Drodzy Mieszkańcy,
W dzisiejszym felietonie nie będziemy pisać ani o prawnikach, ani o procesach. W tekście, który za chwile przeczytacie, chcielibyśmy podzielić się pewną słodko-gorzką refleksją na temat ostatnich doniesień prasowych. Mowa o artykule, który ukazał się w lokalnej gazetce, w którym oprócz radnych, wystąpiły gwiazdy siedliskowego aparatu samorządowo-biurokratycznego: szkolna psiapsiółka wójta – sekretarzyca Miśkiewiczowa; najsłynniejsza gminna „ręcistka” Janka Gielcowa oraz jak zwykle niezawodna, gdy trzeba wykonać ręczną przepierkę zabrudzonych ubrań – Bronka Pawlakowa. W weekendowym wydaniu Gazety Regionalnej, mogliśmy przeczytać m.in. o tym, w jaki sposób gminny babiniec postrzega siedliskową młodzież. Ci, którzy zapoznali się z artykułem redaktora Michała Szczęcha, dowiedzieli się, że po pierwsze – nasza młodzież – jak stwierdziła sekretarzyca – ma problem z uzależnieniami. Ale nie tylko. Miśkiewiczowa przekonuje, że ćpunów, lekomanów, pijaków itp. jest wśród siedliskowej młodzieży coraz więcej. To po pierwsze, a po drugie – dowiadujemy się również, że nastolatkowie u nas są wyjątkowo źle wychowani. Nie wierzycie? To posłuchajcie relacji „ręcistki” Gielcowej. Oto jej świadectwo, ugruntowane wieloletnim doświadczeniem w roli sołtysa. Gielcowa mówi: „Też mamy w sali [wiejskiej – przyp. Autorki] piłkarzyki, bilard i stół do pingponga. Udostępniłam klucze młodzieży, a później myłam, bo buty były odbite”. Odbite buty na ścianie, to prawdziwa zgroza. Skandal! Nie uważacie?
Spontaniczne i bezinteresowne poświęcenie w służbie prawa i moralności sołtyski Gielcowej, typowe onegdaj dla funkcjonariuszy Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej (w skrócie ORMO), dało o sobie znać, gdy słynna „ręcistka” tropiła innego młodocianego zbira – porywacza przęsła ogrodzenia boiska w Różanówce. Gielcowa zeznaje co następuje: „Plac zabaw w Różanówce jest ogrodzony i wyposażony. Jest tam bramka i furtka. Ale po co chodzić do furtki? Lepiej wyjąć przęsło!”.
Jak widzicie z radną Gielcową nie ma żartów – wszystko widzi, wszystko wie. Na sesjach rady udaje spolegliwą seniorkę, która szczerym uśmiechem szczodrze obdarowuje najwyższe szczeble władzy. Jednak kiedy trzeba, gdy sytuacja tego wymaga, zmienia się w surową strażniczkę prawa, porządku i moralności, której skuteczności w zwalczaniu zbrodni nie dorówna nie tylko kompania zwartych oddziałów ORMO, ale nawet sam legendarny Chuck Norris w roli Strażnika Teksasu. Zawiedzeni jednak będą ci wszyscy tajni agenci służb mundurowych, którzy oczekiwali od siedliskowego Batmana w spódnicy wskazówek metodologicznych, w szczególności informacji na temat wykorzystywanych przez Janinę technik operacyjnych i metod dochodzeniowo-śledczych. W tym zakresie „ręcistka” Janina nie zdradza szczegółów. Wszystkich wścibskich, którzy chcieliby nauczyć się od gminnej strażniczki prawa i moralności jak skutecznie tropić młodocianych porywaczy przęseł ogrodzeniowych, Janka odprawia lakonicznym stwierdzeniem: „Doszłam swoim sposobem do tego, kto to zrobił”. Polska, europejska i światowa kryminalistyka będzie musiała obejść się smakiem. Tajne techniki śledcze siedliskowego Chucka Norrisa w kiecce, pozostaną po wieki wieków pilnie strzeżonym sekretem.
Buty odbite na ścianie – niezbity wręcz dowód braku elementarnych zasad kultury i wychowania siedliskowej młodzieży! Sprawca tej zbrodni powinien być ścigany z całą stanowczością i przykładnie ukarany za obrazę moralności i dobrego samopoczucia wójta i jego zaplecza politycznego. Te wybitne umysłowości, o wysublimowanych gustach i najwyższej wrażliwości estetycznej wzruszają się na widok odbitego buta na ścianie, ale jednocześnie ignorują problem walących się schodów do urzędu gminy. Nigdzie nie znajdziecie lepszego przykładu dwulicowości, schizofrenii politycznej i obłudy. Nigdzie! Całe szczęście, że radna Gielcowa nie poszła z wizytą do przedszkola. Tam na ścianach można zobaczyć nie tylko odbite buciki. Są też małe rączki, a czasami można zobaczyć cały komiks narysowany kolorowymi kredkami. Mają szczęście także bywalcy Klubów Seniorów (chociaż takiego w gminie nie ma). Czasami geriatryczna i niczym niezawiniona nieporadność powoduje, że nie tylko ściany się brudzą.
W tym momencie należałoby przypomnieć Gielcowej prostą prawdę o życiu, którą widocznie przesłoniła jej bezgraniczna lojalność wobec wójta. Każde pokolenie zostawia po sobie jakiś ślad. Żaden rygor tego nie zmieni. Żaden reżim, tresura czy nadzór, o którym za chwilę przeczytamy. Dzieci piszą po ścianach, młodzież testuje odporność dorosłych często psocąc i robiąc na przekór, a z nieporadnych, starych dłoni czasami wypadnie szklanka i się stłucze. Jeżeli nie rozumie pani tej podstawowej prawdy o życiu, powinna pani raczej paść świnie, a nie dorabiać do emerytury pracując w samorządzie.
Nie tylko Janina Gielec dzierży w gminie Siedlisko pałeczkę społecznego stróża prawa i moralności. Jej koleżanka po fachu – Bronka Pawlakowa – także na własnych barkach postanowiła dźwigać brzemię odpowiedzialności za wychowanie gminnej młodzieży. Być może, w przeciwieństwie do koleżanki, Bronka Pawlakowa nie ma w domu niebieskiego ubranka z żółtą literą S na klacie, ale nie oznacza to, że nie ma sukcesów w zwalczaniu zła w Gotham… pardon, w Siedlisku. Jak się za chwilę przekonamy, działanie Pawlaczki w obszarze edukacji młodzieży opiera się gównie na prewencji. W tym zakresie nieoceniona Bronia wypracowała unikalną metodę interakcji z przedstawicielami młodego pokolenia. Oto autorski opis specyfiki jej działań: „Zaproponowałam młodzieży – relacjonuje Bronka – żeby odwiedzali świetlicę w Borowcu. Przychodziliby, gdyby mnie tam nie było. Ale jak tam jestem, to nie chcą przychodzić. A przecież młodzież musi mieć nadzór.”.
Bronka jako odstraszacz, to wcale nie jest zły pomysł. Pomyślmy o tych zaśmieconych skwerkach, zniszczonych ławkach itp. Gdyby wysłać w te wszystkie newralgiczne rejony gminy radną Bronisławę z misją, to młodzież na pewno dobrowolnie, nieprzymuszona, zrezygnowałaby ze stałych miejscówek i z konieczności poszukała innych. To mogłoby być szansą, by skłonić nastolatków do zmiany nawyków i wyrwać ich ze szpon postępującego w tej grupie uzależnienia. Sugerujemy radnej Pawlakowej, by sprawdziła jak inne gatunki wielkiej rodziny ssaków, do której należy człowiek, reagują na jej fizjonomię. Jeżeli podobnie odstraszająco zadziałałaby na gryzonie, wówczas zaradna radna, która w zeszłym roku za fuchy w gminie wyciągnęła ponad 13 tysięcy, znalazłaby zatrudnienie w firmach deratyzacyjnych. Tam dorobiłaby znacznie więcej do emerytury i nie musiałaby być dłużej radną ani sołtysową.
No dobrze, ale co zrobić z wałęsającą się całymi dniami młodzieżą? Przecież z doświadczenia wiemy, że połączenie nadmiaru wolnego czasu, braku zajęcia i młodości czasami może mieć nieobliczalne skutki. Organa władzy w Siedlisku też się głową nad rozwiązaniem tego problemu. Mańka Miśkiewiczowa mówi: „Pytaliśmy młodzież, co by ich zadowoliło, nie odpowiedzieli do dziś”. Świetna wymówka urzędniczego nieróbstwa, nieprawdaż? Urzędnicy w gminie chcieliby coś zrobić, ale młodzież nie powiedziała o swoich potrzebach, więc można dalej siedzieć na tyłku i obgryzać długopisy z nudów. Autorka felietonu nie dziwi się, że młodzież olała urzędowe zapytania, ankiety itp. Pamiętacie jaki los spotkał ankiety, które wypełniali seniorzy? Pamiętacie jak urzędasy sondowały potrzebę zbudowania Klubu Seniora? I co się z nimi stało? Leżą one sobie gdzieś na dnie urzędniczych szuflad, a Klubu Seniora jak nie było tak nie ma. Przy tej nieudolności wójta wyrażanie jakichkolwiek oczekiwań społecznych mija się z sensem i celem. Ograniczony swoją nieudolnością Straus i tak nie będzie w stanie ich zrealizować. Nie wierzycie? Oto niektóre tylko przykłady – jak długo wójt walczy z bakteriami kałowymi w wodociągach? Jaki jest skutek tej walki? Ile lat buduje Klub Seniora (mimo, że ma przyznane dotacje)? Ile dekad buduje salę wiejską w Pięknych Kątach? O gazyfikacji gminy czytamy we wszystkich jego ulotkach wyborczych. I co?
Wśród dziwnych pomysłów zagospodarowania czasu wolnego gminnych nastolatków najbardziej kuriozalną była organizacja teatru. Konia z rzędem temu – i nie będzie to wychudzona chabeta wójta – kto rozhukaną młodzież zagoni do wkuwania ról na pamięć i do wielogodzinnych, nudnych prób. Inną dziwną, chociaż obiektywnie przyznać należy, że trochę mniej niż organizacja teatrzyku, była propozycja Marcina Swobodziana. Radny, który na trwale zapisał się w kronice politycznej gminy jako konsument reżimowej pizzy, stwierdził, że on rozmawiał z młodzieżą i młodzież mu powiedziała, że młodzież chce siłownię. Rzecz jasna nie taką pod chmurką, bo taka jest dobra dla babć i dziadków, ale profesjonalną, wyposażoną w firmowy sprzęt. Czy gmina Siedlisko w niedługim czasie stanie się wylęgarnią zwycięzców konkursu Mr Olympia? Nie wiemy. Wiemy natomiast, że w gąszczu pomysłów mniej lub bardziej odjechanych, głos rozsądku należał do radnej Gosi Oryszewskiej i Ani Gajewskiej. Chyba dlatego, że w odróżnieniu od dostojnych „ręcistek”, Gosia prezentuje w radzie głos młodego pokolenia i pamięta jeszcze nieodległe czasy, kiedy jako nastolatka czasem robiła głupie rzeczy. Bo każdy z nas robił. Ania Gajewska natomiast ma bogate doświadczenie pedagogiczne. Jest nauczycielką i wie, że młodzież alergicznie wręcz reaguje na każdą próbę ograniczenia przez kontrolę i nadzór, o którym marzy Pawlakowa.
My mamy własną propozycję zagospodarowania czasu wolnego gminnych nastolatków. Po pierwsze – należy zainwestować w profesjonalnych opiekunów. Leśne babcie z rady gminy niech bawią i uczą swoje wnuki, ale z całym szacunkiem, z ich nastawieniem policyjno-prokuratorskim do opieki nad młodzieżą się nie nadają. Potrzebujemy w gminie więcej takich pedagogów jak Kasia Śliwińska-Krowiranda. Takich osobowości potrzebujemy w świetlicach dla młodzieży. Ludzi, którzy zrozumieją skomplikowany świat zmieniających się zainteresowań i wartości dorastających dzieciaków. Potrzebujemy specjalistów nie babć, które będą podejrzliwie patrzyły na wszystkich tych, którzy głośniej wyrażają emocję i sprawdzały czy ktoś przypadkiem w toalecie nie palił papierosów. Po drugie potrzebujemy miejsc, w których młodzież będzie mogła się spotkać. Miejsc, w którym będą mogli nie tylko zostawić odcisk buta na ścianie, ale takich przestrzeni, w których nikt nie będzie ich za to karcił, ale jeżeli będzie trzeba – umyje, zamaluje itp. Nikt nie krzyczy na małe dziecko, kiedy te kredkami pomaluje ścianę. Nikt nie wydziera się na zniedołężniałego starca, który upuści łyżkę z zupą i narobi bałaganu. Dlatego nikt nie powinien śledzić i tropić młodzieży za to, że po zabawie na ścianie zostanie odcisk podeszwy buta. Młodość jest jednym z najtrudniejszych okresów w życiu człowieka. To w tym okresie podejmowaliśmy decyzje, które miały wpływ na resztę naszego życia. To w okresie dojrzewania przekonywaliśmy się na własnej skórze jak bolesna bywa dorosłość, której tak bardzo pragnęliśmy. To w okresie dojrzewania buntujemy się przeciwko własnym rodzicom, przeciwko światu starych wartości, co wcale nie jest takie łatwe jak się wydaje. Próba przewartościowania wartości, wypracowanie nowych reguł i zasad działania, cała wewnętrzna rewolucja czasami potrafi mieć swój smutny finał. Młodzi ludzie, pozbawieni pomocy specjalistów, wsparcia rodziców i bliskich potrafią zbłądzić. Niektórzy z nich wracają na dobrą drogę, inni niestety – upadają na dno. A upadek na dno, to nie jest wypad weekendowy. Stamtąd tak szybko i łatwo się nie wraca.
Młodzi ludzie zamiast policyjnej pałki oraz sołtysek z odznakami ORMO na opaskach, potrzebują ludzi, którzy będą chcieli zrozumieć ich świat oraz problemy i będą potrafili pomóc je rozwiązać. Potrzebują też przestrzeni dla siebie, swoich miejsc/ Można wysyłać nieskończoną ilość urzędowych ankiet pt. „Czego wam potrzeba?”. Można także na każdym rogu, przy każdej ławce w parku, na każdym skwerku ustawić po dwie Gielcowe i trzy Pawlakowe, by „nadzorowały” młodzież i żeby pilnie strzegły kluczy do sal wiejskich. Tylko czy to będzie rozwiązaniem problemu?
Pozdrawiam
Paweł P.
Jestem ciekawy czy wójt tym razem kupi głosy jak ostatnio alkoholem za sklepem z sektetarzyca w Bielawach? Może tym razem rozchyli nogi i powie zamocz i zagłosuj a potem zapij swój wybór.
Kiedy wychowywalem sie w naszej gminie nie bylo nic. bawilismy sie sami ze soba albo zbieralismy grzyby lub jagody na sprzedaz. Wojt byl juz wtedy druga kadencje u wladzy i kradl z kolezkami i ruda. Kiedy znalazlem prace we Wroclawiu moje zycie sie odmienilo. Jest samorzadnosc na wysokiem poziomie. W mojej dawnej gminie jest rodzinka i dlug publiczny. Piekarz to mafioso z Witusiem. Zlodziejami tej gminy sa nastepujace osoby wojt, piekarz, witusiek komuch, rudzielec ruchajacy sie w gminie, marcinek bzykacz. ja mlody wyjechalem nie mialem perspektyw w tej gminie. nie zaluje. Mlodym pozostaje zabawa w lasach.
W tej biednej, zaniedbanej gminie nie ma nic, ani dla młodych, ani dla starszych, oprócz obiecanek przed wyborami. Pieniądze by się znalazły, tylko trzeba je zdobyć, tak jak to robią sąsiednie gminy. Kto u nas to zrobi, skoro beztalencia, lenie i starocie oraz lizusy rządzą. Nikomu nie zależy na tym, aby poprawić zaściankowość gminy, a może dać szanse na zmiany, młodym, chętnym i kreatywnym ludziom, a tych jest wielu. Ruda, a teraz blond, kolejny raz popisała się głupotą, pytać młodzież, co by chcieli, zamiast dać im pole do działania i możliwości, a tych jest wiele. Natomiast starsi niech sobie siedzą w domu i gnuśnieją, po co im jakieś spotkania, tylko przyjdzie czas, że gminni mądrale też będą starzy.
Nie to nie będzie rozwiązaniem problemów.