Drodzy Mieszkańcy,
w zeszłym roku nasza mała rolnicza gmina była bohaterem programu interwencyjnego jednej z komercyjnych stacji telewizyjnych. Rzecz dotyczyła syfiastej wody w kranach. Pewnego słonecznego dnia spotkali się: reporterzy TV, przedstawiciele lokalnej społeczności oraz jego ekscelencja – nieudacznik wójt we własnej osobie. Przed obiektywem kamer wójcina pocił się, jąkał i obiecywał, że modernizacja hydroforni, która kosztować miała 3 i pół bańki zakończy się w październiku tego roku. (Filmik zobaczycie tutaj)
Przyjaciele wójta Darka Strausa, członkowie najbliższej rodziny, którymi obsadził stołki w gminie i ci, którym opchnął mienie gminne za bezcen;ba! nawet ksiądz proboszcz, którego przekabacił kopertą z datkiem – wszyscy zgodnie twierdzą, że wójta kochać trzeba oraz niezachwianie wierzyć w jego przedsiębiorczość i zaradność. Uwierzmy i my! Uwierzmy w to, że zgodnie z obietnicą Strausa w naszych kranach płynie czysta woda. Pijmy ją bez obaw. No to siup! Na zdrowie!
A teraz zupełnie poważnie. Minął rok od powołania wójta na kolejna kadencję. W demokratycznym głosowaniu, przy aktywnym wsparciu męża zaufania (w tej roli wystąpił osobisty kuzyn Strausa – zwyrodnialec-pedofil) wybraliśmy nowego-starego wójta. Mamy to co mamy na własne życzenie. W dzisiejszym felietonie chcielibyśmy przywołać kilka faktów z przeszłości – chcielibyśmy powrócić na chwilę do kampanii wyborczej sprzed roku.
Pamiętacie hasła wypisane na ulotkach Darka Strausa „Siła kontynuacji – doświadczenie i rozsądek – zaufaj sprawdzonym”? Powtarzane do znudzenia slogany rzucane na każdym spotkaniu? Czy zastanawialiście się nad znaczeniem tych słów? Nad ich głębokim sensem i ukrytym przekazem? O tym, ile prawdy jest w tych szlagwortach sztabu wyborczego Strausa przekonaliśmy się w ciągu minionego roku. Zacznijmy od pierwszego:
„Siła kontynuacji”. Słowo „siła” kojarzy się z mocą – z energią, dzięki której można pokonać różne, największe nawet przeciwności. W klasycznej fizyce newtonowskiej siła, to wartość X, która zmienia ruch bądź pęd danego ciała. Jak wiemy w gminie Siedlisko od dwudziestu lat działają inne zasady matematyki oraz inne prawa fizyki. W „małej, rolniczej, ubogiej i położonej na uboczu rolniczej gminie” – „Siła” oznacza umiejętność Dariusza Strausa przetrwania największej fali uzasadnionej krytyki oraz zdolność do trwania w błogostanie urzędniczego nieróbstwa. „Siła kontynuacji” – to jawna deklaracja, to przyznanie wprost, bez żadnego zażenowania, wstydu czy innych ogródek, że w gminie jak było, tak będzie i nic się nie zmieni. To program oparty na kontynuacji tego, co było, a nie na zmianach na lepsze. Nie będzie pitnej wody w kranach. Nasze urządzenia AGD będą kapitulowały w starciu z zanieczyszczoną wodą. Drogi dalej będą dziurawe, a ulice nieoświetlone. Ścieżki rowerowe zobaczymy w Nowej Soli, Bytomiu Odrzańskim czy w Otyniu, ale nie u nas. Zgodnie z doktryną „siły kontynuacji”, w naszej gminie takich udogodnień nie było i taki stan rzeczy będzie kontynuowany. Drogi od dawna są dziurawe i w nocy zaciemnione. Ścieżek nigdy nie było. Nie ma żadnego powodu, by coś zmieniać w tych kwestiach. Należy zapewnić sprawne kontinuum tego stanu rzeczy, bo po co wprowadzać jakieś zmiany? Ludzie jakoś żyli i żyć będą. Tak wygląda podejście Strausa. Zamiast zmian zaproponował gminie kontynuację starego. Bo tylko kontynuacja gwarantowała trwanie starego porządku i zachowanie ustalonego ładu oraz bezpiecznej pozycji wójta.
Doktryna „siły kontynuacji” ma także swój aspekt pozytywny. Pokazaliśmy w poprzednich felietonach, że wójt swoją władzę w gminie oparł na uszczęśliwianiu lokalnych oligarchów. Ma grono wybrańców, którzy pomagają mu wytrwać na stołku, a których on w zamian uszczęśliwia na różne sposoby. To dzierżawą atrakcyjnych terenów w promocyjnych cenach, to działeczką sprzedaną za półdarmo, to inną nieruchomością lub zleceniem od gminy. Chłopaki bawią się tak naszym kosztem, trwając w szczęśliwej symbiozie od ponad dwudziestu lat.
Wyobraźmy sobie co by było, gdybyśmy wszyscy byli synkami i córkami wielkiego przyjaciela Darka Strausa – superobywatela Witka Rytwińskiego. Dzisiaj nie musielibyśmy mieszkać na pokoju u rodziców, w wynajętych mieszkaniach czy spłacać kredyty hipoteczne we frankach szwajcarskich. Każdy z nas miałby dom o powierzchni 160m2, kupiony poniżej 300 zł za jeden metr kwadratowy od gminy. Oczywiście pod warunkiem, że naszym tatusiem byłby Witek Rytwiński – jeden ze stwórców i ojców kariery politycznej naszego wójta w gminie.
Albo gdybyśmy byli Adamczykami. Jako potomkowie szemranego biznesmena także ucieszylibyśmy się z „siły kontynuacji”. Pamiętacie jak wielki przyjaciel Strausa, Andrzej Adamczyk nielegalnie kopał dziurę koło szkoły i woził piach na budowę S3. Jak się domyślacie nie robił tego z pobudek społecznikowskich. Nie chodziło o to, żeby Budimex szybciej wybudował trasę szybkiego ruchu i żebyśmy mogli łatwiej dostać się do Zielonej Góry lub bez korków dojechać nad Bałtyk. Adamczyk robił to za dużą kasę. Dodatkową forsą nabijał mu kiesę nasz amerykański geniusz przedsiębiorczości, który – jak wykazała kontrola NIK – kupował od kolesia piach na potrzeby gminy. Nieźle to sobie chłopaki wymyślili, nieprawda? Ale jak się to ma do „siły kontynuacji”? Jak wiecie przyjaciel wójta zniknął w tajemniczych okolicznościach. Po szemranym biznesmenie została dziura w ziemi, bezpowrotnie zniszczone działki położone przy wyrobisku, wielka afera oraz… dzieci, które podobnie jak wcześniej tatuś, także się bogacą na współpracy z wójtem. Tatuś zarobił wcześniej, a teraz oni zarabiają na interesach z wójtem. Na tym właśnie polega „siła kontynuacji”.
Kontynuując swoją współpracę z Adamczykami, Straus „przeoczył” podanie do wiadomości ważnej informacji o przetargu atrakcyjnej działki położonej przy nowym osiedlu. Dzięki temu nikt nie przeszkodził młodemu Adamczykowi dokonać zakupu atrakcyjnej ziemi w Siedlisku w dobrej cenie. Tereny te będzie mógł bez problemu podzielić na działki i sprzedać. Zarobi krocie. Drugi kawał pola – ponad 4 hektary – sąsiadujący z dawnym wysypiskiem, młody Adamczyk na mocy dekretu wąsatego obiboka otrzymał praktycznie za grosze w trzyletnią dzierżawę. Nie zarobimy na tym jako gmina nic. Wzbogaci się za to Adamczyk junior. Wyszarpie kilka tysięcy dotacji unijnych, a po trzech latach dzierżawy nabędzie prawo pierwokupu nieruchomości. Zrobi interes życia, bo właśnie wójt zmienił studium zagospodarowania i grunty, które dzierżawi nie są już polami, ale terenami aktywności gospodarczej. Znowu bogaci się przyjaciel Darka, a reszta mieszkańców może tylko z oddali podziwiać jak wygląda „siła kontynuacji” w praktyce.
Jeżeli ktoś nie wierzy w istnienie „siły kontynuacji” w Siedlisku – zapraszamy pod budynek dawnej stołówki PGR przy ul. Kasztanowej. Najpierw jednak przypomnijmy kilka faktów z przeszłości.
Jest koniec lat dziewięćdziesiątych. Trwa kadencja rady, która jako ostatnia wybierze wójta spośród siebie. Później wójt będzie wybierany w wyborach bezpośrednich przez wszystkich mieszkańców gminy. Radzie przewodniczył gminny specjalista od demokracji, gajowy Ryszard Kieczur. Wiceprzewodniczącym był Witek Rytwiński. Wśród radnych tamtej kadencji nie zabrakło takich gwiazd lokalnej społeczności jak szemrany biznesmen Andrzej Adamczyk czy piekarz Jan Fijoł. Żeby było ciekawiej, pan Jan należał wówczas do komitetu wyborczego „Przyjaciele dla Siedliska”, który promował Mirkę Maciejewską.
Pani Mirka – nauczycielka i dyrektorka internatu była świetną kandydatką na wójta. Obeznana w formalnościach, w pozyskiwaniu środków, w zarządzaniu dużym zespołem ludzi, cieszyła się zaufaniem lokalnej społeczności. Popełniła jednak błąd, który jak się okazało, kosztował ją karierę polityczną i przesądził o losie gminy. Tuż przed głosowaniem wygłosiła przed radnymi mowę, w której przedstawiła swoje plany na rozwój gminy. Zadeklarowała wówczas, że jej działania będą zgodne z duchem i literą prawa. Jak się domyślacie wbiła sobie tym gwóźdź do trumny z karierą polityczną.
Działacze pamiętający jeszcze poprzedni reżim nie potrzebowali wójta, który działałby zgodnie z prawem. Pamiętajmy, są lata dziewięćdziesiąte. W kraju panuje bieda i chaos. Bogacą się głównie cwaniacy oraz ci, którzy przepisy prawa traktowali jako niezobowiązujące wskazówki dotyczące norm i zasad postępowania. Po co komu wójt, który sztywno trzymałby się reguł prawa? Jawność i transparentność działań politycznych była nie po myśli lokalnym oligarchom. Potrzebowali kogoś mniej doświadczonego; kogoś, kim mogliby sterować i wreszcie kogoś, kto mniej ortodoksyjnie traktowałby zapisy kodeksów prawa. Postawili więc na żółtodzioba i jak pokaże przyszłość wybrali najlepiej jak mogli – oczywiście najlepiej dla siebie, nie dla gminy. Młodzik z wąsikiem wyspecjalizuje się w technice przeoczeń i uchybień przepisów prawa. Dzięki niemu oligarchowie obłowią się kosztem gminy – zapłacimy za to my wszyscy. Nie wybiegajmy jednak zbytnio w przyszłość.
Jeszcze do godziny 12.00 tego dnia, w którym miało odbyć się głosowanie na wójta komitet Mirosławy Maciejewskiej „Przyjaciół dla Siedliska” miał przewagę jednego głosu. Przynajmniej tak wynikało z arytmetyki. Za kulisami trwały jednak knowania, zmierzające do wypromowania innego kandydata. Stare lisy knuły. Posiedzenie sesji i głosowanie było zaplanowane na godzinę 14.00. Przed sesją, tuż po godzinie dwunastej w domu pani Maciejewskiej zadzwonił telefon. To nauczyciel ze szkoły w Bielawach – Marek Solecki. Ówczesny radny i członek komitetu „Przyjaciół dla Siedliska”. Dzwonił, żeby powiedzieć, że zmienił zdanie i że będzie głosował na Strausa. Dlaczego zadzwonił? Czy chciał zachować pozory uczciwości? Być fair w stosunku do koleżanki po fachu? Czy może po to, by uciszyć wyrzuty sumienia? Nieważne. Zdrada pierwszego z „Przyjaciół dla Siedliska” się dokonała. Plotka głosi, że w zamian Solecki miał obiecany komputer. Nie ma się co śmiać. Komputery w latach dziewięćdziesiątych, to nie byle co. Było się na co połaszczyć.
Dzisiaj Marek Solecki nie żałuje zapewne swojej decyzji. Ze Strausem jako wójtem żyje mu się w gminie całkiem dobrze. Wraz z małżonką ustawili się nieźle w szkole Bielawach. Ona dyrektorka, on nauczyciel. Po śmierci małżonki dochrapał się ciepłej posadki dyrektora szkoły. Co ciekawe, oprócz dyrektorowania pan Solecki prowadzi m.in. zajęcia komputerowe. Jak widać zamiłowanie do komputerów z młodzieńczych lat pozostało. Wróćmy do wydarzeń z tamtego dnia.
O godzinie 14.00 odbywa się głosowanie. Po zdradzie Soleckiego „Przyjaciele dla Siedliska” stracili przewagę. Jest remis. Straus potrzebował jednego głosu. Tylko jednego, by pokonać Mirkę Maciejewską i zostać wójtem. Ponowne głosowanie zaplanowano na następny tydzień, na 27 dzień listopada. Tyle czasu wystarczyło, by zdradził drugi z „Przyjaciół dla Siedliska”. Zdradził nie kto inny ale piekarz – Jan Fijoł. To dzięki jednemu głosowi pana Jana ponad dwadzieścia lat temu, 27. XI. 1998 r., w gminie pojawił się amerykański wójt. Dzięki piekarzowi młokos bez doświadczenia, ani wiedzy niezbędnej w zarządzaniu, został wójtem. Wyobrażacie to sobie? Jeden, mały głos; jedno podniesienie ręki i powiedzenie „Jestem za” przesądziło o takim, a nie innym losie gminy. Tak było na ostatnim posiedzeniu rady, która wybierała wójta spośród radnych. Później wójt będzie wybierany przez wszystkich mieszkańców w wyborach bezpośrednich.
Niemal ćwierć wieku temu dzięki głosowi Janowi Fijoła, Darek Straus dostał ciepłą posadkę i kilka tysięcy złotych wypłaty miesięcznie. Ile zarobił w tym czasie nasz amerykański wójt? Łatwo policzyć. Przyjmijmy dla uproszczenia, że miesięczna pensja wójta wynosiła i wynosi tylko 5000 zł i że na stołku siedzi dwadzieścia lat. Rachunek jest prosty: 21 lat to 252 miesiące. Dodajmy do tego trzynastą pensję każdego roku, jak to zwykle bywa w budżetówce. Razem wychodzi 273 wypłaty po 5.000 zł każda. Daje nam to okrągłą sumkę 1.365.000 zł (słownie: jeden milion, trzysta sześćdziesiąt pięć tysięcy złotych). Wszystko to dzięki jednemu głosowi piekarza. Dlatego dziwić się nie należy, że od tamtej pory Darek Straus będzie przy każdej okazji udowadniał swoją wdzięczność Fijołowi. Dla pana Jana będzie gotów zaryzykować nawet karierę polityczną. Tak było w przypadku próby przejęcia części Wzgórza Adelajdy.
Ponad rok temu, tuż przed wyborami na osobistą prośbę Jasia, nasz wójt przyodział swój najlepszy garnitur, założył nienoszone wcześniej buty, wypucował auto i w te pędy ruszył do Starosty. Miał za zadanie wyrwać dla piekarza i Witka Rytwińskiego kawałek zrewitalizowanego Wzgórza Adelajdy. W tajemnicy przed radnymi, mieszkańcami gminy i społecznikami z Fundacji Karolat, dzięki którym uprzątnięte Wzgórze stało się turystyczną atrakcją regionu, Darek Straus zmienił się w dewelopera. Kiedy sprawa wyszła na jaw i zaczął robić się mały smrodek piekarz wycofał się. Napastowany przez pismaków i działaczy z Fundacji Karolat wójt chęć przejęcia części wzgórza i podzielenia go między koleżków tłumaczył potrzebą „uporządkowania spraw”. Jakie porządki miał Darek na myśli i o jakie sprawy chodziło – możemy się tylko domyślać.
Ale po co nasz wójt tak się narażał żeby osobiście wyczekiwać na audiencję pod drzwiami Starosty? Czy normalny obywatel gminy Siedlisko doświadczył kiedykolwiek takiego poświęcenia ze strony wójta? Otóż wieść gminna głosi, że pan Jan nie ma gdzie parkować busików, którymi rozwozi pieczywo. Na Wzgórzu miały zostać wybudowane garaże. W związku z tym, że akcje wójta dołują z roku na rok i przyszłość polityczna Strausa w kolejnych wyborach jest coraz bardziej niepewna, chłopcy zagrali va banque – poszli na całość, ryzykując dalszą karierę Darka. Drugi raz taka sposobność mogła się nie nadarzyć.
Wzgórza nie udało się przejąć i podzielić między koleżków. Nie oznacza to jednak, że mityczna „siła kontynuacji” przestała działać. Przeciwnie. Okazuje się, że Darek Straus robił dobrze przyjacielowi Jasiowi i będzie dobrze robił jego następcy. Zgodnie z doktryną „kontynuacji” wyświadczył fantastyczną przysługę zięciowi piekarza. Chodzi o budynek stołówki przy ul. Kasztanowej.
Nieruchomość położona w ścisłym centrum Siedliska. Gmina mogła ją przejąć ją za darmo. Zabiegała o to osobiście prezes Fundacji Karolat Agnieszka Adamów-Czaykowska. Zabiegali radni. Agencja Nieruchomości Rolnych, do której należała nieruchomość, wciskała stołówkę wójtowi niemalże na siłę. Wójt odmówił. Marzenie o domu Seniora, obiekcie, w którym mogliby spotykać się nie tylko starsi, ale także i młodzież z naszej gminy, dzięki „sile kontynuacji” poszło się – mówiąc kolokwialnie – walić. Podobnie jak w przypadku sprzedaży gruntu młodemu Adamczykowi, także w tym przypadku istotną rolę odegrało „przeoczenie”. Gdy budynek dawnej stołówki wystawiony został na sprzedaż, wójt przeoczył podanie tego faktu do publicznej wiadomości. Bez przeszkód kupił ją zięć piekarza, przyjaciela wójta – Jana Fijoła.
Tak się robi biznesy na szczeblach władzy w Siedlisku i tak wygląda „siła kontynuacji” dzięki której profity zbiera następne pokolenie rodziny Fijołów.
Dzisiaj zapoznaliśmy Was z kulisami „Siły kontynuacji”, którą u nas wdraża wójt od ponad dwudziestu lat. Mogliście się przekonać, że nawet w biednej, rolniczej gminie dzięki „sile kontynuacji” można się nieźle ustawić i obłowić. Grupka kolesiów zrobiła sobie przytulną piaskownicę i wraz z amerykańskim geniuszem bawią się kosztem podatników. Prawda jest taka, że na wszystkich interesikach wójta z kumplami gmina i my wszyscy ponieśliśmy wymierne straty, które można liczyć w milionach.
Pozdrawiam serdecznie
Paweł P.
Dlaczego taki osobnik bo inaczej jego nazwac nie mozna w gminie wygrywa? Sitwa to trzyma i układy lokalne. Dlatego gmina cierpi i traci. Nie rozwija się nic w Siedlisku. Gmina jest zapuszczona i brudna. Ciekawe dlaczego u nas sie tylko lekarzowi i adamczykom wiedzie. Na plakacie widac Grześka Adamczyka na radnego, to też siła kontynuacji
ciekawa jestem komentarza cepenu do sesji, która była wczoraj. przewodnicząca była na niej mobingowana przez oczy. Tak działały na Chilicką krytyki radnego Sławka Pokusy. Pan Sławek Pokusa bardzo dobrze wygarnął wójtowi nieróbstwo i lenistwo. a chilicka była śmieszna. wydzierała się i mówiła, że na radzie tylko ona mówi kiedy chce a reszta ma jej słuchać. wójt okazał pogardę i lekceważenie dla J. Mokwińskiej. Ujawnił złośliwość do mieszkanek Siedliska. Zaczął wymierzać metry, żeby udowdonić, że na drodze do J. Mokwińskiej nie postawi lampy. To zwykła mściwość za zaangażowanie p.Joli w sprawy gminy i że mu cały czas patrzy na ręce. Dobrze złośliwość wójta obnażyła na radzie pani Adamów. Powiedziała Strausowi, że nie może być złośliwy i nie chodzi o metry. Kieczur też nie był lepszy. Uciszał radnych przed kamerami, żeby nie wywlekać brudów przeciwko wójtowi kiedy jest transmisja obrad tylko chciał zrobić zebranie wiejskie i na zebraniu zapytać ludzi czy chcą refenrednum zmiany wójta. Widać, że zaczął mu się tyłek palić, bo wie co na wsi myślą o wójcie. cpn otworzył ludziom oczy. pisze o tym co się działo przez lata w gminie. teraz Kieczur chce zmienić strone na opozycyjną. Ludzie nie chcą już Strausa ani Kieczura i Chilickiej. Nikt na was na wsi nie zagłosuje!!!!!!!
to prawda że nasz wujt lubi pana Janka bo się od dawna znajom i popierajaom w wyborach. wujt wszystkich lubi kturych zna a wszystkich w gminie zna. nie macie co zazdrościć bo gdy byście nie kłucili się wiecznie z wujtem toby też was lubiał. pan Jan się nie kłucił nigdy z naszym wujtem i odwrtonie i nikt nikomu nic niewypomina i dlatego tak jest. gdybyście wy też tak robili miszkańcy byli by zgodni
Monika nie udawaj idiotki, analfabetki, to jest niesmaczne, jak tak uwielbiasz wójta to mu to wyznaj, on lubi kobietki, kokietki.
Z kim nie gadasz każdy czyta cpn i sie z nim zgadza. Gdyby cpn wybrał się pod sklep w sobotę i tylko słuchał to dowiedziały się o innych przekretach. Tyle jest żalu na D. Strausa i na bułe.
Jak masz takie dobre informacje to pisz o tym tutaj, pisz do cpn , pisz na Forum dla Siedliska, i gdzie tylko możesz. Nie wszyscy mogą być pod sklepem w sobotę a każda informacja pomaga w otwieraniu oczu na przekręty pączkojada i buły.
Z tego co jest napisane, wynika że banda cwaniaków od początku miała na celu własne interesy, z Maciejewska by się nie udało, więc postawili na Strausa i mają co chcieli. Kiedyś wójt będzie rozliczony z przekrętów i z tego, że gminę doprowadził do ruiny. Najwyższy czas zrobić z nim porządek. Dzisiaj widziałam grupę ludzi obok przedszkola, którzy rozmawiali o wyznaczeniu przejścia dla pieszych , wójt nie był zainteresowany sprawą robił zdjęcia i czytał lub pisał SMS, o to przejście zabiegał radny p. Sawicz. Po co nam wójt, który nic nie robi,a przeszkadza wręcz i lekceważy problemy wsi.
W tej gminie ludzie boją się zmian , żyją byle jak i wybierają byle jakiego wójta. Chcieli by gwiazdki z nieba ale lenistwo i strach im nie dają po nią sięgnąć. Ci co widzą dalej, chcą więcej i lepiej nie zrobią sami porządku w tym bagnie jakie narobił paczkojad.
Cala prawda, całą dobę tylko CPN !!! Liczę, ze przedstawiane z tygodnia na tydzień fakty obudzą mieszkańców i pozwolą im wyrobić sobie zdanie na temat prawdziwych pobudek postępowania wasatego wójta. Szkoda, ze przez tyle lat gościu okradał mieszkańców w majestacie prawa. Ale lawina niezadowolenia ruszyła i ….. nie wiadomo czy się zatrzyma !