Drodzy Mieszkańcy,
„Mała, uboga, rolnicza gmina” – tak działacz Polskiego Stronnictwa Ludowego, Darek Straus, określa gminę Siedlisko, w której wójtuje już prawie ćwierć wieku – przypominała w ostatnich dniach plan filmu sensacyjnego. Syreny policyjnych radiowozów, przepychanki i nerwowe rozmowy telefoniczne przerywane głośnymi protestami. Dzisiaj opozycyjni radni i mieszkańcy, którym nieobcy jest los naszej gminy, wspólnymi siłami przeciwstawili się bezdusznej, urzędniczej machinie i samorządowemu szkodnictwu reprezentowanemu przez wójta Dariusza Strausa.
Wszystko zaczęło się pod koniec września 2021 r. Wtedy Straus wydał decyzję o ustaleniu lokalizacji inwestycji celu publicznego – masztu telefonii GSM wraz z niezbędną infrastrukturą. Miejsce, na którym miała zostać zrealizowana inwestycja, to działka nr 256/15. Mieszkańcy gminy nie są przeciwni budowaniu infrastruktury telekomunikacyjnej na terenie gminy, jednak nie tuż pod ich oknami. Trudno się dziwić, że Pan Piotr Gaca, którego dom sąsiaduje z działką na której miał zostać posadowiony maszt, rozpoczął protest. Każdy z nas, absolutnie każdy – bez wyjątku – w jego sytuacji postąpiłby tak samo. Dowiedziawszy się o planowanej budowie Pan Piotr rozpoczął pielgrzymki do urzędu. Wielokrotnie prosił wójta, by zmienił lokalizację. Były też organizowane petycje sprzeciwu realizacji tej inwestycji, pod którymi podpisywali się masowo mieszkańcy. Sprawa nawet stanęła na jednej z sesji rady gminy. Wójt za każdym razem uspokajał Pana Piotra. Poklepywał po plecach, mówiąc: „Nie martw się Piotruś, będzie dobrze. Masztu nie będzie”. Mimo zapewnień, obietnic i poklepywania po plecach, mimo obietnic składanym radnym gminy Siedlisko Darek Straus zgodę na budowę masztu w sąsiedztwie Pana Piotra wydał. Piotr Gaca chwycił się ostatniej deski ratunku i decyzję wójta zaskarżył do Sądu Administracyjnego, w którym sprawa utknęła.
Darek Straus musiał zdawać sobie sprawę z kontrowersji jakie wywoła podpisana zgoda na realizację tej inwestycji w tak newralgicznym miejscu. Dlaczego zatem ją wydał? Dlaczego zrobił to w roku wyborczym, na kilka miesięcy przed wyborami? Pan Piotr Gaca jeszcze do niedawna należał do zagorzałych zwolenników rządów wójta w gminie. W mediach społecznościowych bronił Darka Strausa za każdym razem, gdy pojawiały się głosy krytycznie oceniające jego urzędowanie. Dlaczego zatem Darek podjął tak nieroztropną z punktu widzenia arytmetyki wyborczej decyzję. Przecież nie trzeba być wróżbitą, by przewidzieć, że wybudowanie tuż przed wyborami masztu GSM pod domami mieszkańców mimo ich sprzeciwu raczej mu głosów poparcia nie przysporzy. I tu dochodzimy do sedna sprawy.
Od kilku lat na łamach felietonów, w lokalnej prasie, w mediach społecznościowych systematycznie ujawniane są urzędowe brudy i trupy poupychane w szafach urzędu przy Placu Zamkowym. Co więcej – każda kolejna kontrola państwowych organów nadzoru NIK oraz RIO ujawnia piramidalną wręcz niegospodarność wójta. Nie ma tygodnia, w którym media nie donosiłyby o kolejnych mniejszych lub większych aferkach z Siedliska, a ostatnio rzecznik dyscypliny finansów publicznych zapowiedział bardziej wnikliwą analizę działań wójta. Innymi słowy – zapaść gminy, nieudacznictwo i niekompetencja Strausa oraz orszaku wspierających jego działania lizusów nie jest czczym wymysłem garstki tzw. „oszołomów” jak to do tej pory próbował przedstawiać Darek Straus. Przeciwnie. Skrajnie szkodliwe nieudacznictwo wójta gminy Siedlisko jest faktem potwierdzonym przez służby nadzoru i kontroli. Inspektorów NIK czy RIO nie można nazwać „oszołomami”.
W tych okolicznościach trudno wyobrazić sobie, by Darek Straus – skompromitowany wójt gminy Siedlisko – ponownie wystartował w wyborach. Bo jakimi bajeczkami tłumaczyłby się tym razem? Że Najwyższa Izba Kontroli działa w tajnym porozumieniu z „oszołomami”, którzy zazdroszczą mu władzy w gminie? Że kontrolerzy Regionalnej Izby Obrachunkowej działają na zlecenie jego przeciwników politycznych i chcą mu zaszkodzić pisząc nieprawdę? Nikt w Siedlisku nie jest aż tak głupi, by w takie oderwane od rzeczywistości bzdury uwierzyć.
W związku z tym, jeżeli są to ostatnie dni wójta Darka Strausa w Siedlisku, to znaczy, że nie musi on już w żaden sposób ukrywać prawdziwej natury swoich rządów jako gospodarza gminy. Do tej pory starał się kamuflować nepotyzm i kolesiostwo. Skrzętnie ukrywał, bądź pozorował w taki sposób działania, by za każdym razem mieć podkładkę, alibi dla szkodliwego z punktu widzenia interesu gminy kolesiostwa, z którego przed laty uczynił urzędniczą cnotę i standard postępowania. Oto kilka przykładów.
W 2002 roku wójt Darek Straus sprzedawał gminne mieszkanie w byłym posterunku policji. Tak sprzedawał, tak troszczył się o dobro gminy, że lokal o powierzchni 160 m2 poszedł za 47.000 zł. Kto był szczęśliwym nabywcą gminnej nieruchomości w tak atrakcyjnej cenie? Lokal trafił w łapki synka najwierniejszego przyjaciela wójta. Oczywiście wójt i jego koleś zadbali o to, żeby nikt się nie czepiał i żeby nie było pretensji, że wójt za darmochę sprzedał mieszkanie gminne koleżce. W owym czasie, tj. w roku 2002 , jak podaje portal business Interia, średnia cena 1 m2 mieszkania wynosiła około 1500 zł. Transakcja sprzedaży lokalu o powierzchni 160m2 w cenie poniżej 300 zł/m2 mogła wzbudzić – nazwijmy to – niezdrowe zainteresowanie wścibskich „oszołomów”. W związku z tym, by mieć „alibi” transakcję przeprowadzono na tzw. „słupa”. Formalnym nabywcą nieruchomości nie był synek lokalnego oligarchy związanego ze Strausem, ale mieszkanka Wrocławia – prywatnie siostra żony owego oligarchy, która nigdy w Siedlisku nie zamieszkała. Sprytnie to sobie chłopcy wykombinowali, przyznacie.
Innym przykładem kryptokolesiostwa kosztem gminy jest sprzedaż w 2018 r. luksusowo wyposażonej za gminne pieniądze, prawie pół hektarowej działki rekreacyjnej wraz z oczkiem wodnym, wiatami, zadaszonymi miejscami na grilla, padokiem dla koni itp.. Tę nieruchomość Straus, tuż przed ostatnimi wyborami opchnął za 16 tysięcy ogonkiem synkowi kuzyna. Nie ma takiego przepisu prawa, które zabraniałoby wójtowi sprzedawać gminną nieruchomość członkowi rodziny. Pełna zgoda. Z małym zastrzeżeniem – nad prawidłowością przebiegu transakcji od momentu wyceny do chwili podpisania aktu notarialnego czuwała w gminie pracownica urzędu gminy Ania Rojek – córka kuzynki wójta. Ania „przeoczyła” ustawowy obowiązek, by zlecić ponowną wycenę nieruchomości, jeżeli w okresie między jej wyceną a sprzedażą poczynione zostały zmiany istotnie zwiększające jej wartość. W operacie szacunkowym przygotowanym do przetargu i w pierwotnej wycenie nie ma słowa o infrastrukturze rekreacyjnej, wiatach, padokach, grilach itp., które gmina wybudowała jeszcze przed sprzedażą działki. A przecież zgodzimy się, że tego typu zabudowa kosztuje. Mamy również powody, by przypuszczać, że tę niezwykle korzystną z punktu widzenia nabywcy transakcję również przeprowadzono metodą „na słupa”. Dzisiaj na tejże działeczce, potocznie zwanej „działką koniarzy”, w towarzystwie koni, kolesi, pieczonych kiełbasek regeneruje siły i relaksuje się…. zgadnijcie kto? Tak, główny miłośnik koni w gminie – wójt Dariusz Straus we własnej osobie.
Kryptokolesiostwo również kryło się na zapleczu transakcji związanej ze sprzedażą dawnej stołówki PGR i dużej działki z nią sąsiadującej. Gdy w 2017 Agencja Nieruchomości Rolnych wystawiła je na sprzedaż, Darek zataił informację o przetargu. Nie opublikował jej na BIP, nie wywiesił na tablicy ogłoszeń itp., mimo że ANR stanowczo tego zażądała pod rygorem unieważnienia przetargu. Dlaczego tak się stało? Dlaczego robiono to po cichu, nie informując nikogo? Ano dlatego, że chrapkę na te nieruchomości mieli tzw. przyjaciele królika. I faktycznie, nie nękani przez potencjalnie zainteresowanych konkurentów, lokalni oligarchowie kupili te nieruchomości za grosze. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że budynkiem byłej stołówki PGR zainteresowana była lokalna fundacja, która chciała wymóc na wójcie przejęcie jej do majątku gminy, by urządzić w niej świetlicę dla młodzieży. Niestety, Darek nie wyraził zainteresowania. Dlaczego – wiemy, interes kolesi kolejny raz wziął górę nad interesem gminy.
Mało brakowało również, by lwia część Wzgórza Adelajdy – ostatniej historycznej parceli w sercu gminy – po cichutku, dzięki osobistemu zaangażowaniu wójta Darka Strausa trafiła w łapki kolesi. W 2018 r., tuż przed ostatnimi wyborami samorządowymi Straus osobiście udał się do ówczesnego Starosty, by przejąć nieruchomość do majątku gminy, następnie podzielić i sprzedać kumplom, bo jak mówił „chcieli się rozbudować u podnóża wzgórza”. Darek miał przygotowany nawet gotowy plan podziału wzgórza, który do samego końca skrzętnie ukrywał zarówno przed radnymi jak i mieszkańcami. Gdy wybuchła afera, gdy o sprawie zaczęły pisać media, Straus i kolesie podwinęli kity, pochowali się w norkach udając niewiniątka. Ale prawda jest taka, że gdyby nie interwencja Agnieszki Adamów-Czaykowskiej, Prezes Fundacji Karolat – organizacji, która chwilę wcześniej doprowadziła do rewitalizacji Wzgórza Adelajdy – los tej nieruchomości podzieliłby smutny los Zamku, perły Siedliska, który Straus opchnął w cenie kawalerki w mieście.
Innym kuriozalnym przykładem kryptokolesiostwa była próba bezprzetargowej sprzedaży części Samorządowego Zakładu Budżetowego tzw. „lokalnemu patriocie” w 2022 r.. Jak bezczelny miał być to deal niech świadczy fakt, że żona owego „patrioty” udała się na posiedzenie komisji rady gminy Siedlisko i w zamian za wyrażenie zgody na bezprzetargową sprzedaż zaoferowała …. 10.000 zł. na rzecz gminy. Czy to już jest korupcja? Czy może jakiś nowoczesny model zachowań „patriotycznych”? Czy po prostu głupota? – Tego nie wiemy. Wiemy jednak na pewno, że propozycja przekazania 10.000 zł przez „lokalnego patriotę” na rzecz gminy w zamian za wyrażenie zgody na bezprzetargową sprzedaż nieruchomości komunalnej na jego korzyść została powtórzona przez jego kuzynkę – kandydatkę na wójta gminy Siedlisko – Izę Dysiewicz. Jak widać „lokalni patrioci” mają osobliwy stosunek zarówno do radnych jak i do nieruchomości gminnych. Dla osób postronnych, nieobeznanych z realiami standardów samorządu w Siedlisku, być może brzmi to jak scenariusz powieści fantastycznej, ale takie są fakty. Na szczęście do transakcji nie doszło, mimo intensywnego lobbingu Strausa i intensywnych starań zastępcy przewodniczącej rady gminy Rysia Kieczura, szemrany deal nie doszedł do skutku. Radny opozycji Sławek Pokusa wskazał na poważny błąd merytoryczny w uzasadnieniu uchwały zezwalającej na sprzedaż bez przetargu gminnej działki i projekt uchwały wycofano z procedowania.
Jak to wszystko się ma do dzisiejszych wydarzeń w Siedlisku? Otóż nijak. Bo o ile wcześniej Straus kamuflował szkodliwe z punktu widzenia interesu gminy kolesiostwo, starając się o jakąś formę alibi w postaci to „słupa”, to „przeoczenia pracownika”, to podkładki w formie uchwały, tak teraz już nie ukrywa intencji. Działka, na którą wjechały koparki, by kopać fundamenty pod maszt GSM jest prywatną własnością jego kolegi, który jednocześnie jest podległym mu pracownikiem. Kolega, jeżeli wierzyć jego deklaracjom, ma przytulić 100.000 zł za wybudowanie instalacji nadajnika telekomunikacyjnego na jego prywatnej nieruchomości. Straus mimo petycji, mimo protestów wbrew mieszkańcom wydał zgodę i podpisał się pod wszystkimi niezbędnymi do realizacji tej inwestycji decyzjami. Budowa jest całkowicie legalna.
W gminie Siedlisko jest mnóstwo innych lokalizacji, w których można było posadowić maszt bez narażania się na kontrowersje, bez skłócania mieszkańców i powodowania zamieszania. Wójt, w oczywisty sposób działając w interesie kolegi, wydał oficjalne pozwolenie na realizację inwestycji w kontrowersyjnym miejscu. Co więcej – gmina ma mnóstwo działek, nieruchomości, na których można było posadowić taki maszt i czerpać korzyści z dzierżawy. Stało się inaczej. Tym razem, bez żadnych „słupów”, bez podkładek w formie uchwał rady gminy, interes koleżki zwyciężył nad interesem gminy i mieszkańców.
Na wszystkich etapach postępowania administracyjnego związanych z budową masztu GSM na działce sąsiada Pana Piotra Gacy, pod każdym wymaganym od gospodarza gminy formularzem, druczkiem, decyzją jest podpis i pieczątka wójta gminy. To wójt wydał zgodę na budowę tej inwestycji w tym miejscu. Mimo sprzeciwu Pana Piotra i jego rodziny, mimo protestu okolicznych mieszkańców i mimo petycji złożonych w urzędzie – Dariusz Straus, wójt gminy wydał zgodę na budowę wieży nadajnika GSM wraz z niezbędną infrastrukturą. Wójt mógł wskazać inwestorowi kilka innych lokalizacji, które nie wzbudzałyby kontrowersji. Mógł udostępnić gminną działkę dla realizacji tej inwestycji po to, by gmina a nie osoba prywatna czerpała korzyści z dzierżawy. Mógł, ale po co? Straus nie musi się już kamuflować. Nie musi udawać, że liczy się z interesem mieszkańców. Wie, że nie ma najmniejszych szans w nadchodzących wyborach, już nikogo nie omami bajeczkami o „małej, biednej, rolniczej gminie, w której chciałoby się więcej aczkolwiek piniążków brak (oryginalne słowa wójta)” i nie musi już niczego ukrywać. Wydał zgodę na budowę wieży mimo protestów mieszkańców w myśl zasady „nic mi już nie zrobicie”. Zrzucił maskę troskliwego i zaradnego gospodarza, którą z trudem nosił przez ponad dwie dekady. Teraz może być sobą. Co za ulga…
Niech podsumowaniem dzisiejszego felietonu będą słowa Pana Piotra Gacy, który na forum internetowym w mediach społecznościowych napisał: „Szanowni Drodzy Mieszkańcy, jutro rozpoczynamy protest od godziny 7.00. Kto może i chce wesprzeć sprzeciw, to bardzo proszę, gdyż to nierówna walka. Gdzie wójt powinien być za mieszkańcami a nie za prywatnym interesem kolegi, nota bene pracownika gminy. Ale prywatny interes ważniejszy od społecznego. Ja nie uwierzę w opowieści wójta wysnute z mchu i paproci. Dziś ja potrzebuję Waszego wsparcia. Bo na władzę gminną nie ma co liczyć, mimo słów wójta, który klepiąc plecach mówi „Piotruś idź opiekuj się rodzicami, wieży nie będzie. Jak mieszkańcy nie chcą, wieży nie będzie.” Jak jest zobaczycie sami. Dziś ja borykam się z problemem, jutro może to Was spotkać w innej sprawie.”
Pozdrawiam
Paweł P.