Drodzy Mieszkańcy,
w zeszłotygodniowym felietonie poruszyliśmy kwestię absurdalnej polityki finansowej firmowanej i wdrażanej przez nieudolnego wójta i jego popleczników. Poddaliśmy także pod rozwagę następującą myśl: „Jak to się dzieje, że radni, mieszkańcy naszej gminy, na co dzień rezolutni i roztropni, oszczędni i gospodarni, myślący i zaradni, w trakcie głosowań projektów uchwał opowiadają się za przyjęciem rozwiązań ekonomicznych, które pogrążają Siedlisko na dekady w odmętach długów, odsetek i zobowiązań kredytowych?”. Myśl tę warto rozszerzyć. Należy spróbować znaleźć odpowiedź także na inne pytania. Po pierwsze: Co takiego musi się wydarzyć, by ktoś, kto stroniąc od łatwego w dzisiejszych czasach ale nierozsądnego, życia na kredyt, potrafi wyżyć z miesięcznej pensji, jednakowoż w trakcie posiedzeń sesji rady gminy głosuje za zaciągnięciem wielomilionowych długów przeznaczonych na tzw. przejadanie? Czy jest różnica między osobą prywatną, a osobą publiczną, jeżeli chodzi o sposób gospodarowania pieniędzmi? Czy osoba prywatna inaczej wydaje własne środki niż jako osoba publiczna fundusze budżetowe? Jak gospodaruje pieniędzmi osoba prywatna, która jednocześnie piastuje funkcje publiczne? I wreszcie – jakie procesy muszą zajść w umyśle i jakie reakcje chemiczne w mózgach, by z rezolutnego, oszczędnego i gospodarnego w życiu prywatnym człowieka zrobić ubezwłasnowolnioną maszynkę do głosowania, która podpisze się pod każdym finansowym absurdem, na który prywatnie nigdy by się nie zdecydowała?
W poszukiwaniu odpowiedzi na powyższe pytania wzięliśmy pod lupę oświadczenia majątkowe radnych gminy i niektórych pracowników urzędu gminy Siedlisko, rządzonej przez najbardziej doświadczonego z doświadczonych, najbardziej utalentowanego z utalentowanych, elokwentnego i „erudytnego” wójta Dariusza Strausa. Skoro o Darku mowa, to zacznijmy od naszego mistrza samorządności.
Wójt gminy Siedlisko w życiu prywatnym – co może budzić zdziwienie popierających go radnych – nie jest aż tak niegospodarny i nieroztropny jak w życiu publicznym. Straus potrafi rezolutnie gospodarować w ramach miesięcznych dochodów. Ba! Nawet poczynił pewne oszczędności. Jednym słowem – wójt nie żyje na kredyt. Jako osoba prywatna Daruś nie ma żadnych długów. Żadnych! Jest to o tyle zaskakujące, że prowadząc podwójne życie musi utrzymać nie tylko dwa gospodarstwa domowe – w Siedlisku i w Bytomiu Odrzańskim, ale też dwie babeczki, które ma na utrzymaniu: oficjalną małżonkę i jej zastępczynię. Do tego dochodzą wydatki na małą córeczkę, którą powiła mu oficjalna zastępczyni małżonki; wykarmić trzy konie, stado papug, zatankować i ubezpieczyć dwa auta itp. Mimo sporego przychówku Darkowi udało się nie tylko nie popaść w długi, ale co więcej – był tak gospodarny i zaradny, że udało mu się w tychże okolicznościach trochę uciułać do tzw. skarpety. Wójt gminy Siedlisko ma 35.000 zł na koncie oszczędnościowym. Ktoś mógłby zadać pytanie – jak to możliwe? Jakim cudem, żyjący na dwa domy mężczyzna może jeszcze mieć oszczędności? Otóż odpowiedź jest prosta – demokratyczną decyzją woli większości radnych Darek ma jedno z najwyższych uposażeń w regionie. W zeszłym roku z wynagrodzeń za fuchę w gminie przytulił okrągłą sumkę 131.684 zł. Nieźle! Tylko pogratulować. Za tak niską efektywność w pracy, tak wysokie wynagrodzenie, to góra szmalu!
Zaradny Darek, potrafiący jak nikt zadbać o wysokość swoich zarobków w gminie, jako wójt przygotowuje projekty uchwał. Rzecz jasna nie robi tego samodzielnie. Ma do dyspozycji cały sztab ludzi, którzy znają się na cyferkach i liczbach. Jedną z nich – przynajmniej w teorii – jest Skarbnik gminy, Bernadetta Szczepańska. Ci, którzy oglądali relację z ostatniego posiedzenia rady gminy mogli doświadczyć profesjonalizmu pani Szczepańskiej. W trakcie rzeczowej polemiki z radną Małgorzatą Oryszewską tłumaczyła dlaczego gmina zaciąga nowy wielomilionowy dług. O ile apele i prośby Gosi Oryszewskiej, która na co dzień zajmuje się rachunkowością, by bardziej racjonalnie prowadzić politykę finansową, wydają się przekonujące, tak wyjaśnienia gminnej skarbniczki już takie nie są. Dlaczego najważniejsza w gminie osoba, odpowiedzialna za budżet i finanse, z taką lekkością pozytywnie opiniuje projekt szkodliwej dla budżetu gminy uchwały? Spójrzmy na oświadczenie majątkowe gminnej Skarbniczki. Pani Benia zdołała zaoszczędzić 10.691 zł, ale za to ma sporo długów do spłacenia – w tym jeden we frankach szwajcarskich. Jak wiemy branie kredytów w frankach szwajcarskich było onegdaj bardzo modne. Każdy bank polecał tę formę kredytu hipotecznego. Ale każdy, kto interesuje się choć trochę regułami rządzącymi rynkiem finansowym – a taką powinna być skarbniczka gminna – wie, że kredyty należy zaciągać TYLKO w tych walutach, w których się zarabia pieniądze. Zaciąganie kredytów we frankach szwajcarskich, czy też w innych walutach obcych, gdy zarabia się w złotówkach, obciążone jest bardzo wysokim ryzykiem związanym z wahaniem kursów walut. O tym przekonali się wszyscy tzw. frankowicze, do których grona zalicza się gminna skarbniczka. Okazało się, że na skutek wzrostu kursu franka szwajcarskiego, ich kredyty wielokrotnie zdrożały i nierzadko w dniu dzisiejszym długi frankowiczów przekraczają wartości nieruchomości, którymi finansowano ich zakup. Ale jak widać gminna skarbniczka, mimo eksperckiej wiedzy z zakresu ekonomii jaką niewątpliwie posiada, nie ustrzegła się przed wpadnięciem w pułapkę finansową tzw. przewalutowania, w której pogrążyli się wszyscy frankowicze. To daje pewne wyobrażenie na temat jej kompetencji w zakresie ekonomii i zarządzania pieniądzem. Oprócz kredytu we frankach szwajcarskich pani Szczepańska ma jeszcze kredyt konsumpcyjny w wysokości ponad 62.000 zł. Czyli jak widzimy, życie na kredyt i konsumowanie pieniędzy zamiast ich inwestowanie nie są pani Skarbnik obce.
Drugą, po pani Skarbnik personą, która bezpośrednio odpowiedzialna jest za kondycję gminy jest pani Sekretarz – Maria Miśkiewicz. Swoją karierę w gminie Siedlisko pani Mania zaczęła od znajomości szkolnej z Darkiem Strausem. Razem uczęszczali do szkoły rolniczej w Nowym Miasteczku a później na studia w Akademii Rolniczej, z tą różnicą, że Mańka ją ukończyła z tytułem magistra, a Daruś nie. No, ale to nie ona, ale Daruś został wójtem i to ona jest szczeblem niższym, a on szczeblem wyższym – nie na odwrót. Oprócz tego, sekretarzyca nie ma powodów do narzekań. Ma u nas jak przysłowiowy pączek w maśle. Na pierwszym koncie uzbierała – 9.318 zł, na drugim 2.400 zł. W walutach obcych pani Miśkiewicz postawiła na stare, sprawdzone dolary amerykańskie. Tych uciułała równo 3.000 $. Czy z tych środków sfinansuje wycieczkę do USA, śladem Dariusza, by poznać te wszystkie uczelnie, które uczyniły z prostego chłopaka z Siedliska geniusza samorządowości, by odkryć istotę owego fenomenu? Wszak utrzymać się prawie ćwierć wieku w siodle…pardon, chodziło o fotel wójta rzecz jasna, to nie lada sztuka. Kredytów pani Miśkiewicz ma dwa. Pierwszy na 52.085 zł i drugi 24.000 zł. Nie musi się jednak martwić ich spłacaniem, bo w „małej, ubogiej, rolniczej gminie” ma ciepłą posadkę, i co miesiąc, z zegarmistrzowską precyzją na jej konto spływa suta wypłata. W zeszłym roku uzbierało się tego 121.308 zł – tylko dziesięć tysięcy mniej niż Daruś. Wystarczy na raty i na egzotyczne wycieczki do ciepłych krajów.
Przejdźmy teraz do radnych gminy, którzy głosowali za zaciągnięciem kolosalnego długu. Sprawdźmy czy w życiu prywatnym także głoszą filozofię życia na kredyt.
Przewodnicząca rady gminy, wuefistka Gosia Chilicka, która ostatnio zasłynęła ze skutecznego kneblowania opozycji w gminie, ma trzy rachunki bieżące. Na pierwszym zgromadziła 839 zł, na drugim 28 zł, na trzecim 4.309 zł. Pani od wuefu ma także trzy konta oszczędnościowe – na pierwszym uciułała 82.622 zł, na drugim 21.150 zł i na trzecim rachunku w walucie obcej Gosia ma 650 EUR. Pani Chilicka nie może się cieszyć takim komfortem życia jak wójt Dariusz, bo ma długi. Do spłacenia ma 106.665 zł. kredytu, który wzięła w banku. W normalnych warunkach taka kwota spędzałyby sen z powiek nauczycielki. Wszak Minister Edukacji nie spieszy się z podniesieniem uposażeń nauczycieli. Jednak Gosia nie musi się martwić o spłatę. Jako przewodnicząca rady w zeszłym roku przytuliła okrągłą sumkę 14.400 zł – na ratę kredytu z odsetkami wystarczy aż nadto.
Jej zastępca gajowy-wyłuszczacz Rysiuniusiuniu na koncie oszczędnościowym uzbierał prawie tyle, co wójt – 34.451 zł. W odróżnieniu od swojego mistrza i mentora, Rysiu ma jednak spore zadłużenie, które dorównuje jego oszczędnościom. Gajowy Kieczur ma ponad 36.000 zł kredytu w banku, który na spółkę z małżonką dzielnie spłacają. Jednak w ogólnym bilansie Rysiu Kieczur wychodzi na zero, długi i oszczędności w jego przypadku się równoważą, powodów do zmartwień mieć nie musi.
Jeżeli chodzi o pozostałych radnych zjednoczonych wspólnym mianownikiem miłości do niegospodarnego wójta i siły kontynuacji sprawa z kredytami wygląda następująco:
Justyna Bereś – ma 4.055 zł oszczędności na rachunku bieżącym. Na lokacie ma 5.659 zł. Kredytów brak.
Mateusz Brodzik – ma 4.000 zł oszczędności i 263.766 zł kredytu na mieszkanie. Trzeba to jakoś spłacić, zatem nie dziwmy się, że Mateusz w trakcie wieczoru wyborczego uczył się techniki ściskania wójta na prywatnej, zamkniętej imprezce, którą Daruś zorganizował dla kolesi w urzędzie gminy, w gabinecie wójta.
Janina Gielec – w chwili złożenia zeznania na koncie bankowym miała 182 zł. Szału nie ma, ale Janina nie ma też żadnych kredytów. Jak widać gminna „ręcistka” (tak o sobie pisze w oświadczeniu pani Gielec) potrafi gospodarować się rentą. W ubiegłym roku było tego 15.403 zł. Niby nie jest dużo, ale za to z fuchy radnej i sołtysowej dostała okrągłą sumkę 9.800 zł. Gdy do tego doliczymy 1.307 zł za tzw. inkaso uzbiera się prawie druga renta. Cóż za gospodarność i jaka przedsiębiorczość! 15 tysięcy renty i 11 tysięcy z fuchy radnej i sołtysowej! Jak widać opłaca się być pupilem władzy w „małej, ubogiej, gminie”.
Innym przypadkiem, potwierdzającym, że wójta Darka Strausa warto ślepo kochać i bezkrytycznie wspierać w każdym, nawet największym absurdzie, jest radna Pawlakowa. Bronisława Pawlak ma 1.757 zł oszczędności na rachunku bankowym. Kredytu nie ma. W zeszłym roku dostała 20.386 zł. emerytury, ale z diety radnej i sołtyski połowę z tego – okrągłą sumkę 10.070 zł. Do tego doliczyć należy inkaso w wysokości 4.086 zł. Tym sposobem zaradna Bronia w zeszłym roku przytuliła 20 tysięcy renty i 15 tysięcy za fuchę w gminie! Żyć nie umierać! Jak w takich okolicznościach nie kochać wójta?
Paweł Pabisz – żadnych oszczędności, żadnych środków na rachunku bankowym – nic. Kredytów też nie ma. Ale pracuje w KGHM, gdzie zarabia 108.633 zł i groszową w porównaniu z zarobkami dietę 1700 zł. To jednak nie przeszkadza mu popierać nieudolnego wójta.
Marcin Swobodzian – na koncie ma 8.479 zł oszczędności i kredyt konsumpcyjny w wysokości 34.877 zł. W tych warunkach mikroekonomicznych trudno się dziwić, że radny Swobodzian z ochotą przyjmuje od wójta zaproszenia na urzędową pizzę, serwowaną po sesjach absolutoryjnych.
Przemysław Wesołowski – zgromadził 31.619 zł oszczędności, ale ma też kilka kredytów. Pierwszy to: 69.214 zł i drugi 51.994 zł.
Anna Zboralska – uciułała na koncie oszczędnościowym niewiele, całe 872 zł. Ma za to sporą kwotę odłożoną na lokacie. Jest to 34.164 zł. Nie ma żadnych pożyczek ani kredytów, może spać spokojnie.
Jak widzimy oprócz Chilickiej, Pawlakowej i Gielcowej, których budżety prywatne mocno uzależnione są od tego, co otrzymują za fuchę w gminie, reszta prowójtowych radnych, którzy głosują za systematycznym zadłużaniem gminy, jako osoby prywatne, całkiem dobrze radzą sobie prywatnymi finansami. Tym bardziej dziwić się należy, że te same osoby jako radni przegłosowują nowe kredyty, które wójt zaciąga, by pokrywać stare długi i finansować działalność bieżącą gminy. Zwróćmy uwagę także na fakt, że najbardziej betonowe z betonowych kontynuatorek – radna Pawlakowa i radna Gielcowa prywatnie nie mają żadnych długów ani też żadnych kredytów w bankach! Na co dzień potrafią gospodarować się tym, co mają. Co więcej – epatując miłością do urzędującego wójta, popierając jego absurdalne projekty uchwał, robią świetny biznes. Dzięki temu dorabiają do domowych budżetów całkiem sporą sumkę. Gdyby były tak krytyczne jak radni opozycji: Ania Gajewska, Sławek Pokusa, Gosia Oryszewska i Stasiu Sawicz, to czy miałyby szanse na taki zastrzyk do budżetu domowego z gminnej kasy? Na to pytanie znamy odpowiedź.
Pozdrawiam
Paweł P.
Dziwne to, że prowójtowi radni, swoje pieniądze umieją liczyć i wydawać, ale jeśli chodzi o społeczne to umiaru nie ma. Doświadczone i wiekowe radne powinny być przykładem dla młodszych radnych i uczyć jak gospodarować funduszami społecznymi, a nie ślepo popierać idiotyczne i śmieszne pomysły tego wójta i niewydarzonej skarbniczki. Co powiedzą wyborcom, kiedy przyjdzie czas rozliczyć się przed społeczeństwem. A może czas odejść i nie kompromitować się, zwłaszcza, kiedy ma się problem z pisaniem i czytaniem.
teraz już wiadomo dlaczego dwie sołtyski takk bronią wójta i nie dają na niego złego słowa powiedzieć. ale Gośce to się dziwię. Dziewczyna młoda jeszcze, wykształcona. Nie pasuje do tego zaciemnienia umysłowego i obłudy prowójtowych radnych.
Jestem zdziwiona ilością kredytów urzędników gminnych. Mają po 10 tys.miesiecznie i po dwa kredyty. Dlatego stołków sie tak trzymają. Co do naszego wąsiastego te oszczędności to dla oświadczenia majątkowego dla picu. Rzetelny felieton.