Drodzy Mieszkańcy,
w ostatnim wydaniu Gazety Regionalnej mogliśmy przeczytać o tym, że wybitni eksperci samorządu z Siedliska, niezwykle doświadczeni i utalentowani, nie wiedzą co to jest większość bezwzględna. Skutek tego nieuctwa jest taki, że cała okolica ma ubaw z wójta Darka Strausa i jego wiernych lizusów. Bo przecież śmiech i politowanie muszą budzić wszystkie gratulacje, naręcza kwiatów, czekoladki i buziaki wręczane jaśnie nam panującemu z okazji absolutorium, którego faktycznie nie udzielono! Ale czego można się spodziewać po wuefistce, która awansowała do rangi przewodniczącej rady gminy? Gosia Chilicka, owszem, ma kondycję konia. W swoim przedziale wiekowym w biegu na sto metrów deklasuje konkurentki, ale – jak pokazuje praktyka – dziesięć lat na etacie przewodniczącej rady nie wystarczyło jej, by nauczyć się prostych zasad arytmetyki w przedziale liczbowym 1-15. To samo tyczy się wójta. Życiorys Darka nafaszerowany jest niczym wielkanocny keks bakaliami, epizodami z pobytu w różnych szkołach. Ale to wszystko na nic, bowiem on również nie wie, ile wynosi większość bezwzględna z liczby 15. Zabawne, nieprawda? A Rysiek Kieczur? Wielki pan kierownik wyłuszczarni? Ile dekad wysiaduje stołek radnego? On również przyłożył samorządową rąsię do kompromitacji naszej gminy w regionie. No, ale czego można wymagać po pracowniku Lasów Państwowych, który kamufluje ścieki spuszczane do ogrodu zieloną siatką i przysypia, gdy w jego ogrodzie wypalane są trawy! Jak z takimi ekspertami miałoby być kiedykolwiek w Siedlisku dobrze?
Mała uwaga do wszystkich tych, którzy uważają, że tzw. oszołomy (tak Darek Straus określa krytyków jego rządów), ośmieszają gminę Siedlisko. Otóż to nie my ośmieszamy gminę, ale wójt i jego przydupasy! Darek Straus, Gosia Chilicka, Rysiu Kieczur, Pawlakowa z Gielcową i reszta tej ekipy samorządowych nieuków osobiście dbają o to, by Siedlisko było pośmiewiskiem w regionie. Ich nieudolność oraz niekompetencja uczyniły z naszej, onegdaj pięknej gminy, skansen z dziurawymi drogami, walącymi się chodnikami, śmierdzącą wodą w kranach, zacofaniem infrastrukturalnym i długami po uszy.
O tym, że Straus nie potrafi liczyć – wiemy od dawna i skutki tego odczuwamy na własnej skórze. W tym czasie, kiedy nasz wójt liczy i liczy, włodarze z sąsiedztwa dawno już policzyli, przygotowali odpowiednie wnioski, złożyli je, otrzymali fundusze i zaczynają wydawać wcześniej policzoną kasę na publiczne inwestycje. Dla przykładu – Jacek Sauter, Burmistrz Bytomia Odrzańskiego właśnie pozyskał 17 milionów złotych dotacji i już inwestuje w mieście. Na pytanie wścibskich oszołomów dlaczego gmina Siedlisko nie mogła pozyskać podobnych środków, jaśnie oświecony wójt Dariusz odpowiedział, że on będzie wydawał więcej niż jeo kolega Jacek Sauter. Nie 17 a 30 milionów. Zapomniał biedaczyna dodać, że owszem – wyda 30 milionów, ale nie złotych tylko rubli albo jeszcze lepiej: kopiejek. Bowiem, kiedy zaczęliśmy dopytywać o te 30 milionów, wójt zaczął jąkać się i ciamkać. Z tej urzędniczej ciamkaniny i bezładnej gadaniny powstało pismo, z którego dowiedzieliśmy się, że gdy Straus mówi o inwestycjach za 30 milionów ma na myśli nie sumę, którą wyda w ciągu jednego roku budżetowego, ale przedział czasowy obejmujący kilka lat, a kto wie – może i dekady. W gminie Siedlisko jeszcze nigdy nie wydarzył się taki cud inwestycyjny, by jednego roku wójt pozyskał i zainwestował 30 milionów złotych.
Wiecie dlaczego Strausowi idzie gorzej pozyskiwanie funduszy i ich wydawanie niż jego samorządowemu koledze z Bytomia Odrzańskiego? Odpowiedź jest prosta – Darek ma tylko 25 lat doświadczenia i potrzebuje drugie tyle, by nauczyć się równie skutecznie pozyskiwać środki. Jacek Sauter rządzi Bytomiem długo, lecz po efektach jego pracy widać, że był bardziej pojętnym uczniem niż nasz siedliskowy nieudacznik i szybciutko odrobił lekcję z pozyskiwania funduszy zewnętrznych. Oczywiście moglibyśmy uzbroić się w cierpliwość i poczekać aż Daruś nauczy się liczyć dofinansowania i tak skutecznie pozyskiwać środki jak Jacek. Pytanie tylko czy mamy tyle czasu, by czekać aż Straus zacznie być dobrym i zaradnym wójtem gminy? Czekaliśmy cierpliwie 25 lat. W tym czasie wójt zdążył osiwieć. Przybyło mu wnucząt. Ba! Dorobił się nawet oficjalnej zastępczyni żony, którą upatrzył wśród pracownic podległej mu placówki gminnej. Wydawałoby się, że inwencji i wigotu nie brakuje dziarskiemu dinozaurowi samorządu. A jednak! Bo gdy mowa o inwestycjach, tu Daruś wykazuje się niemalże całkowitą impotencją. Każda inwestycja – dosłownie KAŻDA! – w naszej gminie ślimaczy się i wlecze jak krew z nosa. Gdzie człowiek nie spojrzy, tam burdel. Wizytówką tej nieudolności jest opisywana ostatnio budowa sali wiejskiej w Pięknych Kątach. Zgodnie z podpisaną umową inwestycja dawno powinna być zrealizowana. Tymczasem wójt podpisuje jakieś kuriozalne, przygotowane w pośpiechu i na kolanie aneksy, w których samowolnie zwiększa wartość inwestycji, nabijając wykonawcy kabzę.
Innym przykładem inwestycyjnego kuriozum, które zafundował nam wójt jest budowa skateparku. O tym również pisaliśmy w ostatnim felietonie. Dla przypomnienia – jeszcze przed wakacjami Daruś obiecał dzieciakom, że jak wrócą z wakacji, to przed szkołą będą mieli skatepark. Ludzie starszej daty być może nie wiedzą, co to takiego skatepark. Otóż jest plac wylany betonem, z zainstalowanymi pochylniami, po którym można jeździć na rolkach, deskorolkach, wyczynowych rowerach lub hulajnogach. Innymi słowy – rodzaj wybetonowanego placu zabaw. Wójt pozyskał około pół miliona na tę inwestycję (tak, jakby Siedlisko nie miało innych potrzeb. Ale pal to licho! Dobrze, że chociaż tyle forsy udało mu się zdobyć!) i ogłosił przetarg. Do przetargu nie zgłosiła się żadna firma. Nie znalazł się wykonawca zainteresowany zbudowaniem w gminie skateparku i Dariusz, z opuszczonym nosem na kwintę, musiał przetarg unieważnić. Przynajmniej formalnie, na papierze, co też uczynił dnia 04.08.2022 r. Jednakże niespełna miesiąc później – 08. września, na posiedzeniu sesji rady gminy dochodzi do dziwnej sytuacji. Straus podsunął do przyklepania radnym projekt uchwały, na podstawie której będzie mógł zaciągnąć prawie 106 tysięcy złotych kredytu na sfinansowanie pierwszego etapu budowy skateparku. Gminni radni z obozu wójta nie zawiedli. Znani z tego, że przegłosują wszystko, co im Darek pod nos podetknie, podpisali się obiema rączkami pod nowym kredytem. Żaden z tych geniuszy i geniuszek nie zastanowił się nad prostym faktem: przetarg na skatepark został unieważniony z powodu braku chętnych wykonawców, a mimo to wójt zadłuża gminę pod pretekstem budowy skateparku? Jak to możliwe? Ale to nie jedyne kuriozum. Otóż sytuacja staje się jeszcze bardziej dziwna chwilę później. Okazało się, że dokładnie cztery dni po przyklepaniu przez radnych długu na budowę betonowego placu zabaw przed szkołą, 12 września Dariusz podpisał umowę z firmą MULLER JELCZ-LASKOWICE SP Z O.O., która w terminie do 29.11.2022 r. ma zbudować w gminie skatepark!
Normalnie cuda się dzieją w siedliskowym samorządzie. Przetargi są unieważniane, a mimo to wykonawca wyskakuje niczym królik z kapelusza i kredyty mnożą się niczym grzyby po deszczu. Kredyt zaciągnięty został na sfinansowanie pierwszego etapu budowy. Ile tych etapów będzie? I ile aneksów wójt podpisze realizując tę inwestycję – tego nie wiemy. Próżno szukać w tym chaosie odrobiny logiki, śladów racjonalnego działania i przemyślanego planowania. Wygląda to tak, jakby wójt z książki telefonicznej wyszukiwał chętnych do budowania w Siedlisku czegokolwiek i wybrał pierwszego lepszego – tego, który zgodził się inwestycję zrealizować. Skąd się wzięła ta firma w Siedlisku? Jak to się stało, że bez przetargu, bez złożenia oferty firma Muller będzie realizowała inwestycję w naszej gminie? Również pod wielkim znakiem zapytania stoi koszt tej inwestycji. Wiemy, że wójt przeznaczył na to ponad pół miliona złotych. Ale czy firma z Jelcza-Laskowic wybuduje skatepark w tej cenie? Czy może, co bardzo prawdopodobne, po rozpoczęciu prac podpisany zostanie dziwny aneks, który znacznie zwiększy koszt tej inwestycji? Jak widać jeszcze nie został wbity pierwszy szpadel, a wójt zadłużył gminę o kolejne sto tysięcy złotych z ogonkiem, a wątpliwości i znaki zapytania mnożą się niczym dziury na parkingu przed urzędem gminy.
Pokusiliśmy się o rekonstrukcję procesu decyzyjnego, którym mógł kierować się Dariusz decydując się na wybór takiego a nie innego wykonawcy. W tym celu poprosiliśmy firmę Muller o przekazanie cennika gotowych elementów skateparku. No i co się okazało. Wg informacji pobranych ze strony wykonawcy wynika, że prosta rampa do ćwiczenia ewolucji kosztuje ponad 30 tys złotych netto. Bardziej skomplikowana ponad 70 tys. złotych netto. Do tego doliczyć należy kolejne tysiące na elementy osłon i zabezpieczeń – wszak urządzenia będą zainstalowane w miejscu publicznym i muszą być bezpieczne i łączny jednej rampy do half-pipe (dziadkowie jak nie wiedzą co to, niech zapytają wnucząt) wyniesie ponad 110 tys. złotych
Zawsze można było znaleźć droższą firmę – tak nam zapewne powie wójt. I wiecie co? Będzie chłop miał rację, bo na pewno na świecie są przedsiębiorstwa budowlane, które na zlecenia szejków z Emiratów Arabskich budują rampy wykonane ze złota, wysadzane drogimi kamieniami i kryształami Swarovskiego. Jednak wszyscy musimy zadać sobie jedno, ważne pytanie: po co nam skatepark? Po co nam betonowe rampy do ćwiczenia ewolucji na deskorolkach za setki tysięcy złotych, gdy nie mamy wody pitnej w kranach? Czy nie powinniśmy zacząć o wymiany wodociągów w gminie? Czy nie powinniśmy pomyśleć o gazyfikacji Siedliska? Zamiast inwestować w krytyczną infrastrukturę wójt i jego lizusy wydają „piniążki” na parki rozrywki, boiska i gminne potańcówki. Nie ma w tym ani logiki, ani pomysłu, ani planu. Idea zbudowania skateparku spadała z nieba. Wygląda to tak, że któregoś razu nasz wójt, wstając z łóżka uderzył się w głowę i postanowił, że będzie przed szkołą betonowy plac z rampami najazdowymi za 100 tys. złotych każda. Nie mamy nic przeciwko takiemu spontanicznemu upiększaniu naszej gminy, ale czy to nie jest dziwne, że będziemy mieli skatepark za ponad pół miliona złotych i tylko jedno przejście dla pieszych w gminie z prawdziwego zdarzenia? Może lepiej wydać te fundusze na polepszenie jakości życia mieszkańców niż na placyk, na którym za chwilę pojawią się pobite flaszki i śmieci, których nie będzie miał kto sprzątnąć? Zastanówmy się! Czego potrzebuje naprawdę nasza gmina?
Pozdrawiam
Paweł P.