Czy Darek Straus jest dobrym wójtem? Co o nim mówią ludzie w Siedlisku?

Drodzy Mieszkańcy,
ile czasu trzeba by poznać drugiego człowieka? Tydzień? Miesiąc? Rok? Dwa? Dziesięć lat? Niektórzy już po roku znajomości decydują się na ślub i wspólne życie. Inni dojrzewają do takich decyzji latami. W nauce o człowieku – w antropologii – mowa jest o tzw. sytuacjach granicznych (np. zagrożenie śmiercią), w których ujawnia się prawda o drugim człowieku. Jest to unaukowiona wersja mądrości ludowej, w której mowa o tym, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Naprawdę poznać możemy kogoś dopiero wówczas, kiedy staniemy w obliczu śmiertelnego zagrożenia i ten ktoś albo zaryzykuje własne życie i nam pomoże, albo stchórzy, zostawiając nas na pewną śmierć. Wybór między „albo-albo” każdy rozstrzyga sam, we własnym sumieniu. Każdy jest odpowiedzialny za własne decyzje. Na tym polega wielka odpowiedzialność związana z byciem istotą rozumną.

Zgodnie z naukami zawartymi w Piśmie Świętym, człowieka poznamy po jego uczynkach. Trudno odmówić tej prostej myśli racji. Życie to nieskończona ilości różnych wyborów, które podejmujemy. Są one mniejszej lub większej wagi. Za każdy z nich ponosimy indywidualną odpowiedzialność. My i tylko my. Nikt inny. W chwili, kiedy będąc jeszcze w Raju spróbowaliśmy zakazanego owocu z Drzewa Poznania Dobra i Zła, otrzymaliśmy zdolność odróżnienia tego co dobre i co złe. Wtedy staliśmy się ludźmi. Wiemy co to jest dobro i co to jest zło. Dlaczego zatem postępujemy źle? Ci, którzy wierzą w moc oczyszczającą Spowiedzi Świętej i w odpuszczenie grzechów mają łatwiej. Co niedzielę, przed Mszą Świętą, wyznają spowiednikowi złe uczynki. Wypowiadają formułkę „Już więcej grzechów nie pamiętam, za wszystkie serdecznie żałuję i obiecuję poprawę”. Następnie odmówią dziesięć tzw. zdrowasiek i zaczynają nowy tydzień z czystą kartą. Wiedzą, że za tydzień w następną niedzielę, rytuał oczyszczenia w trakcie Spowiedzi znów uwolni ich od balastu złych uczynków. Pytanie jednak czy na pewno? W tym swoim używaniu zapominają o jednej ważnej rzeczy – o drugim warunku spowiedzi – tzw. Czynnym Żalu, który nie polega na wyszeptaniu smutnym tonem głosu spowiednikowi słów „Żałuję i obiecuję poprawę”.

W Biblii Tysiąclecia, w Psalmie 119 czytamy: „anima mea in manibus meis semper”. Przetłumaczyć to można jako „dusza moja jest zawsze w moich rękach”. Innymi słowy – ja i tylko ja – i nikt poza mną – jestem odpowiedzialny za własną duszę. Każdy grzech popełniony przeze mnie będzie – zgodnie z Kanonem Katechizmu Kościoła Katolickiego – „bólem duszy”. Czynny żal zatem nie polega więc na wypowiedzeniu określonej frazy słów, ale na zrozumieniu istoty tego bólu. Na umiejętności rozróżnienia, co dobre, a co złe. Każdy z nas ma prawo błądzić i grzeszyć. Grzech jest wpisany w naturę człowieka od urodzenia. Nie unikniemy go w życiu. Jednak w Czynnym Żalu mamy zrozumieć ten „ból duszy”. Zrozumienie jest poznaniem – czyli odróżnieniem tego, co dobre od tego co złe w naszych uczynkach. Jako ludzie używamy funkcji mózgu, zdolności myślenia po to, by nie popełniać więcej tych samych grzechów.

Jak widać, na pytanie zadane na wstępie felietonu, nie ma prostej i jednoznacznej odpowiedzi. Potraktujmy te rozważania jako wstęp do analizy konkretnego przypadku. Spróbujmy odpowiedzieć na pytanie kim jest dla nas, naszej społeczności po ponad dwudziestu latach gospodarowania, wójt gminy Dariusz Straus. Jaki jest ten nasz wójt? Wprowadźmy jedno, ważne zastrzeżenie. Darek Straus nie jest statystycznym Janem Kowalskim. Jest osobą publiczną. Jest samorządowcem, urzędnikiem publicznym. Wybranym w demokratycznych wyborach wójtem gminy. Urzędnik samorządowy, to człowiek sprawujący urząd publiczny. Jest to osoba, która reprezentuje autorytet i majestat władzy państwowej. Ma prawo wydawania decyzji o charakterze administracyjnym, które przekładają się w sposób bezpośredni na nasze życie. W tym kontekście jak my, społeczność gminna, po dwudziestu latach rządów wójta, oceniamy go jako urzędnika? Kim jest dla nas wójt? Nauczeni bogatym doświadczeniem kontaktów z Darkiem Strausem, czy to na imprezach dożynkowych, czy na spotkaniach o charakterze formalnym, zdążyliśmy wyrobić sobie opinię o naszym gospodarzu. Jaka ona jest? Oto opinia mieszkańców:

Pani Paulina i Pani Anna nie chcą zdradzać nazwiska – Bo jak pójdziemy załatwić coś w gminie i powiedzą „A pani nas skrytykowała” – Tłumaczą.

Agnieszka, która mieszka w bloku, też prosi bez nazwiska, boi się ewentualnych represji”
„Mieszkaniec z wąsem prosi bez nazwiska, bo
w gminie bierze zapomogę”

Kolejna z mieszkanek prosi bez nazwiska, bo kiedyś wypowiedziała się oficjalnie w kwestii wody, później mąż szukał w gminie pracy, wójt powiedział, że żona „lata po gazetkach” i koniec końców pracy nie dostał. Wójtowi lepiej nie zaleźć za pazur – mówi mieszkanka.

Wyżej cytowane wypowiedzi pochodzą z jednego ostatnich wydań gazetki regionalnej, w której opisywano problem wody w Siedlisku. Jest to chyba jedna z najgorszych recenzji, jaką mógł otrzymać samorządowiec po ponad dwóch dekadach urzędowania. Zamiast szacunku wśród członków lokalnej społeczności, wzbudza strach. Wróćmy teraz na chwilę do jednego z pierwszych felietonów, który ukazał się tuż po ostatnich wyborach samorządowych. Przypomnieliśmy w nim jedną z najważniejszych nauk, której udzielił onegdaj sławny myśliciel, Niccolo Machiavelli młodemu władcy Mediolanu. Przed niemalże pięcioma stuleciami kandydat do królewskiego tronu poprosił znanego w epoce myśliciela o radę: jakim ma być władcą? Jak sprawić, by jego rządy były długie, dobre dla obywateli i zapisały się złotą czcionką na kartach historii. Machiavelli odpowiedział, że władza królewska może opierać się albo na autorytecie albo na strachu. Tylko ta władza, która u swoich podwalin ma autorytet zapewni długie i dobre panowanie. Władza oparta na strachu mija tak szybko, jak szybko ustaje przyczyna owego strachu.

Aby dowiedzieć się czym jest strach, sięgnijmy do psychologii – czyli do nauki o duchowości człowieka. Jednymi z podstawowych stanów psychicznych, jakie wyróżnia ta nauka, jest uczucie lęku i strachu. Są to wbrew pozorom dwa różne uczucia, mające różne przyczyny. Lęk pojawia się z nieznanych powodów. Nie potrafimy jasno wskazać konkretnych przyczyn lęku. Jest to uczucie, której genezy nie potrafimy wyraźnie określić. Inaczej wygląda sprawa ze strachem. Boimy się zawsze czegoś konkretnego, czegoś określonego, czegoś co jest. Boimy się pająków. Wrażliwe damy boją się myszy. A mężczyźni, którzy po wypłacie wracają wieczorami podchmieleni do domu, obawiają się krewkich i temperamentnych małżonek uzbrojonych w wałek do ciasta. Podsumowując: przyczyna lęku ma charakter nieokreślony, irracjonalny, natomiast strach ma zawsze konkretne podłoże.

Wróćmy teraz do artykułu cytowanej gazetki – wszyscy rozmówcy zgodnie wskazali: boimy się podawać nazwisk, ponieważ boimy się wójta. Innymi słowy – po dwudziestu dwóch latach wójt Dariusz Straus, zamiast cieszyć się autorytetem, wzbudza zwykły strach. Dlaczego się boimy? Boimy się, że nie załatwimy czegoś w gminie, że ktoś nie znajdzie pracy w gminie. Nauczeni doświadczeniem bezprawnie zwolnionej dyrektorki szkoły Joli Pazdrowskiej oraz zwolnionego za ambicje polityczne dyrektora GOKiS-u Ryszarda Łabiaka, boimy się utraty pracy. O tym, że wójt zdolny jest do wszystkiego, by zniszczyć przeciwników, potwierdza m.in. świadectwo Mariana Feifera. On o mały włos nie przypłacił życiem tego, że zaangażował się w działalność opozycjonistów w gminie i roznosił felietony. Mściwy wójt zajechał mu drogę, gdy ten jechał skuterem, doprowadzając do bardzo niebezpiecznej sytuacji. Po tym wydarzeniu pan Marian w obawie o swoje życie zrezygnował z roznoszenia felietonów. O tym też Wam pisaliśmy.

Dwadzieścia lat wystarczyło, żeby wójt Dariusz Straus zastraszył mieszkańców w gminie. Znamienne jest, że w każdych wyborach mobilizujemy się i idziemy do urn z nadzieją, że tym razem się uda. Nie udało się do tej pory. Najbliżej zwycięstwa byliśmy wtedy, kiedy w polityczne szranki z wójtem stanął Paweł P. …azdrowski. Przeanalizujmy teraz ostatnie trzy kampanie wyborcze w Siedlisku.

Gdy Paweł kandydował na wójta frekwencja wyniosła ok. 60%. Poszliśmy tłumnie na wybory. Wiedzieliśmy jaki mamy wybór: albo mściwy i nieudolny wójt, albo mąż bezprawnie zwolnionej, zaradnej i przedsiębiorczej dyrektorki szkoły. Paweł Pazdrowski był o krok od zwycięstwa. Zdobył wówczas 117 głosów mniej niż wójt. Tylko 117 głosów dzieliło gminę Siedlisko od lepszej przyszłości. Niewiarygodne. Nieprawda? W kolejnych wyborach wystartował wspomniany przez nas w felietonach Ryszard Łabiak. On także otwarcie krytykował wójta w swojej kampanii (co później wójt mu wypomniał jako “brudną kampanię”). W wyborach frekwencja w Siedlisku była najwyższa w regionie – ponad 62%. Rysiek Łabiak zdobył ponad 800 głosów. Jednak pan Łabiak nie przewidział jednego – tego, że wójt wyciągnął wnioski z wyników poprzednich wyborów. Wówczas o mały włos nie przegrał z Pazdrowskim. Dlatego obóz wójta się zmobilizował. Na Strausa oddano 1001 głosów. Wójt później mówił, że ludzie tak głosowali na niego, bo docenili jego pracę. Ale co takiego zrobił? Nic, bo w tamtych wyborach nie chodziło o docenienie jego pracy, ale o to, że oligarchowie mieli jeszcze swoje plany co do wójta. Rodziny oligarchów, zatrudnionych w instytucjach gminy pociotków wójta, kolesie z rodzinami – wszyscy się zmobilizowali i ruszyli do urn wyborczych. Wszak stawką było stabilne zatrudnienie w urzędzie gminy i jednostkach podległych wójtowi oraz kilka interesów do załatwienia. Do przejęcia było jeszcze dawne przedszkole oraz atrakcyjne nieruchomości, wśród nich Wzgórze Adelajdy i działka koniarzy itp. Wójt musiał przetrwać na stanowisku.

W porównaniu wynik, który osiągnęła Agnieszka Adamów-Czaykowska w ostatnich wyborach samorządowych był niestety najgorszym. Pierwszą turę Agnieszka przegrała nie tylko z urzędującym wójtem ale także prawie z Izabelą Dysiewicz. Odpowiedzialnym za jej kampanię był Marcin Kula. To on jej doradzał i to on decydował o dynamice sporu i zakresie zaangażowania politycznego kontrkandydatki wójta. Z jakim skutkiem? W pierwszej turze Iza Dysiewicz zdobyła 358 głosów, a Agnieszka Adamów-Czaykowska 509 głosów poparcia. Tylko 151 głosów różnicy. Nikt nie zadał sobie wówczas pytania: dlaczego bez wsparcia medialnego, bez przychylnych artykułów w prasie, bez wspólnych zdjęć z Marszałek Województwa Elżbietą Polak i Wadimem Tyszkiewiczem, Iza otrzymała tak wysokie poparcie? Dlaczego 358 głosów zostało oddanych na Izę, skoro Agnieszka jest taką sprawną organizatorką, ma świetne wyniki w zarządzaniu Fundacją Karolat, organizacji Święta Bzów i ma tak świetną prasę?

Ludzka natura jest w każdym miejscu na świecie taka sama. Także w Siedlisku. Tu ludzie kierują się takimi samymi motywami jak wszędzie. Lubią się, bądź nie. Jedzą taki sam chleb, piją taką samą herbatę jak w innych częściach Polski, Europy czy świata. Na skutek złej oceny rzeczywistości i też braku znajomości podstaw metodologii działań politycznych, doradcy Agnieszki oraz ona sama ustalili, że jako kandydatka ma unikać konfrontacji i nie wdawać się w polemiki. Zamiast tego miała się skupić się na działaniach pozytywnych – na grabieniu liści i koszeniu trawników w gminnych przestrzeniach, spacerków na kijkach, lekcjach decoupage. Agnieszka jako kandydatka unikająca otwartego sporu z urzędującym wójtem była skazana na porażkę. Dlaczego? Dlatego, że po dwudziestu dwóch latach rządów zastraszona, podzielona społeczność Siedliska pragnie zmian. Rosnąca frekwencja (jedna z najwyższych regionie) oraz malejące poparcie dla Strausa wskazuje jednoznacznie, że nasza społeczność potrzebuje lidera, który najpierw pokona wójta a dopiero później uporządkuje gminę, czyli zgrabi przysłowiowe liście w parku.

Wyniki drugiej tury wyborów nie pozostawiają wątpliwości. W Siedlisku frekwencja znowu jest rekordowa 67%. Ludzie wyszli z domów. Agnieszka przegrywa. Osiąga gorszy wynik niż wcześniej Łabiak i Pazdrowski. W drugiej turze zagłosowało na nią 758 osób, na Strausa 949. Tu warto zadać pytanie dlaczego wyborcy Izy Dysiewicz nie oddali głosu na Agnieszkę w drugiej turze? Dlaczego tzw. „Agniecha, która chce zmienić Siedlisko” (jeden z nagłówków gazet z tamtego okresu) przegrała z tak nieudolnym wójtem, którego kariera polityczna w gminie, to pasmo porażek. Odpowiedzi na to pytanie należy szukać w niewiedzy.

W XX w. w teorii polityki, polityczność jest definiowana jako umiejętność rozróżnienia między przyjacielem i wrogiem, przy czym kategorie te pojmowane są intuicyjnie. Tak jest w rzeczywistości. Oglądając debaty i spory na scenie politycznej widzimy zaciętą walkę między władzą a opozycją. W każdej polemice są dwie strony sporu zaś spór prowadzony jest w taki sposób, żeby nikt nie miał wątpliwości, po której stronie ma stanąć. W ostatnich wyborach w Sieldisku polityczność próbowano definiować od nowa jako relację między przyjaciółmi. Wszak wójta nikt głośno nie krytykował, a rywalizacja polityczna miała odbyć się w terenie, przy grabiach i na tle stert zgrabionych liści. Zwycięzcą miał być ten, kto zgrabi więcej, skosi więcej trawników, przejdzie więcej kilometrów na kijkach. Pamiętamy jak przed drugą turą Agnieszka zamiast stanowczo potępić nepotyzm uprawiany w gminie przez jej przeciwnika i zapowiedzieć zwolnienie leniwej rodzinki wójta zatrudnionej w gminie zadeklarowała, że jak zostanie wójtem żadnych zwolnień nie będzie. Dzięki takim zapowiedziom wprowadziła zamęt w głowach wyborców. Jak zmienić Siedlisko bez wprowadzenia koniecznych zmian? Innymi słowy ludzie nie chcą się dłużej bać ale nie dostrzegą przywódcy w kimś, kto sam boi się Strausa bardziej niż oni sami.

Taka próba nowego definiowania polityczności, w której polemika miała zostać zastąpiona przyjacielską rywalizacją, skończyła się zupełnym zdezorientowaniem wyborców i porażką opozycji. Tak musiał się skończyć ten eksperyment i każdy następny, który nie uwzględni specyfiki natury ludzkiej. I tu wracamy do pytania zadanego na początku felietonu: ile czasu potrzeba, by poznać drugiego człowieka? Wójt nie ma przed nami tajemnic. Przedstawiamy go takim, jaki jest. Darek Straus, to małostkowy, ale jednocześnie śmieszny w swojej małostkowości, mściwy urzędnik, który swoją karierę oparł na zastraszaniu mieszkańców. Jednemu nie zrobi tego; tamtemu nie da decyzji na to; a jeszcze innemu przeszkodzi i naśle kontrole. Dzięki prostemu i prymitywnemu zastraszaniu Strausowi jest łatwiej rządzić, bowiem ludzie się po prostu go boją. Dla kontrastu przytoczmy przykład Wadima Tyszkiewicza. Jako prezydent miasta podbił sumienia i zdobył dusze mieszkańców Nowej Soli i okolicy. Cieszy się niezwykłym autorytetem, ale ów autorytet wypracował nie szantażem czy zastraszaniem, ale ciężką pracą i licznymi sukcesami. Mieszkańcy Nowej Soli i okolicy stoją za nim murem i ufają mu do tego stopnia, że jeżeli dzisiaj Wadim wskaże i namaści konia jako kandydata na radnego powiatu, to ludzie ślepo i posłusznie zagłosują na konia. Tak działa moc władzy opartej na autorytecie.

Żeby zakończyć owe pasmo klęsk, jakimi są bez wątpienia rządy nieudolnego, ale mściwego wójta, musimy pójść na wybory. Przy urnach nie należy się bać zemsty wójta. Jesteśmy sam na sam z kartą wyborczą. Obiecujemy, że tym razem jako opozycja Was nie zawiedziemy. Od dwóch lat przedstawiamy Wam prawdę o rządach Darka Strausa w gminie. Nie zamierzamy przestać. Nikt nas nie przestraszy. Ani wójt, an stado jego wiernych wyznawców, ani ksiądz proboszcz ani armia, zatrudnionych za gminne – czyli Wasze pieniądze – drogich prawników z Wrocławia.

Co się tyczy zaś oceny wójta Siedliska jaką przedstawili w gazecie regionalnej mieszkańcy gminy, mamy jedna poradę dla Darka. Jeszcze na początku XX w. w chrześcijańskiej Europie funkcjonowała instytucja tzw. zjadacza grzechów. Zjadacz grzechów, to osoba, która poddawała się specjalnemu rytuałowi spożywania określonych pokarmów, wraz z którymi przyjmowała na siebie grzechy cudzej, nieznanej sobie osoby. Ostatni zjadacz grzechów Richard Munslow zmarł w 1906 r. Być może znajdzie wśród społeczności gminnej kogoś, kto w zamian za kilka potraw przejmie wójtowe grzechy na własne sumienie. Wszak chętnych na wspólną konsumpcję urzędowej pizzy do tej pory nie brakowało.

pozdrawiam

Paweł P.

6 Replies to “Czy Darek Straus jest dobrym wójtem? Co o nim mówią ludzie w Siedlisku?

  1. Komentarz Obserwatora gminnego jest trafiony. Podjazdy w opozycji o to, kto jest lepszy i ważniejszy do niczego dobrego nie prowadzą. Tylko w jedności jest siła. Bagno w Siedlisku jest tak wielkie, że trudno z niego wyjść, w dodatku ludzie się boją, kogo? tego kogo wybrali?, a więc czas to zmienić i pogonić nieroba, oszusta i łajdusa i nie pić trującej wody.
    Zwolennicy wójta, powinni uderzyć się w piersi i pomyśleć, co takiego dla Siedliska zrobił wójt, oprócz byle jakich chodników przed wyborami i wzbogacenia kolesiów i ich rodzin. Nic!!!, a zadłużenie gminy jest ogromne i rośnie, które będą wnuki spłacać.
    Do “mądrej” Moniki: nie strasz, nie strasz, bo się z…..sz. Zastraszanie to wasza główna metoda działania.

    1. Moim zdaniem i nie tylko moim bo bardzo wielu ludzi w gminie jest zatym że powinno się odbyć referendum o odwołanie niemoty ze stanowiska oraz jego straży przybocznej.Nawet ostatnio w tv było że się z takimi ludzmi nie cackali tylko referendum i cześć pieśni? Taczka z gnojem czeka?

  2. Świetna analiza ale jakbym gdzieś ją już czytał 😉 Wracając do sytuacji w Siedlisku sytuacja jest jak najbardziej normalna. Przywrócono stan równowagi między opozycją a oficjalną władzą. Celem każdej opozycji jest przejęcie władzy przez krytykę działań politycznych władzy. To się zaczęło dziać w Siedlisku wraz z pojawieniem się pierwszych felietonów.
    Paweł P. nie pozostawia żadnych wątpliwości i złudzeń – reprezentuje obóz jednoznacznie krytyczny wobec urzędującego wójta. Nie jest to krytyka jakaś tam, ale jest to krytyka wprost, bezpośrednia. Autor felietonów mówi „Wójt jest złym gospodarzem” i przedstawia dokumenty, które to potwierdzają. Dzięki tego typu narracji obserwatorzy sporu politycznego w gminie otrzymują wybór. Pamiętać należy, że postronni obserwatorzy – czyli niezaangażowani politycznie mieszkancy – nie są specjalistami, którzy w niuansach i semantycznym kamuflażu odnajdą sens, który zaplanował autor. Dlatego obraz rzeczywistości politycznej, który przedstawiany jest odbiorcy musi być jak najbardziej uproszczony. Jak to wygląda w praktyce.

    Paweł P. mówi: „Wójt jest złym gospodarzem” (jest to krytyka bezpośrednia)

    Agnieszka Adamów-Czaykowska mówi: „Dziękujemy naszej młodzieży za posprzątanie parku” (jest to krytyka pośrednia)

    Agnieszka nigdy nie powiedziała „Wójt jest złym gospodarzem”. Zamiast tego używała krytyki pośredniej, przez np. wskazanie, że liście w parku są niezagrabione, czy śmieci w przestrzeniach publicznych sprzątane są przez mieszkańców, ponieważ – i tu pojawia się element krytyczny – wójt nie potrafi zmobilizować do działań pracowników SZB.

    Jaka jest recepcja tych dwóch form krytyki? Żeby sobie to uświadomić warto przytoczyć tu przykład amerykańskich filmów. W filmach klasy B fabuła oparta jest o najprostszy z możliwych schematów – jest dobry i zły bohater. Prowadzą oni walkę. Film kończy się happy endem. Dobry wygrywa. Oprócz filmów klasy B są też filmy wysokiego C. W nich zwykle granica między dobrem a złem jest niewidoczna, kontrasty postaci zostały rozmyte a po pierwszych 40 minutach filmu człowiek gubi się w fabule. Jest to celowy zabieg wymyślony po to, by zostawić jak najwięcej pola do własnych interpretacji widzów. Podsumowując – jeden gatunek filmów jest łatwy i przyjemny w odbiorze a drugi trudny, ponieważ wymaga od odbiorcy zaangażowania intelektualnego.

    To samo dotyczy dwóch form krytyki – bezpośredniej i pośredniej. Pierwsza pozwala obserwatorowi uporządkować rzeczywistość w sposób zero-jedynkowy. Druga wymaga interpretacji.

    Uporządkowanie przestrzeni debaty publicznej w gminie jest niewątpliwym sukcesem pozycji. Zrezygnowanie z polityki „kłucia cieniutkimi szpileczkami” na rzecz bezpardonowej debaty wyzwoliło w obserwatorach sporu dużo emocji. Zarówno w szeregach opozycji, oficjalnej władzy oraz zwykłych mieszkańców, którzy co tydzień dostają nowy felieton i śledzą dalszy rozwój sytuacji.

    Nie wszystkim się podoba taki rozwój wydarzeń. Pamiętać należy, że sukces opozycji budzi zazdrość. Zwłaszcza u tych, którzy jeszcze niedawno uważali się za jej liderów. Jest takie powiedzenie – Nie masz większego wroga, niż twój konkurent z własnej partii. Tak jest też w Siedlisku, o czym świadczy przypadek Marcina Kulai . Ów wiceprezes Fundacji Karolat, który jeszcze nie tak dawno doradzał Agnieszce Adamów-Czaykowskiej, widząc sukcesy Stowarzyszenia Inicjatywa dla Gminy Siedlisko postanowił – mówiąc kolokwialnie – pokazać swoją siłę i wpływy polityczne. Doradził radnemu Hubertowi Patole aby zagłosował za przyjęciem sprawozdania budżetowego oraz za udzieleniem absolutorium wójtowi. Hubert, który jeszcze pół roku wcześniej bezpardonowo krytykował uchwałę budżetową, której roi się od bezsensownych wydatków posłuchał swojego nowego doradcy. Zagłosował „za”. Skompromitował się na całej linii. Oczywiście Paweł P. zareagował jak najbardziej prawidłowo, kiedy napiętnował ten akt zdrady politycznej. Nie wiadomo czy Hubert zdawał sobie sprawę z tego, co zrobił. Jeżeli tak, jeżeli był to jego świadomy wybór, to nie ma czego szukać w polityce. Może rozładowywać wagony. W tym się na pewno zrealizuje. Co się tyczy Marcina Kuli, to owszem – pokazał opozycji w Siedlisku, że ma jednego radnego pod kontrolą do tego stopnia, że jak mu każe stanąć na głowie i zaklaskać uszami, to ten bezkrytcznie rozkaz wykona. Ale Marcin Kula nie wie, że popełnił wielki błąd. Zwrócił przeciwko sobie tych, dzięki którym dostał się do powiatu. Dłużej ogrzewać się nie będzie w blasku byłego prezydenta Wadima Tyszkiewicza. Jego akcje w mieście dołują. W pracy nie wiedzie mu się za dobrze. W Siedlisku, wśród opozycji jest spalony. Co więcej, zaczynają pojawiać się niepokojące informacje na temat rozliczeń Fundacji gdy był w jej zarządzie. Czy przyjmie go poseł Waldemar Sługocki, z którym tak chętnie się fotografuje do swojego gabinetu jako doradcę? Wątpliwe – Marcin Kula nie ma eksperckiego wykształcenia a jego wizja polityki, to intuicja oparta o jakieś wyobrażenia na temat tego, jak należy politykę uprawiać. Co zatem mógłby doradzić posłowi Sługockiemu? Żeby chował głębiej pod mankietem drogi zegarek, gdy obściskują dłonie w pozowanych zdjęciach? Pozostaje też jeszcze jedna ocena tego zdarzenia – moralna. Z punktu widzenia moralności Marcin Kula doradzając Hubertowi, by zaczął popierać Strausa zachował się jak człowiek, który nieświadomemu dziecku rzucił cukierki na tory, prosto pod nadjeżdżający pociąg i powiedział „Idź, weź sobie. Nic ci się nie stanie”.

  3. Pismo obrarzajonce pana fujta Siedliska. Poco to pan pisze panie Pafle rzeby skucać ludzi na wioskah? cza sie lepiej wzionć za prace seruf nie za skucanie. Pan Fujt sie nie dlógo dobierze fszystkim kszykaczom do tyłkuf. pujdziecie pod sont i fujt wygra

  4. kolejny bardzo dobry felieton o gminie Siedlisko. Pogratulować autorowi lekkości pióra oraz bez wątpienia szerokiej wiedzy z różnych dziedzin.

  5. Świetnie napisany tekst. Na temat kontrkandydatek Pana wójta oraz osobach jakich się otaczali podczas kmpani. Ten sam elektorat obecnie panującego nam leniuszka czyli po około tysiąc osób drepcze do urn co wybory i zakreśla sukcesy turystycznej Gminy Siedlisko. Karwasz twarz nie ma nawet noclegow i cateringu dla turystow. Musimy ich w Siedlisku szukać ze świecą albo wymachiwać jak Laguną płyną. Siedlisko jest w ruinie. 95% mieszkańców tylko tutaj nocuje i wydaje cenne pieniadze na benzynę do pracy. Dziękujemy, że jesteście zdeterminowani. Każdy kto zna prywatnie “wąski” zdaje sobie sprawę z elokwencji i gry milego, ciepłego aktora na sesjach Rady Gminy. To już dwa lata piękny staż w piśmiennictwie 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *