każdy i zaproponować swoją cenę. Wracając do rzeczy.

Dnia 06. października tego roku ukazało się ogłoszenie na gminnym BIP z prośbą o wypełnienie dwóch ankiet. Wójt i jego dzielni urzędnicy chcą zbadać, czy siedliskowa społeczność jest zainteresowana powołaniem do życia nowych organów władzy samorządowej – Gminnej Rady Seniorów i Młodzieżowej Rady Gminy. Ankiety składają się z trzech pytań. Pierwsze jest o wiek, drugie o to, czy jesteś zainteresowany powołaniem nowego organu samorządowego jak młodzieżowa rada gminy / rada seniorów i ostatnie pytanie dotyczy tego, czy chciałbyś być członkiem takiej rady. Wypełnienie ankiety nie powinno nikomu sprawić żadnych trudności oczywiście pod dwoma warunkami. Po pierwsze: że mamy dostęp do internetu (ankiety dostępne są tylko w wersji online) i po drugie, że urzędnicy gminni poinformowali nas o tym, że takowe ankiety należy wypełnić.

O tym, że wójt stworzył te ankiety dowiedzieliśmy się tylko dlatego, że regularnie, każdego dnia w poszukiwaniu urzędniczych absurdów śledzimy gminny Biuletyn Informacji Publicznej. Robimy to, bo mamy czas wolny i dostęp do internetu. Ilu mieszkańców gminy regularnie studiuje BIP? Albo inaczej: czy ogłoszenie z prośbą o wypełnienie ankiet trafiło do skrzynek na listy mieszkańców? Ankieta składająca się z trzech pytań zmieściłaby się na pojedynczej kartce papieru. Wydrukowanie jej i przekazanie sołtysom, by rozdali mieszkańcom, to żaden wydatek. Czy urzędnicy gminni wywiesili je na tablicach ogłoszeń lub miejscach zwyczajowo używanych przez siedliskowy samorząd do tego, by komunikować się ze społeczeństwem? Czy babcie Pawlaczka z Gielcową albo inni przedstawiciele władzy samorządowej zapukali do naszych drzwi z prośbą o wypełnieni takich ankiet? Przypomnijmy sobie nagonkę na felietoniarza, którą urządzono w gminie. Pamiętacie jak wtedy sługusy i lizuski wójta biegali od domu, do domu zbierając podpisy pod petycją przeciwko felietonom? Dlaczego dzisiaj, gdy chodzi o tak ważną rzecz jak wyrażenie woli lokalnej społeczności w zakresie powołania nowych organów władzy samorządowej prowójtowi wiejscy aktywiści są bierni? Dlaczego nie słyszycie tupotu obłoconych buciorów na schodach oraz uporczywego kołatania do drzwi? Dlaczego nikt nie podsuwa świstków do podpisu?

Odpowiedź jest oczywista – utworzenie ankiet internetowych jest elementem taktyki wójtowego nieróbstwa. Darek Straus dobrze wie, że dostęp do internetu w gminie kuleje. Ankiety są bardzo dobrym narzędziem służącym badaniu opinii publicznej i zwykle jest tak, że ci, którzy je układają są zainteresowani, by jak największa liczba respondentów brała udział w badaniu. W Siedlisku jest na odwrót. Wójt i jego urzędnicy tworzą ankiety, ale w taki sposób, by jak najmniejsza liczba osób wzięła udział w badaniu. Mówiąc wprost: ankiety w Siedlisku są fikcją.

Na zakończenie niniejszego felietonu należałoby odpowiedzieć na pytanie: po co wójt tworzy fikcję urzędniczą? Po co używa narzędzi służących do badania oczekiwań społecznych i jednocześnie robi wszystko, by nie dowiedzieć się czego mieszkańcy chcą? Odpowiedź jest prosta: ankiety wójt robi tylko dla siebie. Służą mu za tzw. dupochron. Gdyby np. pan wojewoda zapytał go „Darku, czy jako wójt realizowałeś oczekiwania wyborców?”, co odpowie Straus? To co zwykle, że pracował dzielnie na powierzonym mu odcinku frontu pracy! Że robił wszystko, co wynikało z jego obowiązków służbowych i że realizował wolę ludu – czyli wyborców. Jednakże ze smutkiem dodałby, że w związku z tym, że „lud” – czyli my, mieszkańcy – nie zgłaszaliśmy żadnych potrzeb, chęci, zainteresowania itp., on jako gospodarz nie czuł się upoważniony do podejmowania działań bez odpowiedniego umocowania w demokratycznej woli społeczności, która powierzyła mu mandat władzy i zaufania. Innymi słowy Darek będzie miał dowody naszego braku zainteresowania. Pochwali się wojewodzie pustymi, niewypełnionymi ankietami. Będzie to alibi dla jego nieróbstwa. Wójt, jako gospodarz gminy, nie poczuwał się do obowiązku powoływania nowych ciał władzy samorządowej, bo – i tę śpiewkę dobrze znamy: „nie było takiej potrzeby”.

Kilka lat temu wójt i jego ekipa stworzyli inną ankietę. Zawarte w niej pytania były tak ułożone, żeby odstraszyć respondentów. Chodziło wówczas o utworzenie w gminie Klubu Seniora. Wiemy, że Straus robi wszystko, by taki Klub w Siedlisku nie powstał, dlatego wpadł na pomysł kuriozalnych ankiet imiennych, to znaczy takich, które należało podpisać imieniem i nazwiskiem. Jedno z pytań w tej ankiecie brzmiało: czy deklarujesz gotowość do pobytu w klubie seniora przez cztery dni w tygodniu i siedem godzin dziennie? Zgodzicie się, że tak sformułowane pytanie przypomina sentencję wyroku skazującego na wieloletnią odsiadkę. Mimo absurdalności pytań i ich odstraszającego charakter seniorzy się wtedy zmobilizowali i wbrew oczekiwaniom Strausa podpisali te ankiety i złożyli w gminie. Gdyby wtedy tego nie uczynili wójt dzisiaj nie musiałby męczyć się z organizowaniem Klubu Seniora w gminie. Miałby wymówkę, którą mógłby uciszyć radną Anię Gajewską, która nieustannie o realizację tej inwestycji się dopytuje.

pozdrawiam

Paweł P.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *