Lepiej późno niż później

Drodzy Mieszkańcy,
zastanawialiście się, czy płynącą z gminnych kranów lurą także sam wójt raczy urzędnicze podniebienie? My nie ryzykujemy. Nie pijemy gminnej kranówki i kupujemy wodę w butelkach. W Siedlisku tylko tę ze sklepu można wypić bez obaw o zdrowie. Ale co tam. Najważniejsze, że wójt właśnie odsiaduje kolejną kadencję. Skasuje miesięcznie kilkanaście tysięcy wypłaty. Do tego raz w roku dostanie na konto trzynastkę, płatny urlop, dodatek za lata pracy. A, że zasiedział się tu już ponad dwadzieścia lat, trochę tego dodatku będzie. W tym czasie każda rodzina w gminie wyda sporą sumkę na wodę zdatną do picia. Wodę w butelkach, którą trzeba kupić.

Za pięciolitrową butelkę czystej wody należy zapłacić prawie 2 zł. Jeżeli używamy wody także do gotowania, to musimy kupić dwie duże butelki dziennie – czyli wydać 4 zł. Jeżeli kwotę tę pomnożymy przez 30 dni w miesiącu, to wychodzi w prostym rachunku, że przeciętna rodzina w gminie Siedlisko musi wydać średnio około 120 zł na wodę zdatną do picia. Jeżeli mamy pecha i woda tańszych producentów została wykupiona, to musimy kupić wodę z logo marki „Żywiec”. W tym przypadku za jedną flaszkę o pojemności 5 L zapłacimy prawie 6,70 zł, co przy analogicznym zużyciu daje koszt 13,40 zł/dziennie. Mnożymy to przez 30 dni i wychodzi w prostym rachunku, że za wodę pitną markowych dostawców zapłacić musimy 402 zł/miesiąc. Szok. Dla wójta taki wydatek będzie niezauważalny, chyba że butelkowaną, czystą wodą będzie poił swoje kobyły i 200 papug. Ale czy na taką ekstrawagancję stać gminnych emerytów?

Zgodnie z danymi przedstawionymi przez ZUS, wysokość najczęściej wypłacanej emerytury w Polsce wynosi 906 zł na rękę (dane za rok 2020). Wychodzi na to, że przeciętny emeryt musi wydać 120 lub w skrajnym przypadku nawet 400 zł z emerytury na to, żeby móc bez obaw o życie napić się kawy, herbaty czy ugotować obiad. Na taką rzeczywistość skazał nas nieudolny gospodarz gminy oraz jego świta. Dzisiaj możemy podziękować tym wszystkim oligarchom, którzy korzystając z parasola ochronnego lokalnej władzy, bogacili się kosztem gminy. Oni przez lata wspierali Darka zapewniając jaki jest przedsiębiorczy. Faktycznie. Przedsiębiorczy był. Na szczyty przedsiębiorczości wspinał się wówczas, gdy przeoczył podać do publicznej wiadomości informację o przetargu na sprzedaż byłej stołówki PGR. Dzięki temu obiekt, który mógł być zaadoptowany na dom seniora kupił po cichutku zięć piekarza Jana Fijoła. Pamiętajmy, że w 1998 r. nie kto inny, ale pan Jan Fijoł podniósł najwyżej zacną rączkę w głosowaniu na wójta. Dzięki temu jednemu głosowi Darek Straus, chłopak bez doświadczenia, został wybrany wójtem. O tym jak zły to był wybór, przekonujemy się każdego dnia, odkręcając kurki w kranach. Ale nie pan Jan i jego rodzina. Im wiedzie się całkiem dobrze. Tak dobrze, że mało brakowało, że stałby się właścicielem sporego kawałka zrewitalizowanego Wzgórza Adelajdy. W 2018 r. na prośbę pana Jana i innego koleżki – Witka Rytwińskiego, wójt Darek osobiście pobiegł do Starosty by przejąć wzgórze, podzielić i sprzedać kolesiom. Wówczas Agnieszka Adamów-Czaykowska udaremniła plany panów: Jana, Witka i Darka.

Jak już jesteśmy przy uszczęśliwianiu kolegów, to warto przypomnieć sprzedaż dawnego komisariatu policji w Siedlisku. Na jednej z sesji rady gminy jeden z gości, pan Zenon Libner, przypomniał wójtowi, że ten sprzedał za bezcen obiekt o powierzchni 160m2 koleżce. Ów koleżka – Witek Rytwiński – oburzył się. Oznajmił publicznie, że on posterunku policji nie kupił. Mówił prawdę. Nie on kupił lokal. Jednak chłopina zapomniał dodać, że posterunek kupiła siostra jego szanownej małżonki, mieszkająca na stałe we Wrocławiu. Nowa właścicielka nigdy nie zamieszkała w Siedlisku. Za to wkrótce po przetargu, do lokalu wprowadził się synek Witka wraz z rodzinką. Sprzedaż posterunku była klasyczny przykładem transakcji na tzw. słupa. Zresztą identyczny mechanizm zbywania cennych nieruchomości gminnych zastosowano w trakcie sprzedaży działki koniarzy. Pięknie wyposażonej działki nie kupił synek jaśnie nam panującego, ani jaśnie panujący osobiście. Została sprzedana synowi kuzyna Darka. Czyli została w rodzinie. A to, że w tej chwili lokalny związek koniarzy, którego wiceprezesem jest synek wójta, użytkuje luksusowo wyposażoną działkę, to czysty przypadek. Podobnie jak to, że do pomieszczeń po sprzedanym przez gminę posterunku policji wprowadzili się młodzi Rytwińscy.

W 1999 r. Rytwiński tak mówił o debiutującym wójcie gminy Siedlisko: „Jest młody, ambitny i jest mieszkańcem naszej gminy i ten człowiek chce robić wszystko dla tego społeczeństwa. Nie ma żadnych powiązań, żadnych układów w negatywnym sensie i wierzę w to, że do tego nie dojdzie. (…) Sądzę, że za kilka lat nasza gmina wyjdzie z opresji finansowych a mieszkańcy będą zadowoleni” (Wieści z Siedliska, 1999 r.). Minęło prawie ćwierć wieku i z perspektywy czasu trzeba przyznać rację Witkowi, przynajmniej w części. Mieszkańcy są zadowoleni z działań wójta, a ściślej rzecz biorąc – wąska grupka mieszkańców, lokalni oligarchowie. Po dwudziestu latach rządów Strausa, większość z nas musi kupować wodę do picia i gotowania w sklepie. Ale na przykład przyjaciel wójta, pan Wojciech Adamczyk, w sklepie kupuje szampana. Dlaczego? Zarządzeniem wójta otrzymał od gminy prezent. W dzierżawę na okres 3 lat, za pół darmo wziął w użytkowanie ponad 4,6 gruntu.

Przyjaciel naszego wójta z tytułu dzierżawy jednego hektara zapłaci rocznie mniej, niż my miesięcznie musimy wydać na wodę pitną w sklepie. Wójt kolejny raz wspiął się na szczyty przedsiębiorczości i cenę dzierżawy ustalił na 60 zł/rok. W tym samym czasie, wg danych Głównego Urzędu Statystycznego z tego okresu, średnia cena dzierżawy wynosiła 906 zł/hektar. Jak widać, w Siedlisku, “w małej, rolniczej, biednej i położonej na uboczu gminie” (ulubione określenie wójta) oprócz zasad ekonomii i praw matematyki rządzi tzw. czynnik ludzki. Przyjaciele poklepują się po plecach, pochłaniają wspólnie pizze w gabinecie wójta i robią świetne interesy. Bez wątpienia świetny interes zrobił Adamczyk. Po trzech latach dzierżawy atrakcyjnej działki nabędzie prawo jej pierwokupu. Byłby głupi, gdyby nie skorzystał. Po tym jak wziął ją w dzierżawę został zmieniony plan zagospodarowania tej nieruchomości. Nie jest to już pole. 29 marca 2019 r. na mocy uchwały rady gminy Siedlisko o sygnaturze V/48/2019, przyjęto nowe kierunki zagospodarowania przestrzennego w gminie, na mocy których m.in. teren ten przeznaczony zostały do zabudowy jednorodzinnej. Hura! Hura! Hura! Niech żyje przedsiębiorczy wójt gminy Siedlisko!

W tym czasie, kiedy my ustawiamy się w sklepowych kolejkach po wodę pitną, nasz wójt ciężko pracuje. Właśnie wystawił kolejne działki na sprzedaż. Jest wśród nich parcela nr 1070/18 o powierzchni ponad 15 arów, położona przy ulicy Kasztanowej naprzeciwko szkoły w Siedlisku.

Cena wywoławcza – 57.200 zł. Jesteśmy w szoku! Jako opozycja prawie dwa lata głośno piętnujemy niegospodarność i nieudolność wójta. Potrzeba było aż dwóch lat i ponad siedemdziesięciu wydanych przez nas felietonów, by wójt zrozumiał, że nie oddaje się gminnego majątku półdarmo kolesiom. Ze sprzedaży mienia gminnego możemy pozyskiwać środki potrzebne na wkład własny, by starać się o dotacje zewnętrzne na inwestycje typu modernizacja wodociągów.

Gdyby ten prosty i oczywisty fakt wójt zrozumiał 20 lat temu, to zapewne nigdy nie sprzedałby Zamku w cenie kawalerki w mieście, ani byłego posterunku policji w cenie niecałych 300 zł/m2. Trzysta złotych za jeden metr kwadratowy mieszkania? Kto to widział! Takich cen mieszkań nie ma nawet w państwach tzw. Trzeciego Świata. Także półhektarowa tzw. działka koniarzy, którą Darek luksusowo wyposażył za gminne pieniądze i przy udziale pracowników SZB sprzedana zostałaby nie za 16 tysięcy, ale wielokrotność tej kwoty. Jeżeli dzisiaj działkę o powierzchni 15 arów naprzeciwko szkoły wójt sprzedaje za prawie 60 tysięcy, to za ile mógłby sprzedać prawie pół hektarową, w pełni wyposażoną w infrastrukturę, rekreacyjną działkę koniarzy w centrum Siedliska? Wiecie jak odpowie wójt na takie pytanie? Wójt zasłoni się wyceną rzeczoznawcy. Cena wywoławcza nie wzięła się znikąd. Ustalił ją specjalista od wyceny nieruchomości. To prawda. Jednak wójt zapomni dodać, że on, jako gospodarz jest zobowiązany do tego, by wznowić wycenę nieruchomości, jeżeli w okresie między jej wyceną, a ogłoszonym przetargiem, jej wartość uległa zmianie na skutek poczynionych inwestycji. A tak przecież było w przypadku rzeczonej działki koniarzy. Została ona wyceniona i opisana jako „pastwisko trwałe bez dostępu do drogi publicznej”, a nie jako działka rekreacyjno-sportowa, z oczkiem wodnym, miejscem na grilla, padokiem, zagrodami dla koni, stodołami na paszę itp.

Wyobraźmy sobie, co by było gdyby w lokalnej prasie pojawiło się ogłoszenie o sprzedaży wraz z dołączonymi zdjęciami, pięknie zagospodarowanej działki koniarzy. Do przetargu stanęliby wszyscy okoliczni miłośnicy koni. Licytowaliby jeden drugiego. Prześcigaliby się, żeby tylko nabyć pół hektara wyposażonej parceli rekreacyjnej. Stało się inaczej. Owszem, ogłoszenie o przetargu było wywieszone na gminnej tablicy ogłoszeń. Zgłosił się tylko jeden chętny. Syn kuzyna wójta. Kupił pół hektara za 16 tysięcy z jednym postąpieniem. Rodzina wójta wzbogaciła się. Niby nic w tym niezwykłego, bo każdy się może bogacić, jeżeli czyni to ciężką pracą. Ale dlaczego w tym przypadku bogacenie rodzinki wójta odbywa się kosztem gminy?

Po dwudziestu latach letargu i nieróbstwa wójt Dariusz Straus wydaje się budzić ze snu. Wystawił na sprzedaż nieruchomość gminną za prawie 60 tys. złotych. Malutki skrawek ziemi, raptem 15 arów. Ale czymże jest owych 60 tysięcy w obliczu milionowych długów, w które wpędził gminę nieudolny Straus? Co nam po tych 60 tysiącach skoro wójt szczodrym gestem udziela kilkusettysięcznych pożyczek fundacji zarządzanej przez partyjnego kolegę, a następnie je umarza? Zapytany o to podczas ostatniej sesji rady gminy wójt tłumaczył, że Fundacja Wzgórz Dalkowskich inwestuje w gminie i te pożyczki są udzielane właśnie na te inwestycje. Toż to prawdziwy nonsens. Jeżeli Fundacja chce inwestować, niech inwestuje własne środki. W tej chwili sytuacja wygląda tak, że Fundacja dostała za darmo w użyczenie obiekt, w którym prowadzi żłobek i przedszkole, ale w związku z tym, że nie ma pieniędzy na remont, zaciągnęła w gminie pożyczki w kwocie około 200 tys. złotych po to, żeby remont zrobić. Warto zadać pytanie: dlaczego gmina nie ogłosiła przetargu na wyremontowanie i zaadoptowanie budynku dla potrzeb przedszkola? Tak nakazywałaby logika. Ogłosić przetarg. Wybrać rozsądną ofertę spośród solidnych i sprawdzonych oferentów. Zapłacić. Na pewno byłoby taniej. W tym samym czasie, gdy wójt udzielał bezzwrotnych pożyczek, niedaleko nas, w sąsiednim Otyniu pani Burmistrz Barbara Wróblewska wydała 200 tys. złotych i wybudowała duże, nowoczesne przedszkole dla 100 dzieciaczków. Przedszkole kosztowało 1.3 mln złotych z czego 1.1 mln pochodziło z dofinansowania. Innymi słowy – Burmistrz Otynia zainwestowała 200 tys. we wkład własny i dzięki temu w gminie powstała inwestycja warta 1.3 miliona złotych. Dlaczego wójt gminy Siedlisko, który jest bez wątpienia bardziej doświadczony niż pani Wróblewska, nie poszedł w tym kierunku? Dlaczego zamiast inwestować rozdaje środki budżetowe w formie pożyczek, które następnie umarza? Jaki jest sens takiej strategii ekonomicznej? To się nijak nie dodaje.

Drodzy Mieszkańcy, mamy dość nieudacznika w fotelu wójta. Dlatego zdecydowaliśmy się pisać prawdę. W felietonach mówimy jak jest. Nie upiększamy ani nie wykrzywiamy rzeczywistości. 07. września, w Sądzie w Nowej Soli odbędzie się kolejna rozprawa z powództwa prywatnego Darka Strausa. Przypomnijmy – wójt gminy Siedlisko najpierw nasłał na tzw. felietoniarzy policję i prokuraturę. Ta jednak nie dopatrzyła się w naszych działaniach znamion przestępstwa i sprawy umorzyła. Darek nie odpuścił. Wynajął – oczywiście na koszt gminy – drogą kancelarię z Wrocławia i wytoczył nam proces z powództwa prywatnego. Żeby było ciekawiej – Darek Straus nie zarzuca nam, że piszemy nieprawdę, że kłamiemy, albo że manipulujemy faktami. Darek ma pretensje, że nazywamy go nieudolnym wójtem, nieudacznikiem, pączkojadem itp. Życzcie nam powodzenia.

Pozdrawiam

Paweł P.

7 Replies to “Lepiej późno niż później

  1. Mienie gminy zostało rozdane za marne grosze znajomkom, kolesiom i ich familiom, dlatego nie ma kasy na to, co jest bardzo ważne dla ludzi, na wodę. Od lat jest to problem, którego końca nie widać. Najwyższy czas zmienić nieudolną, interesowną władzę i niech ktoś kompetentny i mądry zrobi porządek. Apeluję do młodszego pokolenia, weźcie sprawy w swoje ręce i pogońcie nierobów i cwaniaków, którzy bogacą się na podatnikach. Nie bójcie się. Mamy piękną gminę, ale bardzo zaniedbaną, zapuszczoną i zastraszoną. Brakuje dobrego i mądrego gospodarza, aby gmina mogła się rozwinąć, a przecież w naszym środowisku nie brakuje ludzi wykształconych z pasją i wyobraźnią, którzy daliby radę to zmienić.

  2. Polecam bardzo ciekawy artykuł red. Szczęcha w gazecie Regionalnej nt. Wody. Warto zwrócić uwagę na reakcję mieszkańców. Większość pytanych boi się wypowiadać pod własnym nazwiskiem. Ludzie przyznają wprost, że boją się zemsty wójta. Czy to nie wydaje się dziwne, że w XXI w., w wolnej, demokratycznej Polsce ludzie boją się krytykować urzędnika w obawie przed jego zemstą? Bo trudniej będzie coś załatwić w gminie, bo nie dostanie pracy, bo nie otrzyma zlecenia, bo … bo… bo… Chyba jest to najgorsza recenzja rządów wójta jaką można było przeczytać. Taka reakcja mieszkańców powinna dać asumpt do głębszej refleksji na temat ciągłości rządów w tej kadencji. By zachować godność i honor Straus powinien złożyć urząd. Może to zrobić z tzw. przyczyn osobistych. Takie rozwiązanie niewątpliwie byłoby najlepsze dla gminy i mieszkańców. Oczywiście tak się nie stanie. Straus nie ma wyjścia. W tej chwili, po publikacjach Pawła P. wątpliwe, by znalazł pracę w sferze budżetowej. W prywatnej firmie także się nie sprawdzi, ponieważ ma ukształtowane przez 20 lat pracy nawyki, których nie zmieni. Być może jakiś działać z PSL upcha go jako kolegę na jakimś mało eksponowanym stanowisku. To wszystko na co może liczyć. Dlatego Straus nie ustąpi i nawet w obliczu takich klęsk wizerunkowych jak ta, przedstawiona w gazecie Regionalnej, będzie uparcie trwał na stanowisku do końca kadencji i co więcej – będąc pewny poparcia wystartuje w kolejnych wyborach.
    Dlaczego wystartuje? Dlatego, że potrzebuje minimum 5 lat, by pozbyć się niewygodnej dokumentacji z poprzednich kadencji. Wszystkie faktury, umowy, które mogłby być powodem do krytyki zostaną w świetle prawa zniszczone. Tak się stało np. z fakturami za zakup setek metrów zupełnie niepotrzebnego ogrodzenia boiska w Siedlisku. W 2002 r. gmina Siedlisko, która jeszcze dzisiaj nie radzi sobie z zacofana i zaniedbaną infrastrukturą zainwestowała dziesiątki tysięcy złotych, by ogrodzić boisko. Są w gminie świadkowie, którzy interesowali się tą bezsensowną inwestycją. Zgodnie twierdzą, że płot gmina kupiła od rodziny piekarza Jana Fijoła zaś przetransportowany do gminy został przez Adamczyka. Zrobił to wójt w trakcie swojej pierwszej kadencji, kiedy to dzięki Janowi Fijołowi został wybrany na wójta. On jako radny z obozu Mirki Maciejewskiej zdradził swoją kandydatkę i zagłosował na Strausa.

    Dzisiaj dowodów (faktur, dokumentów przewozowych itp.) tej bezsensownej inwestycji nie ma. Faktury zostały zniszczone. Tak dzieje się z większośćią pozornie zbędnych dokumentów w urzedach. Są przechowywane tylko 5 lat. Innymi słowy czas działa na korzyść wójta i wójt będzie grał na czas, bo tego czasu potrzebuje.

    Wójt jest pewny poparcia wśród mieszkańców. Do tej pory wygrywał wybory. Wszak o mały włos nie przegrał z Pawłem P., ale to jednak tylko „mały włos”. W ostatnich wyborach miał ułatwione zadanie. Kandydaci skupili się nie na krytyce wójta ale na porządkowaniu gminy, na spacerach z kijkami, na pracach ręcznych typu szydełkowanie. Agnieszka Adamów-Czaykowska była wymarzoną kandydatką dla wójta. Każdy z obecnych na debacie w drugiej turze widzieli jak Straus niemal „zjada” przestraszoną Agnieszkę. Kiedy debata się skończyła Straus triumfował a Agnieszka dziękowała, że przeżyła i że to jakoś przetrwała. Dziewczyna, która w trakcie całej kampanii unikała konfrontacji, nie miała szans w debacie. To wykorzystał wójt a opozycja wystawiając kandydatkę, która boi się konfrontacji, nie ma cech przywódczych zmarnowała kolejne 5 lat dla gminy Siedlisko.

    Pytanie, czy w nowych okolicznościach wójt dalej może być pewny zwycięstwa w wyborach. A o tym, że okoliczności się zmieniły i są jak na Siedlisko nowe, co do tego nie ma wątpliwości. Co tydzień w gminie rozdawane są felietony. Do domu przynosi je listonosz – pracownik Poczty Polskiej. Felietonów nie dostarcza jakiś tam „oszołom” ale funkcjonariusz publiczny. To po pierwsze. Po drugie – mimo szykan ze strony Strausa i zastraszania tzw. felietoniarzy czy to prokuraturą, policja czy prawnikami i Sądem, felietony dalej się ukazują. Proces, który wytoczył wójt z powództwa prywatnego będzie się ciągnął latami. To będzie długi proces. Czy zakończy się w tej kadencji? Wątpliwe. Ważne jest jedno – ludzie na wsi właśnie się przekonali, że osoba, która ich „zastraszała” różną formą szykan (zwolnienie z pracy Pazdrowskiej i Łabiaka czy „trudnościami w urzędzie w kwestii załatwienia czegoś” itp.) nie jest wszechwładna i wszechmocna. Nagle w gminie pojawił się ktoś – konkretnie Paweł P. – który nie boi się wójta. Paweł uświadomił mieszkańcom także inna ważną rzecz. Pokazał, że wójta można krytykować i że należy piętnować patologie władzy na każdym szczeblu występowania i w każdej formie. Krytykowany wójt jest bezsilny. Nie może szykanować Pawła P., bo ten nie jest od niego zależny. Nie wybudował także ogrodzenia w świetle drogi gminnej, jak to zrobiła np. Pani Mokwińska i nie może mu nakazać rozbiórki 50 cm ogrodzenia. Paweł P. nie jest pracownikiem gminnym i nie musi zastanawiać się tym, czy za krytykę wójta zostanie pozbawiony środków do życia. Paweł P. nie ma ambicji developerskich i nie stara się o wykupienie działek w gminie. Itp. itd.

    Krytykując wójta Paweł uświadomił mieszkańcom, że wójt nie jest nieśmiertelnym bogiem ale że jest z krwi i kości i że nie należy się go bać. To jest największą zasługą Pawła i jego felietonów. Dlaczego? Władza może opierać się albo na autorytecie lub strachu. Wójt zbudował swoją pozycję zastraszając mieszkańców, co doskonale ukazał red. Szczęch w ostatnim artykule poświęconym brudnej wodzie. Wójt nie cieszy się w gminie autorytetem. Wśród reakcji mieszkańców na brudną wodę w gminie trudno znaleźć było wypowiedź broniącą wójta. Nie było wypowiedzi w stylu „Wójt jest dobrym gospodarzem a wypadki z wodą się zdarzają wszędzie ale nasz wójt dba o nas i wysyła nam beczkowozy z wodą pitną”. Władza budowana na strachu mija wraz z przyczyną strachu. W psychologii rozróżnia się między kategorią lęku a strachem. O ile lęk ma przyczynę ogólną, nieokreśloną tak strach ma zawsze konkretny powód. Tym strachem był w gminie wójt. Był do czasu. Kiedy ludzie dostali do ręki pierwsze felietony wcale nie przejrzeli na oczy. Bo o tym, że wójt prowadzi jakieś interesy z Fijołem czy Adamczykami, o tym wszyscy wiedzili. Tylko mówili o tym po cichu. Upubliczniając kulisy władzy a dodatkowo przedstawiając niemalże na żywo przebieg sprawy karnej Paweł pokazał bezsilność wójta wobec prawdy i faktów.

    W tej chwili mieszkańcy gminy, którzy nie są zadowoleni z rządów Strausa maja lidera. Wynik następnych wyborów będzie inny niż dotychczasowe. Nie będzie to głosowanie „za” i „przeciwko, bo nikogo innego nie było”. W następnych wyborach mieszkańcy wybiorą między dwoma wizjami gminy Siedlisko – między starą gminą reprezentowaną przez Straus przez ostatnich 20 lat wliczając w to wszystkie afery ujawnione w felietonach – a nową gminą, która nie jest rzeczywistością równoległą, jaką zaproponowała opozycja w ostatnich wyborach, ale jest przeciwieństwem tej gminy, którą zbudował Straus.

    W XX w., w teorii polityki, polityczność jest definiowana jako umiejętność rozróżnienia między przyjacielem i wrogiem, przy czym kategorie te pojmowane są intuicyjnie. W ostatnich wyborach polityczność próbowano definiować od nowa jako relację między przyjaciółmi. Wszak wójta nikt głośno nie krytykował a rywalizacja polityczna miała odbyć się w terenie przy grabiach. Zwycięzcą miał być ten, kto zgrabi więcej. Ta próba wyważania otwartych drzwi, przez nowe redefiniowanie polityczności skończyła się zupełnym zdezorientowaniem wyborców i porażką opozycji. Tak musiał się skończyć ten eksperyment i każdy następny, który nie uwzględni specyfiki natury ludzkiej. Ta zaś w każdym miejscu na świecie jest taka sama.

    Dlatego Pawłowi należy się uznanie i szacunek za to, co robi dla gminy. Że jak nikt wcześniej zdecydował się podjąć otwartą polemikę z wójtem w interesie gminy. Polemika, to słowo, które wywodzi się z języka greckiego. Polemikos to znaczy „wrogi” a polemos, znaczy „wojna”. W świecie mitów greckich Polemos był personifikacją boga wojny. Clausewitz w swoim traktacie o wojnie pisał, że wojna jest kontynuacją polityki na innym polu i przy uzyciu innych środków. Ta implikacja działa w drugą stronę. Polityka jest wojną. Nie można mieć złudzeń. W tej chwili dzięki felietonom Pawła nikt nie ma wątpliwości, po której stronie barykady stanie. Mieszkańcy Siedliska mają prosty wybór.

  3. Ciongle siem czpiacie pana fujta a on cienszko robi dla gminy fszystko. Fszyscy go popierajom tylko nie wy. Po złości robicie bo siem mścicie za poraszke wyboczom. Nigdy nie wygracie z fujtem bo go nafsi lubiom i jest osobom popularnom a nie tak znienawidzonom jak pan cpn i pan Paweu

  4. co raz ciekawszych rzeczy się dowiadujemy od cepeeniarza. w otyniu za 200tysięcy wybudowano nowe przedszkole. W Siedlisku 200 tys poszło na umorzone pożyczki. Rytwiński to już ze wstydu pod ziemię powinien się schować razem z bułami. tyle szkód co oni wyrządzili w gminie to mało kto zrobił.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *