chcieliśmy podzielić się z Wami bardzo dobrymi wiadomościami. Nasze felietony nie trafiły w próżnię i wiatr zmian zaczął, co prawda nieśmiało ale jednak, powiewać i w naszej gminie. Od 6 marca w Gminnym Ośrodku Kultury będziemy mogli uczestniczyć w regularnych warsztatach sekcji brydża. Co tydzień, w każdy wtorek o godzinie 16.00 i czwartek o 16.30 będziemy mieli okazję spotkać się, porozmawiać, pograć w karty – innymi słowy zabawić się i to niekoniecznie przy akompaniamencie brzdęków flaszek po wódce. Świetna sprawa – nie sądzicie? W ogóle Gminny Ośrodek Kultury działa niezwykle prężnie. Dzieci uczestniczą w organizowanych co tydzień zajęciach kółka teatralnego, warsztatach ceramicznych albo tanecznych. Regularnie organizowane są wystawy fotografii, prac artystycznych oraz koncerty. Nie stać nas na goszczenie gwiazd większego formatu, ale początkujących artystów, którzy chcieliby podzielić się ze światem własnym dorobkiem na szczęście nie brakuje. Tej klasy twórcą jest bez wątpienia Robert Kasprzycki – krakowski grajek, który swego czasu próbował mierzyć się z trudnymi utworami Bułata Okudżawy. Koncertował u nas w walentynkowy wieczór. Fanie było co nie? Kto był? Łapka w górę!
(…)
Na tym etapie, z litości dla naszego nieudolnego wójciny Dariusza Strausa oraz orszaku jego równie nieudolnych urzędniczyn zakończymy ów okrutny dowcip. Powyższy opis nie dotyczył siedliskowego tygla kultury, ale Gminnego Centrum Kultury u naszych niedalekich sąsiadów – w Otyniu.
Siedliskowy ośrodek kultury zionie pustkami. Coś tam się tam od czasu do czasu dzieje, jakieś panie krzątają się, sprzątają, światła w oknach się od czasu do czasu świecą i nawet Darka Strausa ktoś czasami tam widzi, ale podobno UFO i kosmitów też ktoś widział. W porównaniu z naszymi sąsiadami Ośrodek Kultury i Sportu w Siedlisku, to pustynia rozrywkowo-kulturalna, na którą każdego roku wydajemy około 300.000 zł.
Co można kupić za 300.000 zł? Kiedyś za 250.000 można było kupić Zamek w Siedlisku. Dzisiaj za 300 tys. można kupić dwupokojowe mieszkanie we Wrocławiu albo nowy samochód marki Porsche Macan z silnikiem o mocy 248 KM i automatyczną skrzynią biegów. Jak dorzucimy jeszcze stówkę, to za czterysta tysięcy możemy kupić nową łódź motorową, która na pewno nie wywoła sensacji w porcie Herkulesa w Monaco, ale na Mazurach będziemy królami życia.
Wydaje się to trochę dziwne, że dysponując takim budżetem pracownicy Gminnego Ośrodka Kultury i Sportu w Siedlisku nie potrafili zorganizować cyklicznych imprez, warsztatów, kółek rozwijających zainteresowania. Jak widać na przykładzie naszych sąsiadów z Otynia, nie jest to przedsięwzięcie trudne, czasochłonne czy tak kapitałożerne jak ciepła posadka wójta w gminie Siedlisko. Ktoś mógłby zapytać – na co przeznaczone są te niemałe przecież pieniądze, które otrzymuje GOKiS? Tu wydatki są analogiczne do tych w Urzędzie Gminy Siedlisko. Niemal cały budżet przeznaczany jest na wynagrodzenia. Urzędnicy w Siedlisku znani są w regionie z tego, że lubią dobrze zjeść, wypić, ubrać się ładnie itp. Dla przykładu w 2017 r. koszty osobowe GOKiS wyniosły 202.432 zł., a na organizację imprez kulturalno-sportowych wydano 13.517,74 zł., czyli w przybliżeniu jedną pensję naszego wójta. A jakie to były imprezy? Na przykład na imprezę kulturalną o nazwie „Festyn przy Kościele” GOKiS wydał 119 złotych i 78 groszy, na „Biegi terenowe” całe 215 zł i 25 gorszy a na „Turniej piłki siatkowej” 274 zł i 18 gorszy.
Wróćmy na chwilę do naszych sąsiadów z Otynia. Po wygranych wyborach samorządowych ówczesna nowa pani wójt Barbara Wróblewska postawiła na skuteczność i efektywność działania. Postanowiła reanimować trupa. Ogłosiła konkurs na nowego Dyrektora Gminnego Centrum Kultury w Otyniu. Został nim Krzysztof Gąsior. Człowiek nie wziął się znikąd. Nie był to jeszcze jeden „koleś”, dla którego załatwiono ciepłą posadkę. Krzysiek Gąsior prowadził kiedyś w Nowej Soli knajpę o wdzięcznej nazwie: „Teatralna”. Przesiadywało tam swego czasu mnóstwo uduchowionych artystów, bujających w obłokach, którzy podrywali dziewczyny na tzw. smutek egzystencjalny zwany czasem tragicznym bólem istnienia. Na czym polegała ta technika podboju niewieścich serc? Opowiemy wam innym razem. Wracając do Krzyśka Gąsiora, to jako nowy dyrektor nie wygrzewa fotela, ale ciężko pracuje na swoją wypłatę i ma się czym pochwalić. To dzięki jego zaangażowaniu i wsparciu burmistrz Otynia Barbary Wróblewskiej mieszkańcy gminy mogą spędzić wolny czas słuchając koncertów muzycznych lub chodząc na wystawy dzieł różnej maści artystów. Wcześniej w Otyniu było jak Siedlisku. Coś tam się działo w GOK-u. Od czasu, do czasu ktoś napalił w piecu, umył okna itp. Wystarczyła jedna kadencja nowego samorządu, cztery lata nowej pani burmistrz i Otyń zmienił się, także pod względem oferty kulturalnej, nie do poznania.
Wracając jednak do spraw naszej gminy. Nie wiem czy wiecie, ale plotka głosi, że za cztery lata, w roku wyborczym Darek Straus nadzwyczajnym dekretem wprowadzi w gminie wieczną wiosnę. Projekt wiecznej wiosny bezrefleksyjnie przyklepie przewodnicząca Chilicka w duecie z zastępcą Kieczurem przy huraoptymizmie uległych radnych. Gminnym samorządowcom pobłogosławi piekarz Fijoł i superobywatel Rytwiński. Po tym niebywałym akcie ustawodawczym cały rok w gminie będzie świeciło słońce, będą kwitły bzy, a żądni kulturalnych atrakcji mieszkańcy, każdego dnia będą bawić się na Święcie Bzów. Nie wierzycie? Poczekajcie. Zobaczycie jakie cuda i inwestycje będzie obiecywał amerykański wójt przed kolejnymi wyborami.
Szkoda tylko, że udział wójta i GOKiS w jedynej imprezie kulturalnej promującej nasz region jest prawie żaden. Wg danych z 2017 r. GOKiS na Święto Bzów wydał całe 0 złotych (słownie: zero złotych) mimo że, w planie budżetowym zaplanowano na ten cel astronomiczną kwotę 400 zł. Z drugiej strony może to i lepiej, że wójt Straus wraz z urzędowymi animatorami kultury w Święcie Bzów robią tylko za statystów – za konieczne, powodowane kurtuazją organizatorów, elementy scenografii. Łatwo sobie wyobrazić co by się stało z coroczną imprezą o ustalonej już renomie, gdyby Dariusz Straus przejął nad nią kontrolę i gdyby wcielił się w rolę decydenta oraz jej organizatora. Gminę Siedlisko wójt „animował” przez ostatnich 20 lat ze znanym skutkiem. Z jego bogatym doświadczeniem w tej kwestii imprezę kulturalną ukatrupiłby w jeden sezon.
Przykład naszych sąsiadów w Otyniu uświadamia nam jaką szansę na rozwój gminy zaprzepaściliśmy w ostatnich wyborach. Od lutego do chwili obecnej fotel dyrektora GOKiS w Siedlisku jest nieobsadzony. Ogłoszono konkurs. Nasz wójt cieszy się w regionie sławą i znany jest z wprowadzanych przez siebie od 20 lat standardów postępowania. Dlatego wydaje się, że etat dyrektora GOKiS w Siedlisku długo pozostanie wakujący. W tym miejscu chcielibyśmy zaproponować Darkowi pewne rozwiązanie prawne, które umożliwi mu zatrudnienie na etacie dyrektora jakiegoś kolesia lub następną zastępczynię szanownej małżonki gdyby księgowa popadła w niełaskę. Można to zrobić całkowicie legalnie, bez konkursu i bez konieczności łamania ustawy. Wystarczy zatrudnić „kolesia” jako tzw. pełniącego obowiązki dyrektora GOKiS. Jako p.o dyrektora koleś nie musi mieć żadnego wykształcenia, tym bardziej kierunkowego. Ważne, żeby był kolesiem wiernym, oddanym, lojalnym i przyklepywał radośnie każdą bzdurę, która wykluje się na najwyższych szczeblach siedliskowej władzy. Jako „p.o.” (pełniący obowiązki) będzie mógł do emerytury wygrzewać fotel dyrektorski. Czego z całego serca „kolesiowi” życzymy.