Drodzy Mieszkańcy,
ostatnio na forum internetowym, poświęconym problemom naszej społeczności, jedna z mieszkanek umieściła krótki film, na którym możemy zobaczyć piękny siedliskowy absurd w pełnej krasie. Oto, w czasie deszczu, gdy z nieba leje jak z cebra, podlewana jest murawa siedliskowego boiska. A kto bogatemu zabroni? – chciałoby się zapytać. Woda gminna, boisko gminne, to lać można bez opamiętania również w czasie deszczu. A tak zupełnie poważnie: jaki jest sens podlewania murawy boiska, gdy pada? Przyznajcie – to się nijak nie dodaje.
Ale nie takie absurdy widziała gmina Siedlisko. Inny przykład siedliskowej groteski dostarcza postawa radnego Rysia Kieczura. Na co dzień Rychu paraduje w zielonym wdzianku pracownika Lasów Państwowych, z zielonym kapelusikiem na głowie. Pan Kieczur jest również dinozaurem siedliskowego samorządu. Najstarsi górale nie pamiętają od kiedy Rysiu zasiada w radzie gminy. Jedno jest pewne – zmieniają się czasy, wójtowie przychodzą i odchodzą, a dzielny gajowy dalej jest radnym. Rychu nie jest jakimś tam zwykłym, szeregowym rajcą. W ścieżce kariery zawsze celował w stanowiska kierownicze. W Lasach Państwowych pracuje na stanowisku kierowniczym. W radzie gminy był albo przewodniczącym albo, jak obecnie, wiceprzewodniczącym. Nawet w Kole Łowieckim, do którego należy, Rysiu Kieczur był prezesem. Nic dziwnego, Rysiu lubi kierować, przewodzić i wytyczać – jak to się za czasów socrealizmu mówiło – właściwe kierunki rozwoju. Czy to dziwne? Świat pełen jest podobnych kierowników. Gdzie tu absurd i groteska? Otóż ten wieczny kierownik-prezes-przewodniczący Ryszard Kieczur, który przedstawiał się nam jako wzór do naśladowania; ten, który pouczał jak i co robić; ten sam, który w trakcie posiedzeń rady nauczał reguł i zasad demokracji, jest negatywnym bohaterem wydarzeń opisywanych przez media o wypalanych trawach i spuszczanych, nieoczyszczonych ściekach w jego ogrodzie. Groteskowy koncert usprawiedliwień, wymówek i matactw, który zafundował opinii publicznej Ryszard z tej okazji, dodatkowo spotęgował poziom żenady. Na początku Rysiu przekonywał, że trawy nie on wypalał, ale szwagier. W drugiej wersji zdarzeń Rysiu twierdził, że trawy w jego sadzie wypalał ktoś inny, a szwagier tylko bohatersko gasił pożar, ryzykując zapewne życie. Pożar ponad pół hektara traw i wysuszonych chaszczy, to przyznacie sami, nie jakieś tam małe ognisko, które można zadeptać. Zapytany o to, dlaczego nie zgłosił podpalenia – dlaczego nie wezwał straży pożarnej ani policji, Rysiu odparł, że takie zgłoszenie i tak by nic nie dało. Buhahaha! Słuchając tego absurdu, od śmiechu trząsł się nam tłuszcz na brzuchu! Dlaczego? Idąc tokiem rozumowania, który zaprezentował pracownik Lasów Państwowych, gdy zobaczymy płonący las nie należy wzywać ani straży, ani odpowiednich służb. Bowiem – jak naucza Ryszard mocą swojego autorytetu, opartego na wieloletnim doświadczeniu – takie zgłoszenie i tak nic nie da. Absurd do potęgi entej! – Sami przyznacie.
Równie absurdalną wymówkę zawodowy kierownik-prezes-przewodniczący Kieczur przedstawił, gdy w prasie pojawiły się zdjęcia z jego ogrodu zalanego gównem. Rysiu przekonywał, że to awaria i że aktualnie poszukuje firmy, która usunęłaby usterkę. Jak długo trwała awaria? Jak długo Ryszard poszukiwał firmy serwisującej eko-oczyszczalnie ścieków? Tego nie wiemy. Jedno jest pewne – ścieki lały się do ogrodu tak długo, że ich widok zdążył zaniepokoić Rysia, i ten zakamuflował ich odpływ siatką maskującą. Wszystko oczywiście dla dobra mieszkańców i współdomowników. Po co ktoś ma widzieć jak się gówno do ziemi leje. Czego oko nie widzi, tego sercu nie żal. W tym przypadku to – również przyznajcie – bzdura rodzaju buffo!
Z nieoczyszczonymi ściekami w sadzie pana Kieczura wiąże się inny gminny absurd – to stały problem z dostępnością do czystej wody pitnej w naszej gminie. Wójt chwali się milionami pozyskanymi na modernizację hydroforni. Ma nawet kwity, które potwierdzają, że w Siedlisku płynie woda o czystości kryształu. Jednak jakimś cudem, dziwnym zrządzeniem losu, tajemniczym zbiegiem okoliczności ów kryształ w naszych kranach zmienia się brudną, śmierdzącą berbeluchę. A o tym, że jest niepijalna, dowiadujemy się ostrzeżeń wydawanych przez Sanepid. Czy to czary? Zły urok? Jakie to siły magiczne sprawiają, że kryształ zmienia się w cuchnącą breję?
Inny siedliskowym kuriozum jest stosunek wójta nieudacznika i jego przybocznych do bezdomnych zwierząt i wolnobytujących kotów na terenie gminy. W najnowszym Raporcie o stanie gminy wydanym przez urząd gminy w Siedlisku, w dziale „Opieka nad zwierzętami bezdomnymi” czytamy m.in., że: W wyniku realizacji zadania opiekę zapewniono 8 psom. Przeprowadzone zostały kastracje i sterylizacje bezdomnych zwierząt. Wolno żyjące koty zostały otoczone opieką weterynaryjną oraz doraźnie dokarmiane. Koszt realizacji całego zadania przewidzianego ustawą o ochronie zwierząt 12 213,11 zł.
Jak pisemne deklaracje mają się do smutnej, siedliskowej rzeczywistości, w której radny Paweł Pabisz, sugeruje aby problem wolnobytujących kotów rozwiązywać za pomocą karabinu? Jak wytłumaczyć głęboką schizofrenię między deklaracjami pisemnymi, przedstawionymi w cytowanym dokumencie a praktyką, w której normą jest wywożenie zimą budek dla kotów w miejsca, w których ich nie ma? Czy to nie absurd? Oczywiście, że tak, ale co gorsze – postawa wójta, niektórych radnych i odpowiedzialnych urzędników doprowadziła do tego, że z 8 wolno bytujących kotów ostały się zaledwie trzy. Co się z nimi stało? O losie jednego z kociaków dowiadujemy się z relacji Organizacji Pomocy Zwierząt „Adoptuj psiaka”, która 25 marca opisywała historię postrzelonego z wiatrówki wolnobytującego kociaka z Siedliska. Inny kot – prawdopodobnie otruty – został znaleziony w krzakach. Reszta zniknęła. To się nazywa skuteczne działanie samorządu lokalnego w zakresie opieki nad zwierzętami. I za to zapłaciliśmy z własnych kieszeni ponad 12 tys. złotych. Absurd? Nie tylko, ale na wskroś demoralizująca i szkodliwa postawa, dająca przyzwolenie na bestialskie traktowanie zwierząt.
Prawdziwym absurdem gminnym, o którym wielokrotnie pisaliśmy na łamach naszych felietonów, jest sposób w jaki wójt i jego betonowe zaplecze polityczno-urzędnicze traktują osoby z niepełnosprawnościami. Symbolem i wizytówką tej polityki są walące się schody prowadzące do urzędu gminy oraz groteskowy i absolutnie unikalny w skali ogólnokrajowej „przycisk przywoławczy”, który wójt zamontował na barierce schodów. Guziczkiem tym inwalida – jak nazwa wskazuje – może przywołać urzędnika. Oczywiście najpierw do urządzenia należy włożyć bateryjkę, którą wcześniej trzeba kupić we własnym zakresie. Bowiem przycisk jest zasilany dwoma bateriami typu „paluszek”. Jedną finansuje gmina, drugą należy nabyć we własnym zakresie. Pisząca niniejszy felieton osobiście sprawdziła skuteczność działania „Przycisku przywoławczego” i może potwierdzić, że urządzenia nie działa. Osobom niepełnosprawnym ruchowo, które chciałby skorzystać z pomocy wójta lub pracowników urzędu gminy radzimy zabrać ze sobą gwizdek, trąbkę albo wuwuzelę. Szczyt absurdu? Nieprawda. Prawdziwy ośmiotysięcznik groteski kryje się na stronie internetowej urzędu gminy w Siedlisku. W zakładce „Deklaracja dostępności” w podpunkcie „Dostępność architektoniczna” opublikowano fragment scenariusza klasycznej komedii pomyłek. Wygląda na to, że nasi siedliskowi urzędnicy w godzinach pracy zamiast budować w gminie dobrobyt piszą scenariusze komediowe inspirowane twórczością mistrza gatunku Stanisława Barei. Nie wierzycie? Trzymajcie się foteli, żebyście nie spadli. Oto cytat:
Do budynku prowadzi jedno wejście ze schodami od ul. Plac Zamkowy. Przy schodach do wejścia nie znajduje się podjazd dla wózków ani winda dla osób niepełnosprawnych. [wyróżnienie aut.]
- Punkt obsługi interesantów znajduje się po prawej stronie od wejścia. Jedynie na poziomie pierwszym budynku może poruszać się osoba na wózku inwalidzkim. Na poziom drugi prowadzą schody bez podjazdu dla wózków i windy dla osób niepełnosprawnych. W budynku nie ma windy.
Czyli – nie można wjechać do urzędu wózkiem dla niepełnosprawnych, ale na poziomie pierwszym w budynku urzędu można poruszać się na wózku inwalidzkim? To może przenieśmy pierwszy poziom urzędu na parter, z parteru zróbmy pięterko i już będą mogli niepełnosprawni ruchowo korzystać z usług urzędu! Nie! Nie! Stop! Przecież przy schodach do wejścia do urzędu nie ma podjazdu dla wózków ani windy dla osób niepełnosprawnych. To może schody również przenieśmy na piętro? W jaki sposób ma wjechać wózek na poziom pierwszy, który przystosowany jest do tego, by poruszały się po nim osoby niepełnosprawne? Albo co zrobić, gdy niepełnosprawnemu na wózku nagle zachce się siku lub to drugie? Nasi urzędnicy informują, że: “Toaleta dla osób niepełnosprawnych znajduje się na parterze, drugie drzwi za klatką schodową.
Ale jak dostać się na piętro, gdy – i tu znowu powtarzamy za siedliskowymi geniuszami biurokracji: „przy schodach do wejścia nie znajduje się podjazd ani winda.”? Czy niepełnosprawny ma potrzeby fizjologiczne załatwić na parkingu? A może należy wysikać się „na zapas” w domu, przed udaniem się na audiencję do wójta?
W kolejnym punkcie deklaracji dostępności, opublikowanej przez siedliskowych ekspertów od biurokracji czytamy, że: “Do budynku i wszystkich jego pomieszczeń można wejść z psem asystującym i psem przewodnikiem..”
W tym momencie chciałoby się dodać, że owszem wejście z psem jest możliwe, ale wchodzisz na własne ryzyko. W urzędzie możesz natknąć się na radnego Pabisza, który słynie z osobliwego stosunku do zwierząt. Kto wie, co może przynieść spotkanie psa przewodnika z siedliskowym mężem stanu. Na wszelki wypadek radzimy założyć psiakowi kamizelkę kuloodporną.
Absurdów i paradoksów w naszej gminie nie brakuje. Możemy je mnożyć i sypać nimi jak z rękawa. Jednak żaden z nich nie przebije największego. Największym absurdem, szczytem groteski oraz ironią losu jest fakt, że tak wielu i tak długo wierzyło w to, że skrajnie nieudolny wójt Dariusz Straus jest tym gospodarzem, który zapewni gminie dobrobyt, rozwój i bezpieczeństwo. Tymczasem on swoją nieudolną polityką i nieudacznictwem sprowadził piękną gminę Siedlisko na końce wszystkich możliwych rankingów, w otchłań zacofania gospodarczego oraz infrastrukturalnego i przekonuje nas, że inaczej się nie da, że lepiej być nie może. Ale my wiemy, że ten imposybilizm nie jest wypadkową obiektywnych czynników. Były środki unijne, dotacje ministerialne, fundusze zewnętrzne. Cała okolica się rozwijała, skutecznie pozyskując środki zewnętrzne. A u nas? W Siedlisku najprostsze inwestycje ciągły się latami. Dość powiedzieć, że nasz geniusz samorządu potrzebował 25 lat, by zorganizować proste przejście dla pieszych. Kilka namalowanych na jezdni pasków, dwie barierki, latarnia i znak. To szczyt możliwości wójta Dariusza Strausa. Przez ćwierć wieku przechodziliśmy przez ulicę nielegalnie – tak podsumowała siedliskowy absurd jedna z mieszkanek Siedliska.
Pozdrawiam
Paweł P.
Absurdy opisane w felietonie, dokładnie obrazują poziom władzy gminy. Jest jeden kierunek działania Strausa ( moja gmina), bzdurny, bezmyślny i szkodliwy dla gminy, a większość ograniczonych, niedouczonych i ślepo oddanych radnych, popiera
te głupoty, bez zastanowienia się, przemyślenia czy przedyskutowania nawet z udziałem mieszkańców. Mieszkańcy, którzy praktycznie finansują tę bandę szkodników , traktowani są jako wrogowie w mniemaniu Strausa czy Chilickiej i innych. Kieczur też ma w tym swój udział, niby taki doświadczony, a dmucha z nimi w jedną trąbę. Straus nie ma i nie miał wizji rozwoju gminy, za to pomógł cichaczem bogacić się sobie, kolesiom i rodzince za głosy w wyborach. Powinien za to zapłacić!!!
Do Wandy
Wandziu droga zejdź na naszą gminną ziemię, nie lewituj z marzeniami o pociągnięciu Strausa do odpowiedzialności . Przy tak wypaczonej prokuraturze, wójcina nadal nie poniósł żadnych konsekwencji za uwstecznienie naszej gminy.
To nieprawdopodobne jak bardzo siedliskowy samorządowiec jest oporny na wiedzę.
Blisko ćwierć wieku urzędowania, a głupota i ignorancja jak królowała w urzędzie tak króluje.
Niczego się nie nauczył.
Bardzo wymowne jest to zdjęcie w szkolnej ławce. Uczy się, uczy i nauczyć się nie może.
Z całą pewnością, do zapaści gminy przyczyniła się również rodzina na urzędniczych stołkach.
Bo jak twierdzą genetycy behawioralni inteligencja jest dziedziczna.
Genu nie wydłubiesz.