Drodzy Mieszkańcy,
na pewno dotarła do Was ta smutna wiadomość, że nie żyje Pan Stanisław Bator, który rządził naszą gminą w burzliwym okresie, zaraz po upadku socjalizmu w Polsce. Był to bardzo trudny okres. W państwowych firmach zaczęły się zwolnienia. Wielu wylądowało na bruku, a o nową pracę było trudno. Odbieraliśmy trudną lekcję demokracji. Byliśmy zdani sami na siebie. Nie było Unii Europejskiej ani budżetu unijnego, z którego moglibyśmy pozyskiwać środki na zrównoważenie rozwoju regionu. Słowem – sytuacja i okoliczności nie napawały optymizmem. I właśnie w tych trudnych czasach wójtem naszej gminy został Pan Stanisław Bator. Na przekór okolicznościom dokonał on rzeczy wręcz niemożliwej – zmobilizował mieszkańców oraz radnych i wybudował w Siedlisku jeden z najnowocześniejszych, jak na owe czasy, obiektów użyteczności publicznej – szkołę wraz z halą sportową w Siedlisku. Nigdzie w okolicy nie było tak nowoczesnej placówki edukacyjnej. Region patrzył na nas z zazdrością. Podobnego sukcesu nie powtórzył już jego następca. Zresztą po odejściu Stasia Batora nasza gmina zaczęła z wolna pogrążać się w letargu, usypiana przez nowego gospodarza bajeczką o „małej, wiejskiej, rolniczej i położonej na uboczu gminie, w której chciałoby się więcej ale pieniążków brak.”
Jakim był prywatnie człowiekiem Pan Bator? Wielu widziało go w mundurze strażackim, ale niewielu wie, że Stasiu był wielkim miłośnikiem literatury i poezji. Rozmowa z nim była prawdziwą przyjemnością i ucztą dla ucha. Stasiu sypał bonmotami i cytatami klasyki literatury polskiej jak z rękawa.
Rozmowa odbyła się w mieszkaniu prywatnym Stanisława Batora, w Nowej Soli. Był pierwszy dzień kwietnia 2019. Okolice południa. Dzień był piękny. Pan Stanisław wrócił właśnie z działki. Był zamiłowanym działkowcem. Rozmowa była rejestrowana, na co rozmówca wyraził zgodę. Nagranie cyfrowe, jeżeli rodzina Pana Stanisława wyrazi taką wolę, przekażemy do dyspozycji. Poniżej przedstawimy tylko jego fragment. Całość trwa ponad godzinę. Ze względów na format niniejszego felietonu nie jesteśmy w stanie przedstawić całości.
– Jak to się stało, że został Pan wójtem?
– Dom budowałem w Siedlisku i byłem na budowie. Przyszli do mnie radni. Myślę sobie, wiem po co przyszli, bo wiem, że z innymi kandydatami też wcześniej rozmawiali. Pytam ich: „Nie pomyliście się? Wiecie kim byłem. Ja się nie wstydzę. Byłem czerwony. Żebyście mi na pierwszej sesji nie powiedzieli, że się przefarbowałem” Odpowiedzieli, że wiedzą kim byłem. Nie byłem zielony w tym wszystkim. Miałem doświadczenie. Ale nikt naprawdę nie wiedział jak ma wyglądać samorządność wtedy. Wszyscy uczyliśmy się demokracji. To był czas gorący. Lechu [tj. Lech Wałęsa – red.] z ekranów mówił do narodu „Bierzcie sprawy w swoje ręce”. W gminie nie było nic. Był PGR. Rolnicy indywidualni mieli tylko 20% ziemi. Reszta była w ręku spółdzielni. Wpłaty z podatków to było 2% budżetu. Byliśmy biedni. Rozhuśtane były jednak nadzieje. Radni mówili „Możemy robić tu wszystko”. W radzie byli m.in. Zenek Libner, Debert, Ula Hardy.
– Ula do dzisiaj jest.
-Tak. Do dzisiaj. Ale sesje rady wyglądały inaczej.
– Jak?
– Siedzieli wówczas naprzeciwko siebie i kłócili się. Ja ich uspokajam i mówię – tyle możemy ile mamy pieniędzy. Zawsze im powtarzałem: „Grunt to pochodzenie”.
– Jak to, pochodzenie?
– Jak pochodzisz, to może wychodzisz i coś uda się załatwić.
– Cha, cha, cha.
– Kłótnie i płacze były w radzie tylko do czasu. Do pierwszego absolutorium, które zrobiłem w Zamku, na piętrze. Kupiłem dosłownie kilka połówek i polałem. Po kielichu radni dogadali się. Doszli do porozumienia. Później zresztą mieli do mnie pretensje, że nie zorganizowałem im takiego spotkania szybciej. Te kłótnie nie były potrzebne. Wie pan, były wielkie oczekiwania w tym czasie. PRL się rozsypał i „my tu możemy wszystko” – tak mówiono. Ja natomiast powtarzałem: możemy wszystko lecz w granicach prawa. Nie możemy się ośmieszać. Któregoś razu Józef Ryczyński powiedział: szkoła jest najważniejsza. Budujmy szkołę. Cała moja kadencja była walką o tę szkołę. Nie mieliśmy pieniędzy. Gmina miała nawet problem ze sprzedażą działek. Kto chciałby kupić działkę w Siedlisku? Żeby wybudować szkołę – 2000 m2 powierzchni użytkowej, trzeba było skądś te pieniądze wziąć. Na otwarcie szkoły przyjechała wierchuszka z całego województwa. Był nawet biskup na pokropek.
– A wie pan, że to Straus się chwali, że wybudował szkołę.
– Cha, cha… Kiedyś Józek Suszyński, wiceprezydent Nowej Soli, założył się ze mną. Mówił, że prędzej mu kaktus wyrośnie niż ja tę halę wybuduję. Założyliśmy się o karton szampana. Przegrał. Przywiózł ten szampan i opowiedział publicznie o okolicznościach zakładu.
– A skąd wziął pan pieniądze na budowę?
– Mówiłem, że liczy się pochodzenie, że jak się pochodzi, to się załatwi. Radni mieli pretensję. Mówili „w gminie ciebie ciągle nie ma”. Ja im tłumaczyłem, że od załatwiania urzędowych spraw jest sekretarz. Ja jeździłem za pieniędzmi. W Kuratorium w Zielonej Górze byłem stałym gościem. Mówią, że głową muru nie przebijesz. Ja mówię, że jak wystarczająco długo w mur będziesz bił, pojawi się rysa, a później wyłom. Powtarzam, wójtów i samorządowców powinno się oceniać przez pryzmat tego, ile pieniędzy z zewnątrz uda im się pozyskać. Nie sztuka podnosić podatki i zadłużać ludzi, a później wspaniałomyślnie umarzać długi podatkowe. Sztuką jest pozyskać pieniądze z zewnątrz. Coś panu powiem, pojechałem do Warszawy po 400 tysięcy. Jechało nas czterech z Zielonej Góry. Jeden chciał na stadion, inny na jakieś boisko, jeszcze inny na szkołę. A ja chciałem 400 tys na halę. Jak każdy dostanie na to, co chce, to dla mnie nie wystarczy – tak sobie w głowie układałem. Wiedziałem, że nie jadę na wycieczkę, ale mam być skuteczny.
– No i co?
– Przyjechaliśmy do Warszawy, do UKFiT-u [Urząd Kultury Fizycznej i Turystyki – red.]. Wchodzę do gabinetu. Straszny widok, obskurny był ten gabinet. Stos papierów, urzędnika nie widać. Tylko słyszę głos i pytanie po co przyjechałem. Rozmowa była bardzo trudna. Miałem ze sobą przygotowaną teczkę ze wszystkimi dokumentami i wnioskami. Na koniec ten warszawiak mówi do mnie „I co pan myśli, że wszystko pan tak załatwi w jeden dzień?” Ja mu mówię, że nie i że jestem przygotowany na dłuższe negocjacje. Wiem, że nie będzie łatwo, ale się przygotowałem. Zarezerwowałem wcześniej pokój w hotelu na 2 tygodnie. Powiedziałem, że nie wrócę bez pieniędzy. Siedzimy razem z tymi pozostałymi z Zielonej Góry i myślimy co tu dalej. Mówię do jednego, że trzeba coś zjeść po całonocnej podróży. Na to ten warszawiak zza biurka się odzywa: „Tu jest taki dobry lokal Marysieńka, tam można dobrze zjeść”. No to powiedziałem „W takim razie, wójt zaprasza”. I poszliśmy wszyscy na obiad. Była zupełnie inna rozmowa.
– Czyli stary, sprawdzony sposób, nieoficjalna rozmowa przy stole.
– Właśnie. Pamiętam jeszcze dzisiaj tego oszronionego Smirnoffa. Aż dłoń ziębła. I po którymś kieliszku dyrektor mówi do mnie „Ile chcesz? 400? Tyle ci nie mogę dać. Zobacz – ten chce 200 na stadion, ten drugi 100 na boisko a jest jeszcze cała Polska. Mogę ci dać 300”. Wziąłem. Powtarzam, wójta powinno się oceniać przez pryzmat środków, które potrafi pozyskać.
Na ostatniej radzie, kiedy jeszcze byłem wójtem powiedziałem radnym, że nie oczekuję wdzięczności, ale rada mogłaby mi nadać tytuł „biegłego”. Wszędzie biegałem za funduszami. Biegałem po różnych urzędach, a tym, którzy przychodzili po mnie mówili: „Stasiu już cię ubiegł, już tu był po pieniądze”. Wie pan, podam taki przykład – nawet potrafiliśmy pozyskać pieniądze z powodzi w 1997 r. Jaka była powódź w Siedlisku? Praktycznie nie było, ale udało się pozyskać trochę pieniędzy. Drogę do Zwierzyńca zrobiliśmy, drogę na Borowiec. Sporo pieniędzy się wówczas wyciągnęło. Ale strach był, wartowaliśmy tu ze strażakami przez dwa tygodnie. Zajechałem wtedy auto. Nexię miałem. Zarżnąłem ją. W trakcie powodzi woziło się wszystko – worki, jedzenie, dosłownie wszystko. Później kupiłem nowe auto. To mówili, że Bator się na powodzi dorobił. Odpowiadałem żartem, że po powodzi się mi powodzi. Bo co miałem mówić? Miałem umowę kredytową z bankiem na przednią szybę przykleić? Po tym wszystkim, co mi pozostało, to wdzięczność i sympatia pracowników. Ludzie jeszcze dzisiaj mówią: że takiego szefa jak ja to nie mieli.
– Co pan czuje patrząc dzisiaj na Siedlisko?
– Co mnie boli, to Zamek. W życiu nie sprzedałbym Zamku.
Gdzieś mam tu fotografię, jak podejmowałem tu Helmutka – tak go żartobliwie nazwałem. On wcześniej tu mieszkał w Zamku, a po 45 uciekł czy go gdzieś wywieźli, tego nie wiem. I któregoś razu dozorca, który opiekował się Zamkiem woła mnie. Mówi, że Helmut dziurę wykopał koło fontanny i zniknął. Robimy obchód i faktycznie widzę dziurę wykopaną przy fontannie. Pewnie coś tam mieli zakopanego. Później zaczęli wywozić kolumny i figury z piaskowca, ale to już Polacy. Zgłosiłem na policję i wywęszyli złodziei. Przyjeżdżali aż z Wolsztyna. Kazałem więc te kolumny przymocować do ziemi na trwałe. Na beton. Zgłaszaliśmy to też do Konserwatora Zabytków. Wszystko po to żeby nie wywozili. Któregoś razu powiedziałem, że robimy 700 lat Siedliska. Pytają mnie: skąd wiem, że mamy 700 lat? To im mówię, że znalazłem kamień z datą na Zamku. I robimy 700 lecie. Pamiętam, że wówczas gmina zapłaciła 5000 zł na wielki żyrandol. Była uroczysta sesja. Zamek tętnił życiem. Biblioteka była. Był też gospodarz, na piętrze mieszkała skarbniczka z mężem. Wydeptałem starych sto milionów złotych u konserwatora, by zabezpieczyć mury. Aż szkoda, że to poszło w ręce prywatne i za co? Za 200 tysięcy. Żaden to pieniądz. Najłatwiej wyzbyć się wszystkiego i nie mieć problemów.
– Dlaczego Pan odszedł?
– Zarzucano mi to, że nie jestem mieszkańcem Siedliska. Mówili: „ty odjedziesz, a nas tutaj zostawisz z tymi problemami”, a on jest „swój” jest „nasz”. Ja im mówiłem, że jestem dyspozycyjny. Nowa władza i ci wielcy, którzy do dzisiaj rządzą w Siedlisku, zgłosili na policję, że ukradłem radio, miniwieżę wartości 1500 zł. Zgłoszenie poszło. Chyba 20 świadków przesłuchano.
– Radio się znalazło?
– Oczywiście. Wręczyłem je dyrektorce szkoły z okazji rocznicy nadania szkole imienia Korczaka. Ale fizycznie w budynku urzędu gminy go nie było, lecz w szkole. Później dzwoni do mnie Zenek i mówi, że Straus gdzieś w gazecie powiedział o nas, że „Stara władza nakradła”. Gdybyśmy ja i ówczesny zarząd wytoczyli mu za to proces zbiorowy, to Straus miałby wyrok i przestałby być wójtem z mocy prawa. Ale odpuściłem.
– Może warto było jednak nie odpuszczać. Jeżeli ludzie prawi zachowują bierność, to zło się pleni.
– To prawda, ale jakoś o tym nie pomyśleliśmy.
– Kiedy był pan ostatnio w Siedlisku?
– Od czasu kiedy zakończyłem kadencję, to może raz albo dwa razy byłem w urzędzie gminy. Oczywiście podczas nieobecność wójta i sekretarzowej. Zrobiłem uroczyste zakończenie pracy w urzędzie. Później był u mnie grill na działce.
– Czy miał pan jakiś zatarg z obecnym wójtem?
– Nie. Nawet któregoś razu słyszałem, że Straus żałuje, że wówczas dał się podpuścić i że złożył zawiadomienie o tym, że ukradłem radio. I że dzisiaj by tego na pewno nie zrobił.
– Jak pan ocenia rozwój Siedliska po tym jak Polska przystąpiła do Unii Europejskiej. Przyznam osobiście, że kiedy pierwszy raz kiedy wjechałem do Siedliska, to przypomniały mi się późne lata 90. Tak jakby czas tu się zatrzymał. Tak, jakby Siedlisko nigdy nie weszło do Unii Europejskiej.
– Grzechem zaniechania jest niesięganie po pieniądze. Dziwię się, że w Siedlisku niewiele się dzieję. Że gmina z wodą nie może sobie tyle lat poradzić. Te wypowiedzi wójta i jego zadufanie, zwłaszcza te wypowiedzi o wyłapywaniu oszołomów i wywożeniu, to świadczy tylko o „wielkości” w cudzysłowie, małego człowieka. Reszta tych wielkich decydentów w tej małej społeczności – Witek Rytwiński i drugi to Jasiu Fijoł. Oni narzucają ton w gminie. Ale tu jest stagnacja.
– A gdyby wójt przyszedł do Pana i powiedział „Panie Stanisławie, poddaje się. Nie udaje mi się. Co mam zrobić, żeby mi się udało? Doradź mi pan coś”
– Słuchać ludzi, a nie wszystkich utrącać. Zamiast dzielić i szukać wrogów, trzeba zjednywać ludzi. Poza tym jak czytam, jakie jest wynagrodzenie wójta – to być może jest niezręczne, mówić o wynagrodzeniu – ale jak ja byłem wójtem, to w Siedlisku stanowisko wójta było najsłabiej opłacane. Jeżeli zaciskamy pasa, to wszyscy. I jeszcze dygresja – wójt mówi, że nie wie, kto go wysłał do Stanów Zjednoczonych. Odpowiadam wysłaliśmy go my. Był program Kółek Rolniczych. Kandydat na stypendium musiał być rolnikiem ze średnim wykształceniem. Wysłaliśmy go my.
– A co pan sądzi o tych nowych inwestycjach w gminie poczynionych przez obecnego wójta?
– Powiem panu coś. Wójt się chwali, że wybudował remizę w Bielawach. Byłem tam. Kupił stodołę od chłopa. Trochę udobruchał tym strażaków. Ale to tylko stodoła. Nie wystarczy stodołę kupić i postawić tam trochę sprzętu z OSP z Siedliska żeby zrobić remizę w Bielawach.
– Panie Stanisławie, czy czyta pan felietony?
– Czytam w internecie. W gminie kiedyś też zrobiłem gazetę. Nazwałem ją w swoim stylu, trochę przekornie „Z daleka i z bliska wieści z Siedliska”.
Drodzy Mieszkańcy, Pan Stanisław Bator pozostawił po sobie ciepłe i miłe wspomnienia oraz dziedzictwo w postaci pięknej szkoły z nowoczesną halą sportową. Bez wątpienia, poprzeczka, którą ustawił swojemu następcy zawieszona jest bardzo wysoko. Czy kiedykolwiek obecny wójt Dariusz Straus podejmie próbę, by zmierzyć się z tym wyzwaniem rzuconym przez pana Batora? Czy może tylko zadowoli się tym niesmakiem i odium afer, które po nim bez wątpienia pozostaną i które długo jeszcze ciążyć będą nad naszą piękną, ale zaniedbaną gminą?
Pozdrawiam
Paweł P.
W uroczystości pogrzebowej Pana Stanisława Batora uczestniczyło bardzo wiele osób. Wśród nich wójtowie, burmistrzowie i prezydenci pobliskich gmin i miast. Obecne były również poczty sztandarowe okolicznych zastępów Ochotniczej Straży Pożarnej.
Przedstawiciela Gminy Siedlisko nie było.
Na stronie internetowej urzędu gminy, nie zamieszczono nawet krótkiej wzmianki na temat byłego Wójta Gminy Siedlisko.
Jak widać, Dariusza Strausa stać tylko na bezpodstawne oskarżenia i przypisywanie sobie cudzych zasług. Na szacunek wobec poprzednika i postawę godną reprezentanta gminnej społeczności już nie.
Pamiętam jak dziś. Gdy Straus nastał wymienił przy pomocy Adamczyka równiż ziemię pod trawnikiem przed Urzędem Gminy.
“…Był program Kółek Rolniczych. Kandydat na stypendium musiał być rolnikiem ze średnim wykształceniem. Wysłaliśmy go my…”
To nie było “dżordżtałnjuniwersiti”( ??!!! ) tylko program Kółek Rolniczych…? No, kto by pomyślał!? A taki się Darek wydawał, cwaniacki- amerykancki…. a tu, klops- “… i z bajeczki wyszło dno, zero czyli nic…” (parafrazując poetę)
Pani Maria ma rację. Porównanie tych wójtów jest nie tylko niesprawiedliwe ale będzie błędem logicznym – przesunięciem kategorialnym. Gdyby jednak unieważnić na chwilę (przynajmniej tak długą, jaka potrzebna jest do przeczytania tego komentarza) prawa logiki i mimo wszystko spróbować porównać dorobek wójta Stanisława Batora i wójta Dariusza Strausa, to wynik jest oczywisty. Stanisław Bator w ekstremalnie trudnych warunkach ekonomicznych poczynił w gminie inwestycję, której nie dorównuje żadna inna. Przez dwadzieścia dwa lata Dariusz Straus nie zrobił w gminie nic, co mogłoby się równać z tamtym osiągnięciem. To po pierwsze. Po drugie – jak wspomniałem S. Bator był wójtem w trudnych czasach. Nie było tylu możliwości pozyskiwania funduszy zewnętrznych. Nie było „schetynówek”, budżetu unijnego, nie było Funduszu Dróg Wojewódzkich itp. Na początku lat 90 polska gospodarka dopiero startowała po dekadach socjalistycznego zastoju. Nierentowne przedsiębiorstwa państwowe upadły z dnia na dzień. Wzrosło bezrobocie. Budżet państwa był pusty i nie było skąd brać. Porwanie się na taką inwestycję jak szkoła z nowoczesną halą sportową w Siedlisku porównać można było do wyprawy z motyką na księżyc. A jednak się udało. Dzięki determinacji Stanisława Batora.
Pytanie, na które powinni wszyscy czytelnicy tego wywiadu znaleźć pytanie brzmi – co się stało z tą energią społeczną w Siedlisku? Jak to możliwe, że kiedyś w małej gminie można było dokonać rzeczy wręcz niemożliwych a dzisiaj trudno o wyremontowanie chodnika i wyznaczenie przejścia dla pieszych. Jakie zmiany świadomościowe zaszły w siedliskowej społeczności, że nagle kolektywnie zapomniano o tym potencjale i energii, dzięki której zbudowano szkołę w okresie, w którym trudno było jakąkolwiek pomoc z zewnątrz.
Bez wątpienia, gdyby obecny wójt Darek Straus rządził w tych okolicznościach makroekonomicznych co Bator, nie moglibyśmy nawet marzyć o szkole. To pokazuje jak bardzo nieporównywalne są te kadencje. Nie tylko chodzi o okoliczności ekonomiczne ale o cechy charakterologiczne i kompetencje w zarządzaniu. Nie wiem czy Stanisław Bator ukończył studia w zakresie zarządzania. Wiem, że Darek Straus ma kilka dyplomów z zarządzania i na pewno powiesił kilka na ścianie w gabinecie. Jak widać kursy i szkolenia nie zrobiły ze Strausa menadżera, który swoimi osiągnięciami organizacyjnymi mógłby równać się ze swoim poprzednikiem.
Zgadzam się z wypowiedzią Marii, pan Stanisław Bator był człowiekiem otwartym i z ogromnym poczuciem humoru. Miał czas dla każdego petenta, nie odgradzał się sztabem urzędników, do jego gabinetu zawsze można było wejść, bo drzwi były otwarte. W czasach kiedy były bardzo trudne potrafił załatwić to, że mamy szkołę z prawdziwego zdarzenia. Niestety, obecny wójt zadufany w sobie nie potrafi załatwić nic, mimo możliwości pozyskiwania środków z UE, co widzimy w innych gminach. Zmarnowane szanse, szkoda.
Przykra wiadomość o śmierci Pana St. Batora zasmuciła wiele osób, które go znały, pracowały z nim czy były związane towarzysko. To ,że był Wójtem nie ma takiego znaczenia jak to, że był dobrym, mądrym i pozytywnie nastawionym do otoczenia Człowiekiem. Odnosił się z szacunkiem dla każdej osoby , bez względu na jej status społeczny.
Porównanie prymitywnego i nieudolnego wójta z Siedliska do Pana Batora jest wielkim nieporozumieniem.
Pan wujt muwi prawdę rze on sbudował szkołę. kto pamienta ten wie rze nawet niebyło okien. to zrobił pan Strałs anie Bator. Tak samo tesz w pszedszkolu ona wstawił pan Strałs bo niebyło. to niesprawiedliwe takie opowiadanie o zasłógah jednego wujta a drugiego jusz nie.
Można powiedzieć, że niewiele się zmieniło w obyczajach. Bator załatwiał pieniądze przy kielichu co było zupełnie normalną rzeczą w tamtych czasach a Sraus załatwia przy kielichu sobie głosy na kolejne kadencje co jest normalne tylko w gminie wiejskiej Siedlisko…jeno zakąski się zmieniły z ogóreczka na pizzę.