Zwolnienia w urzędzie

Drodzy Mieszkańcy, 

podobnie jak polityczny beton siły kontynuacji w radzie gminy, tak bastion nepotyzmu w urzędzie gminy zaczyna się pomału kruszyć. Nie uwierzycie, ale córka kuzynki wójta – Ania Rojek, która w urzędzie zajmowała się planowaniem przestrzennym, budownictwem, ochroną dóbr kultury i rolnictwem zwolniła się z pracy. Czy to nie dziwne, że najwierniejsza z wiernych urzędniczek, która zwracała się do swojego przełożonego wójta per „wujku” właśnie teraz rzuciła papierami i zmieniła pracę? 

Ania Rojek nie była jakimś tam zwykłym pracownikiem gminnym. To dzięki niej możliwa była sprzedaż luksusowo wyposażonej tzw. działki koniarzy za grosze rodzince wójta. Przypomnijmy – rzeczoznawca, który przygotował wycenę działki wycenił ją jako kawałek pastwiska bez dostępu do drogi publicznej. W chwili, której dokonano wyceny, na działce koniarzy nie było ani wiat, ani padoku, ani kącika z grillem itp. Tych elementów infrastruktury nie ujęto w operacie szacunkowym, ponieważ ich nie było. Jednakże po tym, jak rzeczoznawca sobie poszedł, niezwykle przedsiębiorczy wójt za gminne pieniądze i przy zaangażowaniu pracowników SZB luksusowo zabudował działeczkę i tak się jakoś złożyło, że szczęśliwym zbiegiem okoliczności nieruchomość nabył synek kuzyna Darka Strausa. Czy to nie dziwny zbieg okoliczności? Oczywiście rodzinka kupiła działkę wg starej wyceny, która nie uwzględniała nowych zabudowań i całej rekreacyjnej infrastruktury. Stało się to dzięki „przeoczeniu” gminnej urzędniczki – w tym przypadku mowa o Ani Rojek, która będąc zatrudniona jako specjalistka w zakresie gospodarowania nieruchomościami, powinna wiedzieć, że w przypadku, gdy w okresie między wyceną a sprzedażą nieruchomości pojawiły się działce elementy infrastruktury zwiększające jej wartość, powinna być wykonana nowa wycena. Urzędniczka ten obowiązek ustawowy „przeoczyła”. Tego nie zrobiła. Dzięki temu rodzina mogła kupić gustownie urządzoną za gminną kasę nieruchomość za grosze.

My, mieszkańcy możemy z oddali, zza ogrodzenia podziwiać jak się gminna elita władzy bawi. Możemy podziwiać wiejską odmianę realizacji programu „Rodzina na swoim” w rozumieniu wójta i jego rodzinki. 



Obserwując Darka w kowbojskim kapeluszu i krótkich spodenkach, jak radośnie kopie w piłkę z rodzinką, na działeczce, którą wcześniej urządził za gminne pieniądze można zapomnieć siedliskowych bolączkach. O brudnej wodzie płynącej w gminnych instalacjach i o ściekach zrzucanych z oczyszczalni gminnej wprost do Odry. Podziwiając tę sielską scenkę rodzajową, chciałoby się zapomnieć o wszystkich problemach i głębokim zacofaniu gminy względem regionu, w szczególności o nieudolności wójta i jego ekipy. Ale przypomnijcie sobie kadr, przedstawiający wiadra ustawione na parkiecie bielawskiej hali sportowej, który opublikowaliśmy w ostatnim felietonie. Pamiętacie ten żałosny i wołający o pomstę do nieba widok? Porównajcie go z obrazem działki koniarzy. Czar pryska. Mamy doskonałe porównanie, widzimy jak Darek zadbał o mienie gminne tuż przed tym zanim zostało sprzedane rodzince i to, w jakim stanie pozostawi po sobie nieruchomości gminne, których rodzinka przejąć nie może. 


Skąd taka różnica w podejściu? Przecież w publicznych wypowiedziach wójta powtarzają się zaimki - „moja gmina”; „moi mieszkańcy”. Dlaczego Darek Straus w sposób skrajnie niedbały traktuje majątek gminny? Dlaczego inwestuje w łąkę, po której biegają konie, a nie w parkiet, po którym biegają dzieci? Czy konie w gminie Siedlisko są ważniejsze dla Strausa niż nasze dzieci? Za te pieniądze, które wójt wydał na zagospodarowanie działki koniarzy bez problemu można było wykonać remont parkietu bielawskiej hali sportowej. Oprócz niegospodarności wójta porażająca jest tu także nieudolność dyrektora szkoły w Bielawach oraz bierność grona pedagogicznego. Kilkanaście dziur w dachu nie powstało z dnia na dzień i naraz! Ten dach niszczał latami. Czy i jak to w ogóle jest możliwe, że osoby odpowiedzialne za wychowanie i kształcenie naszych dzieci godziły się aby przez lata bielawskie pociechy ćwiczyły w strugach deszczu lejącego się z podziurawionego niczym sito dachu? Doprawdy, chabety na działce koniarzy mają lepsze warunki niż dzieci na lekcjach wuefu w Bielawach. 

Niegospodarność i nieudolność oraz polityka oparta o nepotyzm i kolesiostwo kończy się za każdym razem tak samo – upadkiem, zacofaniem i demoralizacją. Taki stan nie może trwać w nieskończoność. Gmina Siedlisko zaczęła się budzić. Co chwilę pojawiają się nowe głosy, domagające się od wójta większej aktywności w pozyskiwaniu funduszy zewnętrznych. Niemal na każdym posiedzeniu sesji rady gminy radni opozycji – Ania Gajewska, Stasiu Sawicz i Sławek Pokusa stawiają wójt w ogniu niewygodnych pytań. Póki co Straus używa ciągle tych samych wymówek. Powtarza: „Zapraszam do gabinetu, pokażę wszystkie dokumenty” lub „odpowiem na piśmie”. Ale nawet Straus wie, że na dłuższą metę nie uda mu się własnej nieudolności ukryć w tak naiwny sposób. Oprócz głosu radnych opozycji w przestrzeni publicznej nieróbstwo i nieudaczność wójta krytykowana jest też przez osoby prywatne. Na tym polu szczególnie wyróżnia się Roksana Cios-Korotyszewska. Jej głos jest głosem młodego pokolenia, które widzi jak bardzo marnotrawiony jest potencjał naszej gminy. Straus ściągnął Siedlisko na dno. W rankingach zajmujemy ostatnie miejsca. Smutek jest tym większy, gdy uświadomimy sobie, że jeszcze 23 lata temu gmina Siedlisko należała do liderów regionu. Zanim w Nowej Soli pojawił się Wadim Tyszkiewicz i pomysły na wybudowanie nowoczesnej infrastruktury edukacyjnej, taka w Siedlisku była budowana. Roksana widzi jak bardzo w ostatnich dekadach uwstecznione zostało Siedlisko. Jest to wyłączną winą wójta i jego ekipy kontynuatorów. Roksana nie tylko to widzi, ale nie boi się tego głośno mówić.

 Jak na krytykę młodego pokolenia  zareagowali wójt i jego betonowi kontynuatorzy? Tak jak zwykle – groźbami sądowymi. W tej chwili nieudolny wójcina nasłał na Roksanę gminnych prawników. Rozpoczęła się zwykła, urzędniczo-prawnicza szczujnia, do której zresztą Straus nas zdążył przyzwyczaić. Takie działanie Strausa ma jeden cel – zakneblować, uciszyć, stłumić krytykę władzy!

Czy Roksana przestraszy się pohukiwań kiepskiego gospodarza, ubranych w prawniczy żargon pisemek wysyłanych za potwierdzeniem odbioru? Wątpliwe. W żyłach tej młodej, zaangażowanej dziewczyny płynie krew jej dziadka. Mieszkańcy Siedliska znają bardzo dobrze pana Józka Ryczyńskiego – sołtysa Siedliska. Doradził każdemu, każdemu pomógł. Na stanowisku był 40 lat. Ludzie nie bali się go, ufali mu. Józek znany był z tego, że potrafił rozwiązać każdy problem i nie odmawiał nikomu ani pomocy, ani towarzystwa do kieliszka. Był wszędzie tam, gdzie byli ludzie i ich problemy. Należał do pokolenia, które miało zasady i wierzyło w nie. W Siedlisku na Józka nikt dzisiaj nie powie złego słowa. Był prawdziwym sołtysem a także wielkim i oddanym działaczem Straży Pożarnej. Nie robił kariery przez – ujmując rzecz kolokwialnie -  podlizywanie się wójtowi. Po prostu był blisko ludzi i ludzkich spraw. Przekonaliśmy się o tym w 1997 r. W czasie powodzi Józek Ryczyński nie spał, nie odpoczywał. Dzień i noc, gdy szła wielka woda, pomagał. Stał na straży naszego bezpieczeństwa. Na jego pogrzebie były tłumy większe niż na Święcie Zmarłych. Czy jest ktoś w Siedlisku, kto na Józka powie coś złego? Nikt.

W Roksanie płynie ta sama krew. Odziedziczyła w spadku po dziadku tę samą charyzmę i społecznikostwo. Poświęca karierę zawodową, by bronić nas – nas, mieszkańców gminy Siedlisko. Ktoś mógłby powiedzieć „Po co się ta Roksana tak awanturuje! Jest dobrze!” - Otóż nie jest dobrze. Nie jest, bo trudno uznać obecną sytuację w gminie za normalną. Strausowi to obojętne. Już przeprowadził się do Bytomia Odrzańskiego. Tam uwił sobie nowe gniazdko wraz z oficjalną zastępczynią małżonki. Po sobie w Siedlisku zostawił ruiny i nie chodzi tu tylko o ruiny Zamku, które sprzedał w cenie małej kawalerki. Bowiem standardy gminnej infrastruktury dalekie są od tych, które zna cywilizacja białego człowieka. Roksanie się taka gmina nie podoba. Powiedziała o tym głośno i dzisiaj Straus się na niej mści. 

Trudno oczekiwać innej reakcji po siedliskowym dinozaurze samorządu. Straus zwykle nasyłał sądy i prawników na tych, którzy ośmielili się mu przeciwstawić. Pierwszą osobą, którą szczuł prokuratorami była radna Beata Barny. Gdy kobieta upomniała się o plądrowane przez koleżkę wójta gminne wyrobisko w okolicach szkoły, Straus by babkę uciszyć, nasłał na nią policję i sądy. Następne procesy wytoczył właścicielowi Stacji Paliw. Są to dwa procesy z oskarżenia prywatnego o obrazę wójta (w tym jeden wójt już przegrał) i jeden proces o obrazę gminy – bo w przekonaniu Strausa ten, kto obraża wójta, obraża też gminę. Wszystkie te sprawy sądowe wójt opłaca z naszych podatków i nie widzi w tym nic niestosownego. Przecież – jak powtarza - „gmina jest moja”. Dlatego bawi się dalej w zastraszanie. Skutkiem tej zabawy lokalnej poetce – Basi Szymańskiej – także wytoczył sprawę w sądzie. Uważa, że jest ona autorką prześmiewczych rymów (Zdaniem wójta każdy, kto potrafi napisać rymowankę jest podejrzany. Z kręgu tych osób Straus wykluczył Mickiewicza, Słowackiego, Herberta oraz Szymborską – bo ci już nie żyją. W przeciwieństwie do dostojnych truposzów Basia Szymańska ma się dobrze, dlatego podejrzewa, że to ona w lirycznej formie uraża jego wrażliwe ego). Ten proces pewnie też przegra. Ale czy to powstrzyma Strausa przed dalszym ośmieszaniem gminy i kompromitacją urzędu, który piastuje? Wątpliwe, świadczy o tym fakt, że tym razem nieudolny wójt próbuje zastraszyć Roksanę. Na nią także nasłał gminnych prawników, którzy ostatnio wysłali jej wezwania przedprocesowe listem polecony za potwierdzeniem odbioru.

Wójt Dariusz Straus zachowuje się jak wściekłe zwierzę – zaczyna kąsać członków własnego stada. Już nie tylko „obcy” felietoniarz jest zły. W tej chwili atakuje mieszkańców gminy. Przyroda wypracowała mechanizmy obrony przed nieracjonalnymi zachowaniami. Najwyższy czas żebyśmy i my, w gminie, ujrzeli jak bardzo Straus szkodzi nie tylko Roksanie, Basi oraz oszołomom, ale nam jako wspólnocie. Ania Rojek potrafiła dostrzec to, o czym wszyscy wiemy – Darek Straus jako wójt jest skończony. Jego kariera dobiegła końca. Jego polityka nieudolności, niegospodarności, nepotyzmu i kolesiostwa udławiła się własnym ogonem. Dlatego Ania nie czekała do końca kadencji. Już teraz zwolniła się z ciepłej posadki u wujka i poszła w świat. Jest tylko kwestią czasu jak następni pociotkowie upchani na gminnych etatach będą ewakuować się z tonącego okrętu. Wszak szczury instynktownie wyczuwają, kiedy okręt tonie. Nieprawda?

Na zakończanie chcielibyśmy zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię – na to, jak dalece rezygnacja Ani Rojek z pracy w urzędzie gminy obnażyła zacofanie Siedliska i skompromitowała wójta. W ogłoszeniu o naborze na pracownika na wakujące stanowisko, w podpunkcie opisującym warunki pracy czytamy, że „Czas pracy: pełen wymiar – praca jednozmianowa, przeciętnie 40 godzin tygodniowo,  świadczona od poniedziałku do piątku.  Praca przy monitorze ekranowym powyżej 4 godzin.  Praca w budynku piętrowym, niedostosowanym  dla osób niepełnosprawnych.” Jak widzimy ogłoszeniodawca – w tym przypadku wójt gminy Siedlisko – z góry wykluczył wszystkich kandydatów z upośledzeniami. Czy takie ogłoszenia o pracę nie są jawnie dyskryminujące? Wykluczenie już na etapie ogłoszenia osób z upośledzeniami behawioralnymi jest absolutnie skandaliczne i nie licuje z powagą urzędu w XXI w. 


Takie ogłoszenie, to następny dowód na to, że Straus traktuje lepiej swoje chabety niż ludzi. W tym kontekście nie możemy się dziwić, że najwierniejsza z wiernych i najbardziej oddana z oddanych pracownic gminnych – Ania Rojek – odchodzi z pracy. Wójtowi należy życzyć szczęścia w poszukiwaniu nowych pracowników. Etat kierownika biblioteki gminnej wakuje już od ponad 6 miesięcy. Do dziś nie znalazł się chętny, by pracować w piwnicy, w akompaniamencie rury spustowej kanalizacji szkolnej. Oby miał więcej szczęścia w naborze pracowników do urzędu. W przeciwnym razie, gdy już wszyscy się zwolnią, będzie musiał rządzić sam. Jego słowa o tym, że „gmina jest moja” staną się gorzką prawdą. 

Pozdrawiam
Paweł P.

6 Replies to “Zwolnienia w urzędzie

  1. Nie jestem przekonana czy to dobrze, że Roksana tu oberwała. Uważam, że każdy zryw, każda forma walki, każde napiętnowanie poczynań obecnej władzy powinny być docenione. Kropla drąży skałę. Niewielu młodych ludzi ma odwagę coś głośno powiedzieć na temat sytuacji w gminie. I do Marii….Nie zapominaj, że kandydatki były dwie. Kolejny raz punktujesz za milczenie Czaykowską mimo, że co chwilę jej konkretne i rzeczowe komentarze na fb się pojawiają
    bo Ona wie co i kiedy powiedzieć i to się ceni. Od kampanii minęły prawie trzy lata, wiem że studiuje ma bardzo dobrą pracę i uwierz to nie jest już ta sama przestraszona dziewczyna co wtedy. Nie wspominasz o Dysiewiczowej bo????….. była z obozu Darka???? Ona to tak duuuuuuuzo mówi, że uszy bolą…szkoda tylko, że nie publicznie np na fb lecz w plotkarskim towarzystwie 😏

    1. do Obywatelki Janiny – mój komentarz krytyczny wobec zadziwiającej bierności Roksany po tym, jak otrzymała wezwanie przedprocesowe nie powinien być odczytywany jako próba “przylania” młodej dziewczynie. Roksana po prostu nie była przygotowana merytorycznie do tego typu działalności. Jeżeli kiedyś wykaże się zaangażowaniem, którego zapał oraz intensywność będą dłuższe niż 30 dni, będę piał z zachwytu. W tej chwili należy powiedzieć wprost – jej bierność, to, że się przestraszyła wójta, działa demoralizująco na wszystkich krytyków obecnej władzy w gminie. Myślenie “lepiej nie zadzierać z wójtem” znowu nabiera tempa ale tym razem z rozszerzeniem “nie zadzieraj z wójtem, bo zrobi ci to, co Roksanie”.
      Chodzi w tej sprawie o to – nie wiesz, co masz zrobić z wolnym czasem? ale chciałbyś zrobić coś dobrego i pożytecznego? Zrób rodzicom zakupy, wyprowadź psa ze schroniska na spacer, pomagaj jako wolontariusz itp. Ale trzymaj się z daleka od polityki – to nie jest plac zabaw ani piaskownica. Tu nie ma miejsca na kaprysy, dwubiegunowość nastrojów czy rozterki młodzieńcze

  2. Tak, już szczury uciekają z tonącego okrętu, tylko ten jeden niedouk, nierób, bawidamek będzie się trzymał do końca fotela i zastosuje wszelkie metody, aby pozbyć się przeciwnika, a ma do tego prawników za nasze pieniądze. Teraz wziął się za Roksanę, bo jest odważna i pokazała mu jego miernotę i dziadostwo naszej gminy. Gdzie są rówieśnicy Roksany? Czy naprawdę jest im tak dobrze? A może nie zauważyli rozwoju sąsiednich gmin? Dlaczego młodzi radni siedzą cicho jak myszy pod miotłą i przyklaskują nieudacznikowi? Bo to są zwyczajni tchórze!!! Dlaczego radni nie spotykają się z wyborcami i nie rozmawiają z nimi, bo im się nie chce, najlepiej wziąć dietę i mieć święty spokój i ciągnąć gminę na dno.

  3. Do Urzędu Winy – dlaczego autor wyrzuca bierność tylko Roksanie a zapomina o byłej kandydatce na wójta,która też milczy, nie udziela się , nie prezentuje swoich poglądów? Skąd takie pretensje do młodej osoby, która nabywa dopiero doświadczenia w tym zakłamanym i brutalnym życiu politycznym ? Była kandydatka ma większe doświadczenie , przecież była radną, mogła wtedy bardziej skutecznie działać. Teraz siedzi cicho jak mysz pod miotłą- nie ma nic do powiedzenia ? A może ta jedna porażka tak ją zdołowała, że wycofała się raz na zawsze? Taka postawa też nie rokuje dobrze na żadnym samodzielnym stanowisku!

    1. do Maria – wszyscy są oceniani i to mieszkańcy ocenią postawy w nadchodzących wyborach. w związku z tym, że skończyło się cichutkie szeptanie i poczta pantoflowa odeszła do lamusa, bo w Siedlisku zaczęto mówić głośno, to trudno będzie udawać za rok czy dwa wojownika o lepszą gminę, gdy siedziało się cały czas cicho pod miotłą. Powiadam – wiarygodność w polityce, nieważne czy lokalnej czy tej wielkiej, jest jedyną walutą, która ma jakiekolwiek znacznie. Wiarygodność należy jednak rozumieć właściwie – nie chodzi tu bynajmniej o to, czy ktoś wierzy bardziej czy mniej, czy chodzi częściej do kościoła czy rzadziej. Wiarygodność jest kategorią z dziedziny epistemologii i ma bezpośredni związek z prawdą. Kłamać można żonę, męża, kolegę, ale nie sposób skutecznie okłamać wszystkich. Tego nie potrafi żaden inżynier społeczny.

      Co się tyczy tej nieszczęśliwej Roksany, to najbardziej w tym układzie szkoda mi energii i osobistego zaangażowania wszystkich, których uwiodła swoją charyzmą. Bo przyznać należy, że miło oglądało się jej dynamiczne i pełne energii wystąpienia przed radą gminy. Przyjemnie było oglądać bezradność Chilickiej, która nagle poczuła się jak dziewczynka w pierwszej ławce, gdy Roksana manierą nauczycielską rozdawała materiały dydaktyczne w postaci zdjęć. Ale powtarzam za klasykiem – to, co prawdziwe ostaje się po burzy. Roksana wystraszyła się zwykłego pisemka przedprocesowego. Prawdopodobnie rozczarował ją brak szerszej reakcji lokalnej społeczności. Ale spójrzmy prawdzie w oczy – kto interesuje się polityką? W szczególności w Siedlisku? Ludzi aktywnych politycznie jest garstka. Jeżeli Roksana po jednym wystąpieniu w prasie uważała, że została celebrytką i poczuła żal, że fani nie pobiegli do niej po autograf, to świadczy tylko o jej nieprzygotowaniu. Tyszkiewicz jak przyjedzie do Zielonej Góry i przejdzie sie po galerii focus, to rozpoznany zostanie może przez 5-6 osób, które może się grzecznie ukłonią a może nie. Czego oczekiwała Roksana? Rozpoznawalności? A może liczyła na to, że “ludzie ruszą” za nią z flagami, transparentami, rewolucyjnymi hasłami? Liczyła na jakieś pospolite ruszenie? Mieszkańcy gminy od dekad myją się w kranówce, która wywołuje alergie skórne i jest przyczyna problemów dermatologicznych. Zasypiają w towarzystwie toksycznych hałd odpadów zwożonych w biały dzień do Siedliska. Patrzą jak wójt z kolegą ryją dół w ziemi w okolicy szkoły. Patrzą jak niszczy przeciwników, jak zgnoił dyrektorkę szkoły jak pognębił dyrektorka gokisu. Oglądają jak rodzinka wójta bawi się na działce koniarzy, która była kiedyś gminna. Wchodzą do urzędu i słyszą: “ciociu, wujku, droga kuzyneczko…” Od 23 lat tkwią w tym stanie rzeczy. I Roksana myślała, że okrzykiem “Murem za Basią” zmieni w tydzień to, co poddane było procesowi demoralizacji przez dwie dekady? Mario, chyba rozumiesz, że to nie jest naiwność – to zwykła głupota, która wynika z braku jakiegokolwiek przygotowania.

  4. Wygląda na to, że jednym pisemkiem opatrzonym logo kancelarii prawniczej udało się wójtowi uciszyć przedstawicielkę młodego pokolenia. Jeszcze tydzień temu p. Roksana była dosłownie wszędzie – w gazetach, w dyskusjach internetowych itp. A teraz? Cóż, są różne charaktery. Dla porównania weźmy przykład innej mieszkanki gminy, której nie zastraszono żadnym pismem. Basię Szymańską wezwano od razu na rozprawę do Sądu. I co zrobiła Basia, gdy wójt urządził jej jurystyczną szczujnię? Babka nie schowała się w kąciku i nie łuskała z blistrów niczym wiewiórka orzeszków leków na depresję. Barbara zakasała rękawy, zacisnęła pięści i powiedziała – jak chcesz się bić, to dawaj na parkiet, wyskakuj na solo. Stała się aktywna w przestrzeni publicznej, otwarcie krytykowała wójta i jego nieudolność. Nie dała się zastraszyć.
    Ci, którzy obserwują wypadki w gminie Siedlisko wyrobią sobie własną opinię o postawach wszystkich uczestników sporu. Nie tylko wójt jest oceniany. Warto o tym pamiętać. I pamiętać należy też, że to, co prawdziwe, w szczególności prawdziwe charaktery poznaje się w burzy. Postawa Roksany Cios-Korotyszewskiej ale nie tylko, bo i krótka kariera polityczna Huberta Patoły, powinna być przestrogą dla wszystkich młodych ludzi, którzy uważają, że uprawianie polityki, polega na przyjemnej agitacji z megafonem lub na pozowaniu do wspólnych fotek z lokalnymi prominentami. Zanim ogłosicie się wójtami, prezydentami, ministrami itp. zastanówcie się krytycznie nad tym, co oprócz chwilowego kaprysu macie do zaoferowania? Rządzenie i władza, to nie to samo, co pokonywać kolejny level w grze komputerowej czy kupować nową torebkę lub inny fatałaszek w sklepie internetowym. W świecie polityki najcenniejszą walutą jest wiarygodność, a nie ma nic trudniejszego niż bycie wiarygodnym. Łatwo jest wymachiwać flagami i krzyczeć hasła rewolucyjne. Ale gdy ci machacze i krzykacze uciekali po huku pierwszego wystrzału na tyły, swoją postawą budzili tylko śmiech i politowanie.

    Gminną młodzież tudzież dzieci uprasza się, by zanim zdecydują się brać czynny udział w życiu publicznym, w szczególności, by uczestniczyć w sporach politycznych, najpierw dorosła i nauczyła się golić. Gmina Siedlisko była świadkiem różnych śmieszności i grotesek. Nie trzeba takich więcej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *