Miesiąc po wyborach

wiecie co się wydarzyło dziewiętnaście dni temu? Na pewno. Dziewiętnaście dni temu nasz stary ale nowy wójt odetchnął z ulgą. Tak, tak – od dziewiętnastu dni w naszej gminie wójt Dariusz Straus wdraża w życie kolejną pięciolatkę tzw. pocologii stosowanej.

Co to jest pięciolatka i co to takiego pocologia stosowana? Pięciolatki pamiętamy z poprzedniego ustroju. Także pocologia stosowana ma swoje korzenie w socjalizmie. Był to popularny w latach 80, wśród ówczesnych naczelników gmin i pomniejszych urzędników oraz funkcjonariuszy partyjnych standard obsługi petentów. Polegał on na prowadzeniu specyficznego dialogu z interesantami. Kiedy obywatel domagał się zmian, podjęcia czynności, odpowiedniej reakcji ówczesna władza odpowiadała: „Ale po co?”. Każda odpowiedź była kwitowana prostym pytaniem: „Po co?”. Torturowani podobnymi pytaniami za każdymi drzwiami urzędu, przez każdego napotkanego urzędnika, nawet najbardziej zdeterminowani obywatele w końcu rezygnowali. Dzięki tej prostej sztuczce urzędnicy potrafili długo i skutecznie trzymać na dystans społeczeństwo, powstrzymując zmiany i reformy wskazując ich pozorny bezsens. No bo po co robić cokolwiek, skoro można robić nic i tylko od czasu do czasu składać samokrytykę, by załagodzić narastającą frustrację społeczną.

Dziewiętnaście dni temu naczelnik gminy Siedlisko Dariusz Straus…oups, pardon – miało być wójt Dariusz Straus – przed wdrożeniem w życie nowego planu pięcioletniego pocologii stosowanej złożył odpowiednią samokrytykę. W pierwszym, powyborczym wywiadzie udzielonym lokalnej gazetce oświadczył, że: „Tegoroczne wybory na pewno pokazują mi, że jest w gminie sporo ludzi, którzy myślą inaczej, którzy może nie są zadowoleni z rządów moich oraz moich współpracowników”. W tym momencie każdy z nas oczekiwał od wójta zapowiedzi zmian stylu w sprawowaniu władzy i odejścia od doktryny pocologii stosowanej, która przez 20 lat wdrażana była w naszej małej gminie. Oczekiwaliśmy zapowiedzi nowych inwestycji oraz przedstawienia sposobu ich finansowania. Nic takiego się nie wydarzyło.

Od dziewiętnastu dni w naszej gminie wójt klepiąc się po brzuchu objada się pączkami zapijanymi kawą. Ma w tej dziedzinie bogate doświadczenie, na którego zebranie poświęcił ostatnich 40.000 roboczogodzin. Zresztą nie ma powodu, by cokolwiek zmieniać a w szczególności, by zmienić styl i sposób zarządzania gminą. Wszak pocologia stosowana tak bardzo popularna w socjalistycznej Polsce z lat 80 spisuje się świetnie w naszej gminie także w XXI w. Miejscowy aparat urzędniczo-biurokratyczny, który przez dwadzieścia lat starannie dobierał sobie stary ale nowy wójt Dariusz Straus skutecznie broni się, wójta samego oraz całą gminę przed zmianami.

Dlaczego w interesie wójta i urzędników gminnych leży utrzymanie i zachowanie sytuacji obecnej?

Odpowiedź jest prosta – załóżmy, że w Siedlisku wydarzył się cud, i że wójt przyspiesza tempo prac. Pojawiają się nowe inwestycje w gminie, modernizowana jest infrastruktura. Pojawiają się inwestorzy, nowi mieszkańcy i wzrastają wpływy budżetowe z podatków. Gminę zaczynają odwiedzać turyści skuszeni zabytkami i atrakcjami, których u nas niemało. Wójt z ekipą pokazują, że jak się chce, to można w ciągu jednej kadencji zrobić naprawdę wiele. Tak, jak to zrobił Paweł Jagasek w Kożuchowie czy Barbara Wróblewska w Otyniu. Ale taki cud się nie wydarzy i co więcej – wójt Straus i jego ekipa zadbają o to, żeby tego typu rewolucyjne zmiany w gminie nie miały miejsca. A dlaczego? Ponieważ wówczas wyszedłby na gigantycznego obiboka, gdyż ktoś dociekliwy mógłby zapytać: „Panie wójcie jak to jest, że przez ostatnich dwadzieścia lat tak niewiele pan zrobił a tu nagle w ciągu czterech lat tyle się w gminie zmieniło? Co pan robił przez ostatnie 4 kadencje? Za co panu płaciliśmy?”

Oto powód, dla którego mimo złożonej przez Strausa samokrytyki nie należy spodziewać się zmian w gminie i standardów zarządzania. Młody chłopak po powrocie z Ameryki zamiast wdrożyć u nas nowe zachodnie standardy, z którymi musiał zapoznać się za oceanem, konsekwentnie uprawia w Siedlisku wiejską formę socjalizmu. W tym czasie, kiedy nasz wójt, opychając się pączkami opowiadał wszystkim jak to fajnie leci się 12 godzin samolotem do Ameryki, okoliczni samorządowcy nie marnowali czasu. Prezydent Nowej Soli Wadim Tyszkiewicz podnosił miasto z kolan. Dosłownie odbudował je ze zgliszczy. Jacek Sauter zmienił Bytom Odrzański w perełkę turystyczną. Otyń ma wodę, gaz, nowe ulice, latarnie itp. Z miesiąca na miesiąc pięknieje Kożuchów. Innymi słowy – okolica wykorzystując bardzo często fundusze unijne zmieniła się na bardziej przyjazną dla mieszkańców. Nas w Siedlisku rewolucyjne zmiany ominęły. Po co zmieniać coś, co świetnie działa? Po co? No, po co? Czy nie wygodniej przekąsić pączka? Niech żyje pocologia stosowana! Niech żyje!

Na szczęście do lokalnej piekarenki jest niedaleko.

Trzydzieści dni po wygranych w pierwszej turze wyborach samorządowych w Kożuchowie burmistrz Paweł Jagasek nie marnuje czasu i nie trwoni mandatu zaufania, którym obdarzyła go lokalna społeczność. Newralgiczne skrzyżowanie na wylocie w kierunku Zielonej Góry doczekało się nowej nawierzchni. Samorządowcy oraz wykonawca inwestycji zadbali o to, by prace przeprowadzić szybko i sprawnie. Roboty drogowe trwały w tym miejscu niespełna tydzień. W tym tempie zmian za pięć lat trudno będzie poznać Kożuchów. W Otyniu Barbara Wróblewska kończy budowę żłobka, szykując się do kolejnych inwestycji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *