Dariuszowice – komiks odc. 7

Praca samorządowca lekka nie jest. Idziesz do roboty, a tam stosy papierów. Pierwsze przeglądasz petycje mieszkańców. Czytasz i po pierwszych dwóch zdaniach już wiesz, co będzie dalej. „Znowu im się coś nie podoba?” – mamroczesz pod nosem i odkładasz do szufladki z napisem „Olać”. Następnie wniosek. Czytasz, czytasz, czytasz i oczom nie wierzysz „Jak on śmie pisać wniosek o umorzenie podatku? Zdurniał do reszty! Chu… ci umorzę! Po moim trupie! Nie chciał na mnie głosować, gadał ludziom na mnie, to teraz popamięta! A masz!”. Mielisz w kulkę i rzucasz do kosza. Trafiasz. Zasłużyłeś na przerwę. Pierwsza kawa i pierwszy pączek. Pani Zosia – dyrektor gabinetu – robi najlepszą kawę, idealną, taką jaką lubisz. Awansowanie Pani Zosi było twoją najlepszą decyzją personalną. Ale czas wracać do obowiązków. Włączasz komputer. Maile zapełniają skrzynkę pocztową. Dużo tego, jak to przy poniedziałku zwykle bywa. Przeczytasz jutro. Idziesz na małą przechadzkę, sprawdzić jak się samorząd czuje. Na korytarzach urzędu nudno jak w polskich komediach. Nic się nie dzieje. Tak będzie aż do piętnastej. To znaczy, że wszystko w porządku – samorząd działa i ma się dobrze. Patrzysz na zegarek „Kur… dopiero dziewiąta!” – klniesz w myślach. Zrobiłbyś coś, cokolwiek. Nie żebyś jakoś szczególnie palił się do roboty, ale z nudów, dla zabicia czasu.

– Pani Zosiu, jadę na spotkanie do Zarządu Dróg załatwić chodnik dla gminy.

– Szefie, w Zarządzie był pan wczoraj – odpowiada niezastąpiona w organizowaniu terminarza i parzeniu kawy dyrektorka gabinetu.

– A słusznie, to może do wojewody – odpowiadasz, drapiąc się głowie. Dziwisz się, że nie pamiętasz wczorajszego dnia, ale jak miałbyś w tych okolicznościach? Działo się, działo… rozmowy z Zarządem Dróg zawsze są owocne. Taaaaa.

– Zapisuję szefie…”wizyta u wojewody” – dyrektorka gabinetu sporządza notatkę w rubryczce dokumentu o nazwie “SPRAWOZDANIE Z DZIAŁALNOŚCI MIĘDZYSESYJNEJ i zagaduje:

– A co powiedzieć jak by się ktoś o szefa pytał?

– To, co zwykle, że mnie nie ma i że będę jak wrócę.

– Może rozpiszę szefowi urlop na jutro… – zapobiegliwie proponuje Dyrektor Gabinetu. Pani Zosia dobrze wie, że praca samorządowa na wyższych szczeblach rządzi się własną logiką.

– Może.. może tak, może jednak urlop – odpowiadasz trochę niepewnie.

Pewności siebie nabierasz, gdy rozklekotaną audicą, z aktówką wypchaną kiełbasą na bocznym siedzeniu, mkniesz na spotkanie samorządowe. Po części oficjalnej zawsze jest część nieoficjalna. Kiełbasa z regionalnej masarni się przyda. Wczoraj wędzona, jeszcze ciepła. W sam raz na samorządową wymianę uprzejmości. Będziecie się zachwycać regionalnymi smakami, chwaląc regionalne produkty i lokalnych producentów. Tylko trzeba uważać przy całowaniu, bo rzeźnikowi się czosnku sypnęło. „Dobrze, że Zosia rozpisała mi urlop do końca tygodnia” – myślisz.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *