Drodzy Mieszkańcy,
23 lata żyliśmy w iluzji tworzonej przez nieudolnego wójta o tym, że Siedlisko jest małą, rolniczą, biedną gminą. Ile to razy wysłuchiwaliśmy zapewnień wójta Darka Strausa o tym, że chciałby zrobić więcej, ale „piniążków” brak? Straus zawsze kreował się na zaradnego i pracowitego gospodarza, który musi zmagać się z przeciwnościami losu. Jedną z nich jest np. złośliwa bakteria kałowa, która zadomowiła się w siedliskowych wodociągach, sprawiając że gminna kranówka nie nadaje się do picia. Złośliwe żyjątko, nie zważając na remont hydroforni oraz zapewniania wójta, że w Siedlisku płynie „woda kryształ” dalej zatruwa wodę pitną na tyle skutecznie, że Alan Drozdowski, kierownik gminnego SZB, rozkłada bezradnie ręce i radzi, żeby gminną wodę przed użyciem zagotować. W jego mniemaniu obróbka termiczna kranówki przed konsumpcją, to standard stosowany powszechnie w nowoczesnym świecie. Nie wierzycie? Myślicie, że żartujemy? Uważacie, że żaden urzędnik nie może być aż takim ignorantem, żeby coś takiego wyprodukować przy użyciu aparatu gębowego? My też nie, dopóki nie przeczytaliśmy wywiadu, którego udzielił Alan redaktorowi lokalnej gazetki. W tym zakresie mądrość Alana należy zacytować expressis verbis – czyli wprost – bowiem zasługuje ona na zaszczytne miejsce w panteonie urzędniczych nonsensów, które wykluły się w Siedlisku. Oto, co powiedział: „Jak sobie tak rozmawiamy, to powiem, że generalnie w tych czasach chyba nikt surowej wody nie pije. Kiedyś tak było. Ja uważam, że gotowanie wody w tych czasach mieszkańcom chyba nie utrudnia życia”. W tym miejscu chcemy poinformować pana Alana, że nie tylko dorównał swojemu przełożonemu wójtowi-nieudacznikowi w autokompromitacji czyli tzw. samozaoraniu, ale że jest zupełnie odwrotnie niż twierdzi. Otóż współczesnym standardem nowoczesnego świata jest to, że wodę pije się wprost z kranu. Do tego zachęcają nie tylko w Nowym Jorku – proszę zapytać Darka, on był kiedyś przypadkiem w Ameryce i powinien pamiętać, że tam nie tylko kowboje piją wodę prosto z kranów. Także w większości miast i wsi w Polsce samorządy zachęcają do picia wody bezpośrednio z kranów.
Moglibyśmy w tym momencie wieszać psy na biednego kierownika SZB, ale zastanówmy się czy warto poniewierać psiaki? Alan Drozdowski pracuje w gminie Siedlisko zaledwie kilkanaście miesięcy. To za mało, by zmierzyć się z problemem zaniedbanej infrastruktury, za której fatalny stan odpowiedzialny jest tylko i wyłącznie Dariusz Straus, którego nieudolność i niezaradność ma charakter wręcz podręcznikowy. To, że nie możemy napić się wody z kranu nie jest sprawką magicznych sił. To skutek nieudolności Strausa. Jeden z mieszkańców, Mirek Szwalski pyta: „Ile to już lat mamy tego wójta? 25 lat chyba będzie? Czy można było przez te lata zrobić wodociągi i kanalizację? Można było, tylko trzeba mieć pomysł, wizję rozwoju, mądrych radnych i nie wydawać pieniędzy na pierdoły. Nie rozumiem tych wszystkich, co na nich głosują. Jak ich nazwać?”. Trudno odmówić racji Mirkowi. Straus wygniata fotel w gabinecie wójta już trzecią dekadę. Przeżył w nim młodość i zdążył się zestarzeć, pobierając przy tym pensję zbliżoną do tej, którą pobiera prezydent Warszawy, Wrocławia czy Poznania. Patrząc na gminę Siedlisko z perspektywy czasu trudno oprzeć się wrażeniu, że nasza gmina traktowana była przez wójta jak dojna krowa, a w najlepszym wypadku jak bankomat. Cenne gminne nieruchomości zostały wyprzedane za grosze, a wójt przez te dwie dekady zarobił kilka milionów złotych z tytułu pobranego wynagrodzenia. I za co? Za to, że w XXI wieku nie możemy napić się wody z kranu? Za to, że nie możemy wykąpać dzieci bez narażania ich na rozstrój jelit?
Niekompetencja i nieudolność Strausa na nasze nieszczęście nie ogranicza się tylko do gospodarki wodno-ściekowej. Wszyscy pamiętają wywiad, którego udzielił nasz wójt w 2016 r., kiedy to pochwalił się likwidowaniem karier konkurentów politycznych oraz tym, jak mścił się na mieszkańcach Borowca, którzy solidarnie poprali jego kontrkandydata w wyborach samorządowych. W tym samym wywiadzie Darek ogłosił masowe wyłapywanie tzw. „oszołomów” w celu wywiezienia ich za granicę gminy, po to żeby pozbyć się konkurentów do tronu. Oprócz tych jakże skandalicznych wypowiedzi, znajduje się też taka, w której Straus zapewnia o swoim długoletnim samorządowym doświadczeniu. Zapytany przez redaktora czy przymierza się do kolejnej kadencji Darek Straus odpowiedział: „Powiem tak, szkoły na wójta nie ma, tu liczy się doświadczenie. A ja doświadczenie mam.”(Gazeta Regionalna, 2016 r.). Ale zastanówmy się, czy faktycznie naszą gminą rządzi doświadczony i skuteczny samorządowiec? Czy może tylko osobnik, który opanował technikę utrzymywania się na stołku?
Przyjrzyjmy się działaniom wójta z ostatnich tygodni. Straus przegrywa proces, który wytoczył cepeeniarzowi. Dziesiątki tysięcy z gminnej kasy, które przeznaczył na finansowanie prywatnych fanaberii poszły w błoto. Kolejny proces przed Sądem wójt-nieudacznik przegrał z Zenkiem Libnerem. O tym dowiadujemy się z ostatnich doniesień prasowych. Sądowe porażki zostaną sfinansowane znowu z budżetu gminy. Gdybyśmy podsumowali, to okazałoby się że tylko w tych dwóch rozprawach, przeciwko cepeeniarzowi i panu Zenkowi, wójt gminy Siedlisko w Sądzie spędził prawie miesiąc czasu. Czy nie jest to marnotrawstwo czasu, za który mu płacimy? Czy po to wybieraliśmy wójta, żeby on teraz wysiadywał ławki w korytarzach sądowych?
Jednak to nie włóczenie się po sądach jest głównym problemem nieudolnego wójta. Okazuje się, że nie cepeeniarz ani inny tzw. „oszołom” (tak wójt określa przeciwników politycznych) ale zwykła, codzienna urzędnicza rutyna jest największą zmorą Dariusza Strausa. Niekompetentny wójt błądzi w urzędowych pismach i procedurach niczym dziecko we mgle, a sam budynek urzędu gminy wydaje się być dlań labiryntem luster, z którego od 23 lat nie potrafi znaleźć drogi wyjścia.
Dowodem potwierdzającym taki stan rzeczy są ostatnio opublikowane dokumenty, które dotyczą różnych spraw. Pierwszy dokument, który już opisywaliśmy, to decyzja o unieważnieniu przetargu na budowę drogi gminnej. Przetarg wójt unieważnił, ponieważ gmina – czyli on sam – wadliwie sformułował ogłoszenie o przetargu. Z podziwu godną precyzją wypunktował własne błędy, piętnując własną, urzędniczą niekompetencję. Jak sam zauważył, przez to, że: „nie opisał w sposób jednoznaczny i wyczerpujący” przedmiotu zamówienia, oferenci mogli zostać wprowadzeni w błąd.
Drugi dokument, który obnaża urzędniczą niekompetencję i ignorancję Strausa dotyczy petycji w sprawie budowy masztu GSM na terenie gminy. Okazuje się, że w urzędniczym dokumencie – co przyznał sam wójt – pomylono numery działek, na których miał być posadowiony ów maszt. Owo „uchybienie, przeoczenie, niedopatrzenie” tym razem Darek nazwał „błędem pisarskim”.
Czy zmiana numerów nieruchomości w oficjalnych dokumentach urzędowych może być błędem pisarskim? Jakie miałyby skutki tego rodzaju błędy, gdyby nasz superdoświadczony wójt pracował w Sądzie, w dziale Ksiąg Wieczystych? Łatwo sobie wyobrazić jak fatalne konsekwencje miałaby taka nieudolność Strausa w innych obszarach. „Błędny numer działki, to nie jest błąd pisarski tylko merytoryczny. Numer działki jest desygnatem konkretnej powierzchni gruntu z wszelkimi wynikającymi z tego konsekwencjami w aspekcie przepisów prawa. Po 23 latach pełnienia funkcji wójta wypadałoby to wiedzieć.” – słusznie zauważa Sylwia Maciejewska.
Następny dokument, który, powinien dać do myślenia wszystkim, którzy ślepo wierzą w zdolności Strausa, to kolejne unieważnienie. Tym razem dotyczy przetargu na udzielenie kredytu w wysokości prawie 3 milionów 300 tysięcy, by spłacić stare długi gminy. Przetarg unieważniono, ponieważ – i tu cytujemy: „na skutek problemów technicznych ogłoszenie nie zostało prawidłowo opublikowane”.
Jak widzimy do repertuaru znanych wymówek jak „uchybienie, przeoczenie i niedopatrzenie” dołączyły nowe. Czy „błędy pisarskie” oraz „usterki techniczne” zagoszczą na stałe w siedliskowej biurokracji i z jakim skutkiem? Czy swobodne i niezobowiązujące traktowanie numerów nieruchomości w pismach urzędowych będzie miało jakieś realne konsekwencje dla nas, zwykłych mieszkańców? Czas pokaże. Jedno jest pewne – w tym samym czasie, kiedy w Siedlisku wójt wraz z urzędaskami testują na żywej materii „błędy pisarskie” i „usterki techniczne”, nasi sąsiedzi zza Odry cieszą się nowymi inwestycjami.
Pozdrawiam
Paweł P.
To prawda, umorzenia podatków to temat – morze i kolejne przekręty wójta, aby kolesiom było lepiej i pozyskanie wiernych sługusów, a reszta mieszkańców niech płaci. Jaki np kataklizm dotknął Fijoła, powódź, susza czy pożar aby mu umorzyć podatek ?
Podczas ostatniej awarii koło sklepu trzynastka okazało się, że woda do naszych kranów płynie w rurach z azbestu. Mieli kłopot z naprawą bo te rury sa kruche i trudno je połączyć z używanymi współcześnie rurami pvc. Tu w gminie nikt nie wie którędy biegną rury i z czego są zrobione bo nikt nie zrobił planów sieci wodociagowej a całą wiedzę zabrał do grobu Pan Czekalski.
Uśmiałam się, z porównania, że Gmina to labirynt a wójt nie zna drogi wyjścia. Woda w Siedlisku może zawierać gorsze rzeczy niż tylko bakteria coli. Bakteria jest tylko przykrywką
nie czytają? co za obłudnicy. pod dino czy pod biedronką dyskusje tylko o felietonach ale nikt nie czyta, ta, jasne. a w kolejkach do kasy to ludzie głośno mówią o tym co Pazdrowski pisał w felietonie. ci co najgłośniej krytykują felietony najbardziej je czytają.
Śledzę od początku felietony. Są ciekawe. Moi znajomi mówią, że przestali czytać bo tematy się powtarzają. Może warto poszukać czegoś
świeżego? Nie pamiętam aby był poruszony temat umorzeń które wójt stosuje od lat. Wiem, że są osoby, gospodarze, firmy którym świetnie się wiodło i wiedzie a jednak skirzystali i korzystają z umorzenia. Umorzenia to całkiem spora suma która ucieka z budżetu gminy.