Drodzy Mieszkańcy,
kolejny odcinek batalii sądowych za nami. Pamiętacie zapewne, że Darek Straus wójt-nieudacznik, wytoczył właścicielowi stacji paliw kilka procesów sądowych. Przygotowując pokazową szczujnię sądową ściągnął drogą kancelarię prawną aż z Wrocławia, którą opłacał z budżetu gminy. Dlaczego wybrał najdroższą? Bo ktoś mu podpowiedział, że jak dużo zapłaci, to wygra z Cepeeniarzem i wtrąci go na dwadzieścia pięć lat do lochu. Śmieszne, nieprawdaż? Jedno jest pewne – spektakl z sądem, policją, prawnikami Straus urządził w jednym celu – chciał w swoim stylu zastraszyć wszystkich tych, którzy ośmieliliby się głośno skrytykować jego karykaturalne nieróbstwo i wręcz wzorową nieudolność. Temu miała służyć sądowa pokazówka z Cepeeniarzem. Były dwa procesy karne o obrazę majestatu, dwa o pisanie wierszy, dwa o wydawanie felietonów bez zezwolenia. Do tej pory Straus wszystkie sprawy sądowe przegrywał z kretesem i koszty sądowe, które poniósł właściciel stacji paliw wójt musiał pokrywać z własnej kieszeni. Najnowsza rozprawa, o której za chwilę napiszemy, dotyczyła domniemanego naruszania dóbr gminy Siedlisko, przez wydawcę felietonów.
Wszystko zaczęło się w 2011 roku. Wtedy Daruś ubzdurał sobie, że on i tylko on, jako wójt gminy, może decydować kto, kiedy i w jakich okolicznościach może wykorzystywać logotyp herbu naszej gminy. Przygotował odpowiednią uchwałę i dał do przyklepania radnym-bezradnym: sługusom spod szyldu Siły Kontynuacji. Żeby było śmieszniej uchwałę o używaniu logotypu herbu gminy procedował przewodniczący rady – Rysiu Kieczur. Tak, tak, ten sam Kieczur, który oszpeca biało-czerwoną flagę państwową napisem „KIECZUROWO”. Czy to nie zabawne? Koleś, który bazgrze po fladze narodowej – czyli łamie przepisy ustawy o symbolach narodowych – proceduje uchwałę, dotyczącą zasad używania herbu gminy Siedlisko? Nonsens. Ale po Ryśku można się wszystkiego spodziewać. Jak uczy doświadczenie, Kieczur poucza jak składać dłonie do pacierza i jednocześnie jak spać twardym snem, gdy tuż za oknem, w ogrodzie wypalane są trawy i wylewa się szambo. Idealny nauczyciel z tego naszego Rysia! Wybitna postać! Wzorowy radny! Taki Rysiu, to prawdziwy skarb! Sami przyznacie. Dlatego dziwić się nie można, że potencjał obłudy, dwulicowości i schizofrenii etyczno-moralnej jaki drzemie w pracowniku Lasów Państwowych Ryszardzie Kieczurze dostrzegł nieudacznik Dariusz Straus. Wójt nigdzie nie znalazłby lepszego poplecznika. Rysiu prezentuje idealny poziom schizofrenii moralnej, by firmować zielenią uniformu pracownika służb mundurowych nieudolność wójta gminy. Ile to razy Rysiek prężył się w uniformie leśnika, wciskając kit, że wójta trzeba słuchać, bo ludzie go wybrali? Ile to razy słyszeliśmy płynące z ust Ryszarda tyrady o tym, że trzeba Strausowi dać podwyżkę, bo tak działa demokracja? Czy ktoś o silnym charakterze moralnym wyprodukowałby takie durnoty przy użyciu aparatu gębowego? Nie! Tylko Rysiu, wielki pan kierownik z Lasów Państwowych – koleś, który zatuszował wypadek samochodowy, który spowodował i który teraz próbuje zatuszować aferę ze spuszczanym do ogrodu szambem i wypalaniem traw – jest do tego zdolny. Dzisiaj wszyscy mamy nauczkę i wiemy, by uważać i strzec się takich „kieczurów” – samorządowych szkodników, którzy pod przykrywką munduru, autorytetu instytucji niszczą naszą gminę.
Jak widzimy nie tylko długi pozostawi nam w spadku parka Straus & Kieczur i ekipa radnych nieudaczników ale również straty wizerunkowe. Absurd, w który wpędził gminę nieudolny i niegospodarny wójt będzie się ciągnął za nami smrodem przez lata jeżeli nie dekady. Przykładem jest paradoks z użyciem herbu. To, że Darek Straus nie nadaje się na wójta, bo zarządzać gminą nie potrafi – o tym już wiemy. Piszemy o tym od lat a nasze ustalenia w tej kwestii potwierdzają inspektorzy państwowych służb nadzoru NIK oraz RIO. Na czym w związku z tym miałby polegać ów paradoks? Na tym, że niekompetentny nieudacznik, który nie powinien i nie zna się na zarządzaniu gminą, zarezerwował dla siebie prawo decydowania o tym, kto może używać znaku rozpoznawczego gminy a kto nie? Czy to nie absurd? Oczywiście. Jednak większym absurdem jest to, jak do tego doszło! Wcielenie owego nonsensu w życie było możliwe tylko i wyłączne przy aktywnym współudziale schizofrenika moralnego Rysia Kieczura! Gdyby Straus nie miał sługusa zainstalowanego na stołu przewodniczącego rady gminy, nie mógłby tak łatwo i skutecznie wcielać w życie głupich i szkodliwych uchwał. Wszystkie, przygotowane przez niego projekty legislacyjne byłby nic nie wartymi świstkami papieru, gdyby na stanowisku przewodniczącego rady gminy zasiadała osoba myśląca. Dopóki przewodniczący nie poddałby ich pod głosowanie, byłby tylko bezwartościowymi karteluszkami zapisanymi przez wójta.
Było jednak inaczej. Straus starał się, by zawsze mieć bezgranicznie oddanego mu sługusa u steru rady gminy. Potrzebował figuranta, który przyklepałby jego szkodliwe pomysły. Wiedział jak działają procedury samorządu. On jako wójt może działać tylko na mocy uchwały. Gdy wójt chciał zadłużyć gminę – potrzebował uchwałę rady gminy. Gdy chciał zlikwidować przedszkole publiczne – również potrzebował odpowiednią uchwałę. Gdy chciał dać pożyczkę kolesiowi z PSL-u, również niezbędna była uchwała rady gminy. A gdy chciał ją umorzyć, to zgadnijcie – czego potrzebował wójt? Zgadliście – uchwałę rady gminy! Dlatego nie należy się dziwić, że Straus robił wszystko, by mieć w radzie większość i żeby przewodniczący / przewodnicząca grzecznie chodzili na smyczy, na której ich uwiąże. Wszystko po to, by za fasadą demokracji samorządowej ukryć nieudolność, miernotę, kolesiostwo oraz niekompetencje. Tak według gminnych oligarchów, Ryśka Kieczura, Darka Strausa i reszty betonu zaplecza politycznego nieudolnego wójta miała działać demokracja w Siedlisku. Normalny człowiek taki stan określa jednym słowem: PATOLOGIA
Na ostatniej rozprawie sądowej w charakterze świadka powołanego przez wójta, zeznawała Janka Budzanowa – gminna ekspertka. Janka pracuje w urzędzie od 20 lat. Odpowiedzialna jest za: Ochronę Środowiska, Gospodarkę Rolną i Leśną, Drogownictwo oraz Inwestycje. Wybitną specjalistkę od drogownictwa, inwestycji, parzenia kawy i przerzucania świstków papierków z kupki na kupkę zatrudnił w urzędzie Dariusz. Zatrudniając kuzynkę żony w urzędzie, wójt chciał prawdopodobnie wnieść do biurokratycznej monotonii odrobinę ciepła rodzinnego i miłej, rodzinnej atmosfery. Móc w pracy poczuć się jak w domu – kto z nas o tym nie marzył? A wszystko po to, by osiągać lepsze wyniki i jako gospodarz gminy być bardziej wydajnym.
Janina, zachowując śmiertelną powagę, opowiadała, że w gminie jest świetnie, jest super i że opinie wyrażone w felietonach są „nie są do końca prawdziwe”. Tym samym potwierdziła się nasza teoria o tym, że ulubioną rozrywką wójta i jego podwładnych jest gra w pomidora. Wójt mówi: „Jest wspaniale, gmina się rozwija a ja jestem przedsiębiorczy” – wygrywa ten z urzędników, który ostatni wybuchnie śmiechem. Janina w tej grze musi być naprawdę dobra! 20 lat doświadczenia na stołku gminnego eksperta daje o sobie znać. Budzanowa zeznała także, że gmina za kadencji Strtausa została „zwodociągowana”, że „zmodernizowano wodociągi”, że „wszystkie sale wiejskie zostały wyremontowane” i że „wszystkie drogi zostały wyremontowane”. Janka mówiła również o zbudowanych „orlikach”, „skateparku” oraz o „siłowniach pod chmurką”. Budzanowa żaliła się, że w felietonach „nepotyzm” określany jest sformułowaniem „rodzina na stołkach”, co – wg niej – jest krzywdzące dla niej samej, bowiem jest ona powinowatą wójta. Innymi słowy – Janka czuła dyskomfort z tego powodu, że ktoś głośno potwierdził fakt, że jest pracownicą gminną należącą do rodzinki urzędującego wójta. I teraz widzicie jaki poziom abstrakcji miały zeznania Janiny. Ale to nie wszystko.
Oprócz wyrazów świętego oburzenia z ust Janiny padły szczere wyznania samokrytyki. Otóż, gdy Sędzina zapytała ją o treści w felietonach, Janka odparła, że „nie są one do końca prawdziwe”. Innymi słowy przysłowiowe ziarno prawdy w felietonach jest tak znacznych rozmiarów, że nawet Budzanowa – pracownica urzędu gminy, zatwardziała popleczniczka wójta i jego powinowata, nie była w stanie go nie zauważyć. Zabawne, co nie? Jednak całkiem śmiesznie się zrobiło, gdy Budzanowa zaczęła opowiadać o milionach pozyskanych dofinansowań. Widać, że wykuła słupki z cyferkami i liczbami na pamięć. W jej sądowych zeznaniach miliony pozyskanych dotacji sypały się jak z rękawa. Gdyby zsumować wszystkie środki z funduszy zewnętrznych, o których opowiadała Janka Budzanowa, to zabrakłoby skarpet w całym województwie lubuskim, do których moglibyśmy tę kasę upchać. Tyle tego było. Ba! Co więcej i co chyba najważniejsze – wartki potok dofinansowań, dotacji i bezzwrotnych pożyczek – zdaniem Janiny – płynie w naszej gminie szerokim strumieniem i nic nie zapowiada, żeby źródełko miało nam nagle wyschnąć. Dlatego obawy tzw. „oszołomów” są nieuzasadnione. Janka przekonywała – chociaż nie mamy pewności, czy próbowała przekonać nas, wysoki Sąd czy może bardziej samą siebie – że gmina Siedlisko dowodzona przez wójta-słońce Dariusza Strausa jest na dobrej drodze, ku niebiańskiej sielance i że już niedługo będzie u nas jak w Ameryce. Wszak Dariusz w USA był i wie, jak tam jest. Dlatego bez problemu przerobi „małą, ubogą, rolniczą gminę” w amerykańskie Las Vegas. Potrzebuje tylko jeszcze trochę czasu. Ile? Kolejne 25 lat? 50? Więcej? – Tego nie wiemy.
Kolejny świadek, którego wójt wezwał przed oblicze Sądu, by świadczyć przeciwko Cepeeniarzowi nie stawił się. Ania Rojek – bo o niej mowa – nie dojechała. A szkoda. Gdyby się pojawiła, mielibyśmy okazję zapytać się dzielnej ex pracownicy odpowiedzialnej za gospodarowanie mieniem komunalnym w Siedlisku o to, jakim cudem „przeoczyła” konieczność ponownej wyceny wystawionej do sprzedaży nieruchomości, po tym jak gmina wypoosażyła ją w infrastrukturę rekreacyjną. Dobrze myślicie – chodzi o działkę koniarzy. Nie kto inny – ale właśnie ta drobna, niewinnie wyglądająca blondyneczka, wykonała urzędnicze „przeoczenie / uchybienie / niedopatrzenie” (różnie jest to nazywane przez wójta) w wyniku którego ponad półhektarowa nieruchomość trafiła za grosze w łapki rodziny Strausa. Dzisiaj wiemy, że transakcja ta miała charakter klasycznej sprzedaży na tzw. „słupa”. Z nieruchomości korzysta głównie wójt i następca tronu. To oni są tam najczęściej widywani.
Następna rozprawa o domniemane naruszanie dóbr gminy Siedlisko przez powszechnie szanowanego przedsiębiorcę, prowadzącego u nas sprzedaż paliw, zaplanowana jest na początek przyszłego roku. Zeznawać będzie…. Gosia Chilicka oraz wójt osobiście. Co za niespodzianka! Nasze samorządowe papużki-nierozłączki razem, w sądzie przeciwko Cepeeniarzowi. Będzie zabawnie. Ciekawe, czy podczas składania zeznań Darek będzie trzymał Gosię za rączkę, tak jak miał to w zwyczaju czynić podczas obrad sesji rady gminy, gdy Gosia wpadała w furię i próbowała wszystkich zakrzykiwać? Czy po rozprawie gminna parka utalentowanych samorządowców pójdzie na wspólny obiadek finansowany z budżetu gminy? Czy Darek znowu będzie karmił Gosię? Czy może Gosia dla odmiany nakarmi Darka? O tym przekonamy się już wkrótce.
pozdrawiam
Paweł P.