jako nieliczni w kraju mamy unikalną możliwość podróżowania w czasie. Wystarczy przejechać kilka kilometrów, by wraz z przekroczeniem rzeki Odra znaleźć się w innej, równoległej rzeczywistości – w świecie przyszłości.
W Nowej Soli wszystko jest jakby bardziej nowoczesne, jakieś inne, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa, jakby pochodziło z fantastycznej krainy jutra, z rzeczywistości, która dopiero nadejdzie. Goszcząc u naszych sąsiadów łatwo się przyzwyczaić do ładnych dróg, ścieżek rowerowych, czystej wody w kranach, oświetlenia nocnego ulicy, nowoczesnej infrastruktury i racjonalnej polityki tamtejszych samorządowców, których decyzje polityczne obliczone są na podniesienie komfortu życia mieszkańców, a nie na interesy wąskich kręgów najbliższych kolesiów. Po pewnym czasie wracamy jednak do naszych domów, do firm, do miejsc w gminie Siedlisko, z którymi jesteśmy związani. Każdy taki powrót, to nowa podróż w czasie. Wracamy do smutnej rzeczywistości końca lat 90 XX w.
Za taki stan rzeczy możemy podziękować Dariuszowi Strausowi, który wójtuje w gminie Siedlisko od dwudziestu lat. Dzięki świadomym i podejmowanym z pełną premedytacją fatalnym w skutkach decyzjom wprowadził naszą gminę w stan hibernacji – uśpienia. Dzięki temu przespaliśmy ważny skok cywilizacyjny, który przy zaangażowaniu funduszy unijnych, dokonał się u naszych sąsiadów.
W poprzednich felietonach opisywaliśmy Wam przekręty z nieruchomościami gminnymi, którymi nasz wójt obibok dysponuje w taki sposób, jakby nie istniały przepisy prawa i nie obowiązywały w gminie zasady praworządności. Dzisiaj opiszemy Wam uchybienia w zakresie polityki fiskalnej, które naszą gminę kosztują pół miliona złotych rocznie.
W cytowanych już przez nas Wystąpieniach Pokontrolnych Regionalnej Izby
Obrachunkowej czytamy: „W zakresie egzekucji dochodów budżetu gminy z
tytułu podatków od nieruchomości, rolnego, leśnego oraz od środków
transportowych kontrolujący stwierdził iż w badanej próbie wobec: 1
podatnika podatku rolnego (osoba prawna) oraz 6 podatników podatku od
nieruchomości i 1 podatnika podatku rolnego (osoba fizyczna) wierzyciel
nie dokonywał systematycznej kontroli terminowości zapłaty należności
pieniężnych. Opóźnienia w przesyłaniu upomnień i wystawianiu tytułów
wykonawczych wyniosły od 31 do 340 dni”. W przekładzie z żargonu
urzędniczego na język bardziej zrozumiały dla ludzi fragment ten
wyglądałby tak: W gminie Siedlisko niektórzy mają bardzo dobrze. Nie
muszą płacić w terminie podatków. Prawdziwym szczęściarzom wysyła się
ponaglenia dopiero po roku czasu – ci to mają najlepiej. A super miło
mają ci, którym gmina umorzy zaległości podatkowe. I nie chodzi tu o
biednych emerytów, staruszków cisnących się w małych izdebkach. Ci
szczęściarze, to duże firmy, to oligarchowie gminni”.
Pisaliśmy Wam
niedawno, że podatki każdy płacić musi. Tylko, że w „małej, ubogiej,
rolniczej gminie Siedlisko” są osoby, które mają w głębokim poważaniu
regulowanie zobowiązań podatkowych przy milczącej aprobacie gminnych
samorządowców. Wyobraźcie sobie, że nie płacicie rachunku za prąd przez
340 dni. Co zrobi dostawca energii elektrycznej? W naszej gminie dzięki
niekompetentnym urzędnikom można zalegać z podatkami przez rok i
dopiero po roku wybrańcom wysłane zostanie upomnienie z gminy. Co to
znaczy? To znaczy mniej więcej tyle, że szczęściarze dzięki
przychylności gminnych urzędasów z wójtem na czele mają darmowy,
nieoprocentowany kredyt, którego przy odrobinie szczęścia nie będą
musieli spłacać, gdyż zostanie on umorzony pod warunkiem, że
szczęściarze przez cały rok będą się uśmiechali ładnie do pana wójta.
Listę umorzeń podatku możemy od czasu do czasu zobaczyć na tablicy
ogłoszeń w Urzędzie Gminy. Zachęcamy do lektury.
O jakich kwotach mowa? W 2017 r. łączne zaległości podatkowe wynosiły 527.751,68 zł. Rok wcześniej była to kwota 523.489,28 zł. Jak wynika z rocznych sprawozdań budżetowych w zakresie uszczęśliwiania gminnych oligarchów mamy tendencję zwyżkową. W tym czasie kiedy gminni oligarchowie cieszą się przywilejem zwolnień podatkowych zwykłych mieszkańców gminy karmi się bajeczkami o „małej, biednej, rolniczej gminie” oraz o „zaradnym wójcie, który chciałby więcej, ale ograniczają go możliwości finansowe”.
A propos, czy zwróciliście uwagę, że frazy o „małej, biednej, rolniczej gminie, w której chciałoby się więcej ale….” nasz wójt powtarza przy okazji każdej publicznej wypowiedzi? Czy to w radio, czy w wywiadach w prasie. Nawet na sesjach rady gminy powtarza wyuczony przed dwudziestu laty na pamięć wierszyk. Może najwyższa pora, żeby zamiast opowiadać bajeczki nasz amerykański wójt Dariusz Straus pozbył się wadliwego kalkulatora z Chin i nauczył się liczyć. Pół miliona niewykorzystanych środków, to sporo pieniędzy, którymi nie uda zmienić się całej gminy, ale na dobry początek na pewno wystarczy.