Kilka sesji rady gminy za nami. Odcinki serialu możecie podziwiać w internecie. Jakością dźwięku nie odbiegają od polskich produkcji filmowych i przydałyby się napisy dolne, by zrozumieć przekaz, ale przecież można czytać z ruchu warg. Mniejsza o to.
Czy zwróciliście uwagę na to, w jaki sposób traktowani są nasi gminni radni w trakcie obrad? Co jakiś czas spędzani są do sali w Urzędzie Gminy, gdzie upycha ich się przy stole. Zwróciliście uwagę jak są stłoczeni przy jednej części stołu, gdy tymczasem po drugiej stronie i przy stole prezydialnym rozłożeni są urzędnicy-królowie z Darkiem Strausem na czele?
Stół ma kształt podkowy – litery U. Przy stole prezydialnym siedzi radna Małgorzata Chilicka – prywatnie pupilka wójta, a zawodowo nauczycielka wychowania fizycznego, która ambicje dyrektorskie realizuje przewodnicząc radzie i karcąc opozycyjnych radnych. Nasza wuefistka bardzo zaangażowana jest w zwalczanie politycznych „oszołomów” – opozycji. Odwdzięcza się Darkowi za to, że jej mężuś, Juliusz Chilicki, pamiętnego popołudnia został łaskawie dopuszczony do prywatnej imprezy powyborczej dla spaślaków-oligarchów, w trakcie której Dariusz Straus rozdawał buziaki, pączki i pizzę. Nie musiała tamtego dnia gotować, Juliusz wrócił z imprezy najedzony. Już wiecie teraz dlaczego pani Małgosia własną piersią osłania pana Darka przed krytyką? Pamiętacie jak rzuciła się na radnego Huberta Patołę kiedy ten przeczytał stanowisko klubu radnych w sprawie obniżenia pensji wójta? Pisaliśmy o tym szerzej w ostatnim felietonie.
Obok niej zastępca – Ryszard Kieczur, gościu od Stacji Wyłuszczania Nasion, który w tej radzie, w tej kadencji odgrywa rolę życia. Ciągle przytakuje władzy. Jest takim naszym siedliskowym trenerem Jarząbkiem. Wszak brakuje szafy, do której mógłby wygłaszać swoje laudacje „łu bu du bu, łu bu du bu” na temat wójta, ale wieści gminne niosą, że Darek Straus planuje zakup mebla gabinetowego wyposażonego w urządzenie rejestrujące dźwięk. Czy będzie to szafa, jaką znamy z kultowej komedii, tego nie wiemy.
To skład osobowy stołu prezydialnego po prawicy wójta. Po lewej siedzą już urzędnicy – dyrektorzy, kierownicy itp… Dla radnych nie zostało wiele miejsca. Upchani niczym sardynki w puszcze dopychają się do do stołu radni, dostawiają krzesła, byle tylko nie robić notatek na kolanach. Choć i tak dla pań miejsca zabrakło i trzymają uchwały na kolankach. Tymczasem wuefistka i jej pupil, którego niestety nie uczyła w szkole trudnej sztuki robienia przysiadów, ale dałaby mu na pewno piątkę – Darek Straus oraz urzędasy z gminy, kierownicy gminnych placówek siedzą jak królowie.
Nie, nie czepiamy się. Ale komuś się coś ewidentnie pomyliło. W tej małej sali, na tych kilkunastu metrach kwadratowych to rada gminy jest królem. Jest nadrzędnym organem w stosunku do wójta, dyrektorów i urzędników gminy. Radni głosują nad uchwałami, a cała reszta orszaku Strausa z nim włącznie jest od tego, by wypełniać wolę rady. Wójt et consortes na posiedzeniu rady gminy ma prawo głosu dopiero, gdy radni go o to poproszą. Właściwie mogłoby go tam nie być, bo jego obecność na radzie jest zbędna. Coś zatem jest nie tak. Nie uważacie? Nie tak powinien wyglądać porządek rzeczy na sali obrad w trakcie posiedzenia rady gminy.
To, w jaki sposób traktuje się radnych, odzwierciedla stosunek samorządowców z Siedliska do wszystkich mieszkańców gminy. Ci usłużni, pożyteczni, grzeczni mają się dobrze. Lizusy i lizuski – specjaliści od przytakiwania, przyklaskiwania, głaskania, całowania, ciamkania i cmokania nagradzani są pączkami i pizzą. Cała reszta traktowana jest jak konieczne tło lub jak „oszołomy”, które ośmielają się zakłócić błogostan urzędniczej impotencji. Po tym jak w wyborach oddaliście swoje głosy na Strausa i jego pupili nie jesteście wójtowi potrzebni. Zobaczcie jak traktuje naszych przedstawicieli – radnych. Nie wierzycie? Retransmisję obrad sesji rady gminy znajdziecie w internecie. Przekonajcie się sami. Zachęcamy.