nasi samorządowcy od 20 lat dbają o to, żebyśmy w gminie czuli się jak na safari w Afryce. Dzięki staraniom i osobistemu zaangażowaniu wójta Dariusza Strausa w Siedlisku możemy podziwiać 200 papug, w planach jest hodowanie lwa, żyrafy i pary słoni. Palmy daktylowe ze względu na niesprzyjający klimat nie przyjęły się u wójta w ogródku, dlatego nie zobaczymy ich także w gminie. Ale żeby było bardziej realistycznie wójt i drużyna jego wiernych radnych dbają o to, żebyśmy w gminie, podobnie jak mieszkańcy czarnego lądu, mieli problem z dostępem do czystej wody pitnej.
Czy wiecie ile kosztuje wybudowanie studni z wodą w Afryce? Podpowiadamy – od 2 do 20 tysięcy EURO, w zależności czy kopiemy w piasku czy musimy przebić się przez 300 metrowe podłoże z twardego granitu na afrykańskim Sahelu. W przeliczeniu na złotówki jest to koszt od 8-80 tys. złotych. Czy to wygórowana cena za dostęp do wody pitnej? Nie, tym bardziej, że w gminie ostatnio wydaliśmy na naszą studnię 1 468 948 zł (przebudowa stacji uzdatniania wody) – czyli dużo więcej, a i tak z kranów zamiast wody leci mętna breja. Gdyby w Afryce jakaś pozarządowa fundacja budowała studnie z takim skutkiem jak to robi w gminie nasz amerykański wójt, to mielibyśmy do czynienia z międzynarodową aferą. W związku z tym, że Siedlisko to nie Afryka, o syfie w kranach fundowanym nam przez samorządowców przeczytamy tylko w regionalnych gazetach.
Czy w XXI w. w Europie można mieć problem z dostępem do wody pitnej? Przypadek Siedliska pokazuje, że taki stan rzeczy jest możliwy. W lokalnej prasie regularnie pojawiają się newsy okraszone przekonującymi zdjęciami o tym, że z naszych kranów leci śmierdząca ciecz koloru brązowego. Problem z wodą w Siedlisku nie jest zatem nowy. Pytanie, które należałoby zadać naszemu wspaniałemu wójtowi i radnym brzmi: dlaczego nie potraficie zaspokoić najbardziej podstawowej potrzeby człowieka – dostępu do czystej wody? Zdążyliście się zestarzeć wysiadując gminne stołki. 20 lat grzania foteli w urzędzie, 40.000 dupogodzin, hektolitry wypitych kaw, tysiące przetrawionych pączków i żadnego pożytku dla gminy.
Podobne pytanie choć w mniej ekspresyjnej formie od wielu lat zadają wójtowi dziennikarze oraz odważniejsi mieszkańcy gminy, którzy nie boją się tzw. zemsty wójta. Darek Straus zawsze odpowiada tak samo: woda jest bardzo dobra, ale macie w domach przestarzałe, zanieczyszczone instalacje.
W tym miejscu musimy przyznać naszemu wójtowi rację z tym zastrzeżeniem, że nie mieszkańcy w domach, ale gminne instalacje wodociągowe są przestarzałe i zanieczyszczone. 20 lat bezczynności i zaniedbań mści się i mścić się będzie bardziej niż wójt na Borowcu, gdyż każda najmniejsza zmiana ciśnienia w rurach, zmian kierunku przepływu wody powoduje odrywanie się zanieczyszczeń, które spływają naszymi kranami. Możemy godzić się na prowizorkę i pić wodę z butelek. Nasze sprzęty AGD nie zostały zaprojektowane z myślą o takich kompromisach. Za chwilę gmina będzie płaciła odszkodowanie za uszkodzone zanieczyszczoną wodą pralki i zmywarki.
Mamy dwa możliwe rozwiązania problemu fatalnej wody –
możemy dać wójtowi łopatę i kazać wymienić stare instalacje na nowe.
Upasionemu na pączkach Darkowi i radnym przydałoby się kilkadziesiąt
roboczogodzin z łopatą w ręku, tym bardziej, że część rur naszej
instalacji wodociągowej wykonana jest z azbestu i wypadałoby je jak
najszybciej wymienić.
Możemy też zamówić usługę oczyszczania
wodociągów. Technologie zostały dawno opracowane. Są wyspecjalizowane
firmy w naszym regionie, które się tym zajmują (podpowiadamy, że jedna
ma siedzibę kilka kilometrów od Siedliska). Koszty czyszczenia sieci to
około 10 zł za metr bieżący instalacji. Nie wymagamy, żeby inwestycję
przeprowadzono w ciągu roku. Można jej koszty rozłożyć na kilka lat.
Ważne, żeby problem wody pitnej w Siedlisku doczekał się rozwiązania.
Póki co w gminie dzięki wójtowi i jego osobliwemu upodobaniu do mówiących ptaków mamy małą Afrykę. Żeby było śmieszniej nasze gówna, odbierane przez gminę, trafiają do wód powierzchniowych, a później azbestowymi rurami płyną prosto do naszych kranów. A propos, czy wiecie, że w 2014 r. po kontrolach z Ministerstwa Środowiska nasza mała, biedna, rolnicza gmina zapłaciła łącznie 125.309 zł zł kary za wprowadzanie do wód powierzchniowych ścieków? Gówienka, za których wywóz i utylizację płacimy, wylewano prosto do ziemi. Równie dobrze mogliśmy oficjalnie, we własnym zakresie, opróżnić szamba, pompując syf np. do Odry. Zaoszczędzilibyśmy na opłatach, bo jak się okazało po kontroli ministerialnej – zamiast utylizować gówna, gmina wylewała je do wód gruntowych. Za tę kwotę – 125.309 zł – można było wyczyścić ponad dwanaście kilometrów instalacji wodociągowych w gminie. Ale teraz przynajmniej już wiecie skąd ten brązowy kolor i osobliwy posmak naszej afrykańskiej wody w Siedlisku.
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – podobno papużki pojone gminną kranówką czują się jak u siebie w dżungli i, ku uciesze naszego gminnego Tarzana z wąsem, mnożą się jak szalone.