Drodzy Mieszkańcy,
jakie wykształcenie ma nasz wójt – każdy widzi. W życiorysie, w rubryczce „Wykształcenie” Darek Straus wpisał nazwy wszystkich placówek edukacyjnych, obok których przejeżdżał. Stąd tyle uniwersytetów i szkół wyższych w oficjalnym biogramie wójta gminy Siedlisko. O tym jak owo bogate wykształcenie przełożyło się wyniki pracy gospodarza gminy, świadczy siedliskowa codzienność. Jeżeli komuś się nie podoba, jeżeli ktoś narzeka na brak inwestycji, na zacofanie infrastrukturalne gminy, na jakość wody w kranach, na dziury w drogach, na brak przejść dla pieszych itp. jest tzw. „oszołomem”, którego wójt zamierza „wyłapać i wywieźć poza granicę gminy”.
Oczywiście Daruś żartował, kiedy opowiadał o łapankach i wywózkach. Wszak zarządzane przez niego Siedlisko, w oficjalnej wersji propagandowej, to kraina mlekiem i miodem płynąca i „miasta nam zazdroszczą” (oryginalne stwierdzenie wójta). A jeżeli chodzi o jakość wody w gminnych wodociągach, to ma ona czystość kryształu. Jeżeli ktoś nie wierzy, Straus zaprasza do gabinetu. Tu pokaże wszystkim niedowiarkom zaświadczenia urzędowe, które czarno na białym potwierdzają, że tak jest.
Darek Straus otoczył się ekspertkami oraz specjalistami z różnych dziedzin. Jedną nich jest wybitna znawczyni reguł ekonomii Bronisława Pawlak. W rubryce „wykształcenie” Bronka Pawlakowa nie wpisuje nic. Gdyby się rozpisała, to nie wystarczyłoby kartek w zeszycie. Każdy, kto raz rozmawiał z Pawlaczką wie, że ma ona zdanie na każdy temat. To wybitna specjalistka nie tylko z zakresu ekonomii ale również poliglotka. Zna biegle kilka języków obcych, a ostatnio, hobbystycznie, wieczorami studiuje dialekt mandaryński, który jest oficjalnym językiem urzędowym w Państwie Środka. Bronka wierzy, że współpraca gminy Siedlisko z Chińską Republiką Ludową to przyszłość! Pawlaczka zasłynęła również pionierskimi studiami etnologicznymi nad życiem codziennym w osiedlach popegeerowskich. Badania empiryczne prowadziła w oparciu o obserwację Osiedla Leśnego w Borowcu. Po wieloletnich badaniach sformułowała tezę, że niedostatki cywilizacyjne jak np. brak wody, niedziałające pralki itp. nie są żadną przeszkodą i że mieszkańcy powinni nauczyć się „prać w ręcach”.
Szkolną koleżanką Bronki Pawlakowej jest Janina Gielec. Janka kończyła te same uniwersytety, co Bronka i zapewne studiowałaby dalej, gdyby nie kariera polityczna w siedliskowym samorządzie. Janka od 1988 r., z poświęceniem godnym polskiej husarii pod Kircholmem, buduje samorządowy dobrobyt w gminie. O jej zasługach dla rozwoju Siedliska moglibyśmy pisać długo. Janka zrobiła tyle, że fiu fiu fiu, z akcentem na fiu. Na salonach politycznych gminy Siedlisko ekspertka Janina zadebiutowała w schyłkowym okresie Polski Ludowej. Gdy komuna upadała Janka wepchała się do Gminnej Rady Narodowej, w której spędziła jedną kadencję (1988-1990r.). Wówczas zapoznała się z dokonaniami pracy innego wybitnego eksperta samorządu Rysia Kieczura, który wtedy już drugą kadencję zastępował tatusia – pana Włodzimierza – na stołku w otoczeniu władzy. Dlaczego Janka, tuż przed upadkiem komuny, zapałała chęcią poczucia smaku bycia na politycznych salonach? Czy dlatego, że jej wybitny, analityczny umysł antycypował nadchodzące zmiany transformacyjne? Upadek komuny wielu skazał na potransformacyjną biedę, ale dla innych był okazją do szybkiego wzbogacenia się. Trudno się dziwić kobiecinie, że chciała skorzystać z tej szansy, którą do małej, rolniczej i ubogiej gminy przywiał wiatr historii. Dzieje transformacji ustrojowej w naszym kraju dowodzą, że nie tylko elektryk mógł zostać Prezydentem, ale koleś z Ameryki Południowej, założyciel Partii X, z tajemniczym czarnym neseserkiem również zaliczył 5 minut sławy. Jeżeli Wałęsa mógł, jeżeli Tymiński dał radę, to dlaczego miałoby się nie udać dzielnej Janeczce?
Talent Janki i Bronki blaknie, gdy na scenę wkracza taki fachura i znawca samorządu jak Rysiek Kieczur. Sława Rysia, który spędził dekady w radzie gminy, paradując w resortowym, zielonym wdzianku, prezentował autorytet Lasów Państwowych, dotarła również na europejskie salony. Dzisiaj cała Bruksela podziwia fotografie zrobione w jego ogrodzie, do którego lało się szambo i w którym wypalano trawy. Plotka głosi, że unijni decydenci, po zapoznaniu się doskonale udokumentowanym obrazem nędzy i rozpaczy w ogrodzie Rysia przeznaczą specjalne fundusze dla Siedliska. Nie potrzeba dużo, kilka milionów euro rozwiązałoby problem. Udałoby się spłacić te długi, które narobił wójt przy aktywnym współudziale i gorącym wsparciu Kieczura. Jeżeli chodzi o edukacje, Rychu Kieczur ukończył jakąś szkółkę, w której uczyli o drzewach, roślinkach i ekosystemach. Lekcje, na których mówiono o szkodliwości wypalania traw i o tym, by nie wylewać szamba do ogrodu, Rysiek opuścił. Nie był na wagarach. Chorował. Ma zaświadczenie – usprawiedliwienie od mamy potwierdzone zwolnieniem lekarskim.
Rychu, to stary samorządowy wyjadacz. Zadebiutował w 1984 roku, gdy objął, niejako po tatusiu – Władku Kieczurze – stołek w Gminnej Radzie Narodowej. Za komuny, na stołku radnego przepierdział Ryszard dwie kadencje w latach: 1984-1988r., oraz 1988-1990r. Po upadku socjalizmu Rychu kontynuował karierę radnego. Tym razem zamiast socjalizmu budował w gminie demokrację. Fakt, że Rysio dobrze czuł się i poruszał w systemie monopartyjnym i równie wygodnie jest mu w pluralizmie demokratycznym świadczy o jego umiejętności dopasowywania się, dostosowywania się. Mimo że ustrój socjalistyczny i demokratyczny są wzajemnie sprzeczne na poziomie aksjologicznym, to Ryszard Kieczur w obu ustrojach poruszał się niczym rybka w wodzie. Działo się tak dlatego, ponieważ Kieczur posiada umiejętność przezwyciężania fundamentalnych sprzeczności etycznych, moralnych i politycznych, po to by być jak najbliżej władzy. Jest to cecha typowa dla oportunistów. Dla Ryśka nie mają znaczenia wartości ani idee. Dla Ryśka ważna jest tylko władza. Nieważne kto rządzi, Kieczur zawsze będzie władzę wspierał. Klepał po plecach pierwszych sekretarzy, teraz klepie Dariusza Strausa – demokratycznie wybranego wójta gminy i uwierzcie nam – gdyby wydawca felietonów, właściciel stacji paliw zwany Cepeeniarzem został wójtem gminy, Rysiu również do niego by się uśmiechał i stał w gotowości, aby służyć.
Rysiek jest ulubionym radnym Darka Strausa. Panowie prezentują ten sam poziom myślenia i troski o fundusze publiczne. Nie tylko wójtowi dobrze z takim radnym, ale Ryśkowi jako radnemu wygodnie pod ciepłą pachą wójta. Rysiu przytulił się do Darka tak mocno, że od 1998 r. na zmianę z wuefistką Gosią Chilicką jest przewodniczącym rady gminy. Jego pragnienie bycia na szczytach władzy spełniło się i nieważne są koszty, jakie musieliśmy ponieść jako siedliskowa społeczność. Durna i bezsensowna polityka samorządowa wójta i jego ekipy mści się każdego dnia. Ale na to Kieczur jest ślepy. Nie zauważa jak szkodliwa jest polityka Strausa. Nie dostrzega jak dewastujące dla finansów publicznych są kolejne kredyty zaciągane na spłatę poprzednich długów. Rychu zrobi wszystko, by podobać się władzy. Nieważne jak będzie toksyczna i jak szkodliwa. Czy to będzie socjalizm, demokracja czy wynaturzony strausizm – Rysiek Kieczur będzie zawsze w gotowości, na baczność, w zielonym mundurku strzelając obcasami będzie salutował i mówił: „Rozkaz!”.
W szeregach członków rady gminy nie mogło zabraknąć eksperckiego głosu prosto z Gabinetu Nauczycielskiego. Kogo, spośród ciała pedagogicznego, mógł wybrać Darek Straus na poplecznika? Który nauczyciel – a zatem osoba wykształcona, po studiach wyższych – zgodziłaby się podnosić rękę za np. likwidacją publicznego przedszkola, czyli za zwalnianiem kadry dydaktyczno-wychowawczej? Albo inaczej – czy nauczyciel matematyki zagłosowałby nad projektem uchwały przygotowanym przez Darka Strausa, w którym planuje się zaciągnąć kilka milionów kredytu na spłatę poprzednich zobowiązań? Czy nauczycielka plastyki, osoba wrażliwa na piękno, byłaby w stanie obojętnie patrzeć na walące się schody do urzędu gminy, na dziurawe drogi, na walające się śmieci w przestrzeniach publicznych? Komu spośród grona pedagogicznego mógł zaimponować samorządowy nieudacznik, prezentujący podręcznikowy przykład nieudolności i niegospodarności miłośnik koni z Siedliska w kowbojskim kapeluszu? Jedyną taką osobą mogła być tylko nauczycielka wuefu. Tylko wuefistce, pani odpowiedzialnej za bieganie i fikołki, czyli za zajęcia wymagające minimalnego zaangażowania intelektualnego, mogła zaimponować prezentowana przez wójta technika woltyżerki. Do tego stopnia, że uczucie uznania dla technik jeździeckich przerodziło się w fanatyczne uwielbienie, zagłuszające zdrowy rozsądek.
Dzisiaj Gosia Chilicka zrobi wszystko, by uszczęśliwić wójta. Jeżeli trzeba zrobi z siebie heterę, zagłuszając głos demokratycznej dyskusji, innym razem wprowadzi radnych w błąd po to tylko, by wywalczyć dodatkową kasę dla wójta. W zamian za wierną, niemalże poddańczą służbę, Darek zaprasza Gosię i jej męża na rauty w gminie i obiadki w restauracjach lub po prostu zabiera na przejażdżkę wozem zaprzęgniętym w dwa konie. Gosia, grzejąc siedzenie na siedzisku tuż obok wójta macha chusteczką do obserwujących zjawisko gapiów i rozdaje uśmiechy, prezentując klawiaturę uzębienia. Jest tedy księżniczką, kopciuszkiem z otchłani Gabinetu Nauczycielskiego, w którym się nikt z nią nie liczył. Ale wcielając się w rolę pierwszej damy Gośka może wreszcie pokazać, udowodnić że jest kimś, że jest ważna. Że ona, zwykła nauczycielka wuefu zrobiła taką karierę. W tym groteskowym spektaklu władzy miłym dodatkiem jest też pensyjka, którą Gosiaczek kasuje każdego pierwszego dnia miesiąca za fuchę w radzie gminy. W zeszłym roku uzbierało się tego 14.400 zł.
Gmina Siedlisko po dekadach rządów siedliskowych ekspertów i specjalistek jest na dnie wszelkich możliwych rankingów. Niezależne kontrole NIK i RIO wykazują rażące błędy i uchybienia. Wyroki niezawisłych Sądów Administracyjnych oraz Karnych także nie pozostawiają złudzeń. My zaś, na co dzień możemy podziwiać smutne efekty pracy wójta i jego ekspertów z rady gminy, którymi się otoczył.
pozdrawiam
Paweł P.
Wstyd za ten hydrant. Fenomen Strausa by go trzasnął