oprócz piekarza, pączków i przeoczeń przepisów prawa wójt Dariusz Straus lubi też inne rzeczy zaczynające się na literkę „p”. Darek lubi także podglądać. Tak, nie mylicie się – nasz kiepski wójcina, który ustawiając betonową fontannę w parku wspinał się na szczyt swoich organizacyjnych możliwości na poziomie samorządowym jest małym, wąsatym podglądaczem. Żeby było ciekawiej wójt pączkojad miał aspiracje, by podglądać każdego mieszkańca gminy Siedlisko. Chciał widzieć wszystkich. Wyprzedził w tym zakresie władze Chin, które dopiero niedawno wprowadziły ogólnokrajowy system oceny obywateli, bazujący na monitoringu i skomplikowanym oprogramowaniu wykrywania twarzy i identyfikacji osób. Myślicie, że żartujemy? Nie. Z wójta nie można przecież żartować!
Przenieśmy się do 2010 r. Jest jesień. W gminie Siedlisko lada dzień pójdziemy na wybory. Po raz kolejny zdecydujemy o tym, komu powierzymy los naszego regionu na następnych kilka lat. Czy wygra wójt nieudacznik, który własne nieróbstwo usprawiedliwia bajeczką o „małej, ubogiej, rolniczej gminie” czy może jego konkurent Ryszard Łabiak? Tego jeszcze nie wiemy. Darek też nie czuł się zbyt pewnie. Dobrze wie, że jego nieudolność i brak efektów w zarządzaniu gminą budzi niezadowolenie mieszkańców. Póki co, dzięki wypracowanej technice udaje mu się skutecznie kneblować głosy krytyków. W myśl zasady „Jeżeli będziecie dla mnie mili, to ja będę dla was miły” wyświadcza przysługi tym miłym a tych krnąbrnych karci. O tym, że w karaniu nieposłusznych nasz wójt ma rozmach przekonali się mieszkańcy Borowca, którzy zagłosowali przeciwko niemu w wyborach samorządowych. Wójt był niemiły dla całej wsi. Wróćmy jednak do roku 2010 i zbliżających się wyborów.
Darek Straus miał uzasadnione wątpliwości co do wyników wyborów. Gdyby tym razem się nie udało, to z jego kompetencjami zawodowymi oraz wykształceniem miałby spore problemy ze znalezieniem pracy. Do krasnalków przecież nie pójdzie. Grabić liści też nie będzie. Może przyjaciel piekarz zatrudniłby go za ladą. Ale sprzedawanie pączków u Jasia, to nie to samo, co ich jedzenie. Zresztą honor by mu na to nie pozwolił. Dlatego wpadł na szatański pomysł. Żeby upewnić się, że mieszkańcy gminy Siedlisko oddadzą głos na niego a nie na konkurenta postanowił wykorzystać monitoring.
Kamery pojawiły się z dnia na dzień w lokalach wyborczych: w Siedlisku oraz w Bielawach. Żeby było ciekawiej ich obiektywy skierowane były w te miejsca, w których mieszkańcy dokonują aktu wyboru. Darek koniecznie chciał widzieć kto jest dla niego miły a kto nie.
Na szczęście w porę zareagował ówczesny mąż zaufania Zenon Libner. Jako doświadczony samorządowiec Zenek Libner pierwszy odkrył chytry plan wójta Strausa przeprowadzony z iście amerykańskim rozmachem. Wstrzymał otwarcie lokalu wyborczego, zadając pytanie o sens powieszenia kamer lokalu wyborczym. Zrobiła się mała zadyma. Przewodnicząca komisji wyborczej Magdalena Borkowska na spółkę z wójtem próbowała przekonywać, że kamery powieszono nie po to, by podglądać mieszkańców ale by zapewnić ochronę członkom komisji wyborczych. Przed kim albo przed czym mieliby być chronieni członkowie komisji? – tego nikt nie wyjaśnił. Zenek Libner nie jest w ciemię bity. Wyjął telefon i zadzwonił do dyrektora delegatury Krajowego Biura Wyborczego Stanisława Blonkowskiego, przedstawiając mu sprawę z kamerami w lokalach wyborczych. Blonkowski z niedowierzaniem wysłuchał relacji męża zaufania i poprosił Strausa do telefonu. Libner przekazał słuchawkę. Nie wiemy dokładnie, co powiedział Blonkowski Strausowi. Z relacji Zenka Libnera możemy zrekonstruować reakcję naszego amerykańskiego wójciny. Prężąc się na baczność z słuchawką przy uchu Straus miał odpowiadać: „Tak. Tak. Tak jest. Dobrze. Tak. Tak. Dobrze. Natychmiast. Tak. Tak. Rozkaz!”. Na zakończenie rozmowy strzelił obcasami, salutując. Rozłączył się i oddał telefon Zenkowi. Kilka chwil później demontowano kamery.
Przekonaliśmy się, że Daruś lubi swoimi pulchnymi paluszkami pomajstrować przy instytucjach demokratycznych. Monitoring w lokalach wyborczych w 2010 był dopiero przedsmakiem tego, co gminie Siedlisko nasz wójcina zafunduje kilka lat później. W 2018 r. na męża zaufania wciśnie do komisji wyborczej kuzyna pedofila, skazanego za brutalny gwałt na dziewięcioletniej dziewczynce. Miał on nadzorować poprawność przebiegu procesu wyborczego w lokalu. Niech żyje demokracja! Oczywiście Darek Straus, wójt małej, biednej, rolniczej gminy przyozdabia lokale wyborcze to kamerami nadzoru, to kuzynami pedofilami z myślą o mieszkańcach. Chce przecież naszego dobra. Żeby nam się w gminie żyło lepiej. Kamery i kuzyn zwyrodnialec mieli tylko mu to ułatwić. Chodzi o to, by zidentyfikować „oszołomów” i ich „wyłapać” – czyli unieszkodliwić. Przecież – i tu cytujemy naszego troskliwego wójta Dariusza Strausa: „Pewnie kilku oszołomów się znajdzie. Ale niekiedy się śmieję, że gdybym ich wszystkich wyłapał na wiosnę i wywiózł do innej gminy, to rzeczywiście nie miałbym tu ani jednego rywala”.
Lepiej byśmy tego nie ujęli.