Drodzy Mieszkańcy,
gdyby w gminie Siedlisko kręcono sequel kultowego thrillera pt. Milczenie owiec, nasz radny Mateusz Brodzik miałby spore szanse na to, by zagrać rolę tytułową. W sztuce milczenia siedliskowy Mateusz osiągnął wręcz mistrzowską biegłość.
Zacznijmy od początku. Wróćmy pamięcią do roku 2018. Pamiętamy bardzo wymowną scenkę, która na trwałe zapisała się w historii samorządu naszej gminy. To nielegalna, wyborcza imprezka, którą pewny kolejnego zwycięstwa urzędujący wójt zorganizował u siebie w gabinecie, w budynku urzędu gminy. Darek kupił pizzę, pączki, kiełbasy i co tam jeszcze było pod ręką, po to by napchać brzuchy wygłodniałym oligarchom. Ci stawili się na rozkaz, by uczcić zwycięstwo pupila, którego przed laty wepchnęli na stołek. Obywatel-Towarzysz Witek Rytwiński rozsiadł się wygodnie u szczytu stołu w wójcinym fotelu. Demonstrował tym samym wyższość nad innymi uczestnikami balangi. Tuż nad nim ustawił się Daruś, czesząc wąsika przyjmował gratulacje od superobywatela piekarza i … strażaka Mateusza Brodzika, który w tym dniu zadebiutował w trudnej dziedzinie całowania, ściskania i poklepywania po plecach wójta.
Panowie się dobrze bawili. Były ochy, achy, całusy, było „mordo ty moja”, nie zabrakło poklepywania po plecach – czyli to, co w naszej gminie uprawiano od lat. Zwycięski wójt ogłosił się królem, rozdał najwierniejszym z wiernych pizzę i zaczął kolejną kadencję w przekonaniu, że będzie jak zwykle. Darek święcie wierzył, że po wyborach mieszkańcy wrócą do domów, ponarzekają trochę, pomarudzą, że wody nie da się pić, że drogi dziurawe, że chodników nie ma i że w innych gminach jest lepiej. Jak któryś coś powie głośniej, tego Daruś uciszy – jak to ma w zwyczaju – i reszta się przestraszy. Innymi słowy będzie jak było od dwóch dekad: póki Straus rządzi Siedlisko się nie zmieni.
Co ważne dla niniejszej opowieści, wśród gości przybyłych na imprezkę zorganizowaną przez Darka Strausa, był strażak Mateusz Brodzik. On też miał co świętować, został świeżo upieczonym radnym gminy wybranym z obozu politycznego urzędującego wójta. Dlatego dziwić się nie należy, że podczas pamiętnej balangi zorganizowanej przez Darka Strausa w urzędzie gminy debiutujący w roli samorządowca strażak uczył się jak ściskać, jak klepać po plecach i jak całować wójta. Wszak władzę zawsze szanować trzeba – tego uczyli na kursach w szkole strażackiej i tę naukę Mateusz Brodzik zapamiętał najbardziej ze wszystkich lekcji, na których uczestniczył w szkole służb mundurowych.
Czy strażak-radny dobrze całuje? Czy wystarczająco czule poklepuje po plecach? Czy ściska dłoń odpowiednio mocno? O tym wie tylko wójt. My wiemy, że za usłużność, spolegliwość i rytualne urzędniczo-biurokratyczne pieszczoty strażak Brodzik pobierał niezłą pensyjkę. W zeszłym roku na konto Mateusza Brodzika, z tytułu pełnienia funkcji radnego gminy wpłynęło łącznie 4.200 zł. Hurrra! Jest się z czego cieszyć, zwłaszcza że radny strażak ograniczył swoją działalność samorządową do minimum. Otóż Mateusz, podobnie jak jego rówieśnik radny Przemysław Wesołowski prawie nie uczestniczy w obradach rady gminy. Meldował się tylko wtedy, gdy trzeba ugasić pożary, które goreją pod tyłkiem wójciny. Stawiał się na obradach sesji, by głosować za udzieleniem absolutorium dla Strausa albo przegłosować podwyżkę pensji dla wójta, lub też przegłosować uchwałę upoważniającą wójta do zaciągnięcia nowego milionowego kredytu, bez którego budżet gminy się rozsypie. Jednak to, co najważniejsze z perspektywy nas, mieszkańców gminy, to fakt następujący: radny Mateusz Brodzik nigdy nie złożył żadnego zapytania, żadnej interpelacji w sprawie polepszenia jakości życia w Siedlisku. Dla porównania radny Stanisław Sawicz tak długo słał pisma, monity oraz interpelacje do Zarządu Dróg aż wreszcie wyremontowano niebezpieczny odcinek drogi wjazdowej do Siedliska zwany „zakrętem ducha”. Podobnie zresztą czynił w sprawie wytyczenia przejść dla pieszych, skutkiem czego takowe powstały. Dlaczego radny Brodzik nie poszedł w ślady samorządowego kolegi? Czyżby świadomość, że musi zredagować pismo do odpowiedniej instytucji w imieniu oraz w interesie wyborców działała nań paraliżująco? Jedno jest pewne – radny Mateusz Brodzik w trakcie obrad sesji rady gminy nigdy nie użył aparatu gębowego, by wydobyć z niego sensowny dźwięk. Milczał niczym baran… przepraszam, niczym tytułowa owca z filmu „Milczenie owiec”.
Przypadek radnego Brodzika pokazuje jak w polityce rodzi się oportunizm i obłuda oraz jakie są tego skutki. Radny zamiast być przedstawicielem woli wyborców, którzy w najgłębszym zaufaniu powierzyli mu mandat, na podstawie którego był zobowiązany do działania w ich interesie, stał się milczącym trybem maszynki do głosowania. Od roli stajennego, który glansuje kopytka kobyłom wójta dzielił go tylko jeden stopień wtajemniczenia.
Dlaczego tak się działo? Czy nasza, siedliskowa społeczność ma pecha do radnych w mundurach? Jak nie Rysiu Kieczur – pracownik Lasów Państwowych – u którego w ogrodzie lało się szambo ukryte pod przemyślną konstrukcją zamaskowaną zieloną siatką, to milczący radny strażak, który pojawia się na głosowaniach po to, by uszczęśliwić wójta-nieudacznika. Czy to mroczne fatum, że mamy takich resortowych radnych? Czy może po prostu zwykły przypadek? Innym pytaniem, które zapewne nie tylko my sobie zadajemy, ale większość naszych czytelników brzmi następująco: jak to się stało, że młody, wykształcony chłopak, pracujący w zawodzie cieszącym się najwyższym zaufaniem społecznym, a do takich zalicza się zawód strażaka, popiera skompromitowanego wójta-nieudacznika, który przez dwadzieścia pięć lat nie potrafił zapewnić mieszkańcom czystej wody w gminnych wodociągach? Czy Mateusz Brodzik był ślepy i nie widział w jakiej zapaści infrastrukturalnej znalazła się gmina rządzona przez Darka Strausa – nieudacznika z Polskiego Stronnictwa Ludowego? A może Mateusz nie chciał tego widzieć? Może bratanie się na zamkniętych imprezach z gminną wierchuszką, z wójtem oraz oligarchami oraz poklepywanie się po plecach było dla niego ważniejsze niż interes mieszkańców i potrzeby gminy Siedlisko? Zapytajcie Mateusza, on wie lepiej jakie ma w życiu priorytety.
Zachowanie Mateusza w roli rajcy gminnego można różnie usprawiedliwiać. Tłumaczyć brakiem doświadczenia. Młodością. Łatwowiernością. Zaufaniem jakim obdarzył wójta, który sprawował urząd ćwierć wieku. W tym zakresie nie byłby on pierwszym, którego Darek Straus omamił bajeczkami na temat swojej zaradności i gospodarności samorządowej. Jednak dzisiaj nie ma to już żadnego znaczenia. Mateusz Brodzik złożył mandat radnego. Tym samym jest on kolejnym po Urszuli Hardy członkiem prowójtowego obozu Siły Kontynuacji, który opuszcza ekipę samorządowych szkodników.
W minionych wyborach samorządowych na Mateusza Brodzika oddano 57 głosów. To dużo. Dla porównania na wyłuszczacza Kieczura głosowało 30 osób. Odliczając Rysiową małżonkę, Rysiową mamusię, Rysiowego bohaterskiego szwagra, który specjalizuje się w gaszeniu wypalanych traw i resztę członków Rysiowej rodzinki, to okazuje się, że poparcie dla działań Rysia w naszej społeczności jest minimalne. Ale wróćmy do wyborów. Ilość głosów oddanych na Mateusza wskazuje, że miał on mocny mandat wyborczy. Ci, którzy nań głosowali postawili przede wszystkim na jego młodość oraz na etos związany z zawodem strażaka. Dzisiaj 57 osób ma powód do tego, by czuć głęboki zawód. Radny strażak zamiast ratować gminę, na spółkę z wójtem – mówiąc metaforycznie – podpalał ją jeszcze bardziej.
W kadencji młodego radnego jest jednak jeden jasny punkt, o którym należy głośno i wyraźnie powiedzieć. Składając mandat Mateusz Brodzik udzielił milczącego wotum nieufności dla urzędującego wójta Dariusza Strausa. Rezygnując z bycia radnym Mateusz Brodzik zrezygnował z tego, co robił do tej pory jako radny: przestał popierać uchwały wójta. Jest to najwyższa forma wyrazu braku poparcia oraz zaufania jaką mógł zademonstrować jako radny wójtowi oraz zapleczu politycznemu, z którego się wywodził. Swoją decyzją wypisał się z samorządowej ekipy popieraczy Strausa, którzy od dekad dewastowali gminę. Za to należą się Mateuszowi wyrazu uznania. Szkoda tylko, że tak późno.
Przewaga wójta w szeregach rady gminy gwałtownie stopniała. Jak pokazało głosowanie nad obniżeniem wynagrodzenia wójta o większościowej przewadze głosów w radzie Straus może zapomnieć. Do kolejnych wyborów prawie rok. Przez ten czas wójt podsunie jeszcze kilka ważnych uchwał, które będzie chciał przegłosować. Jednym z ważniejszych głosowań będzie to, które odbędzie się niedługo. Chodzi o głosowanie nad udzieleniem wójtowi absolutorium. Jeżeli okaże się, że po raz drugi wójtowi nie zostanie ono udzielone, może to skomplikować jego sytuację samorządową.
Paweł P.